A on im rzekł: Przetoż każdy nauczony w Piśmie, wyćwiczony w królestwie niebieskiem, podobny jest człowiekowi gospodarzowi, który wynosi z skarbu swego nowe i stare rzeczy. Mat 13:52 (BG)
Pan Jezus przyszedł na świat z nową nauką. Nowa była ona dla ludzi – świat duchowy powstał w oparciu o nią i każdy jej w niebie przestrzega. Ale dla Izraelitów, przyzwyczajonych od setek lat do opartego na literze Prawa nauczania Mojżesza i proroków, lekcje Jezusa i apostołów były istotnie nowe, zarówno pod względem treści, jak i ich filozofii. A sens powyższych słów Jezusa brzmi: zwolennicy Jezusa, wykształceni w mądrości Starego i Nowego Testamentu, będą mieli pod dostatkiem starych i nowych głębokich prawd biblijnych. Nawet te stare staną się „nowe”, kiedy padnie na nie promień Ewangelii, rozjaśniającej ich ukryty do tej pory sens – etyczny, typologiczny... Chciałbym skupić się pokrótce na tych „nowościach”, nie tylko nowotestamentalnych, ale również nowościach w sensie ogólnym, na naszej potrzebie nieustannego poszukiwania nowych składników dla naszej wiary, dla naszych „naczyń przeciekających”. Może wyglądać, że staram się udowadniać oczywistości, zauważam jednak taki problem w chrześcijańskiej społeczności, do której należę, a myślę, że w każdej podobne problemy o różnym stopniu nasilenia występują, więc reaguję na to swoim tekstem.