Marcin Luter - Muzyka i kryzys
(6) "Oręż, którym walczymy"
Kontynuacja tekstu: "Oręż, którym walczymy"
Czy młody Marcin też brał udział w tych burdach? Znający go nic nie donoszą o tym, zwłaszcza – to rzecz znamienna – nie czynią mu zarzutów jego przeciwnicy. Sam Luter nie zwykł ukrywać swych grzechów i otwarcie się do nich przyznawał – nie należał on do ludzi, co to radzi wybielają się we własnych i cudzych oczach. Chyba mogą mieć rację ci, którzy wspominają go jako pilnego i pobożnego studenta. Fakt, że w ciągu trzech lat studiów wydźwignął się ze środka skali na poczesne, drugie miejsce, raczej dobrze świadczy o jego pracowitości. Jedną jeszcze rzecz zapamiętali jego towarzysze – Luter lubił muzykę i sam grał.
Nie wiadomo, kiedy i od kogo się wyuczył, ale posiadł umiejętność gry na lutni. Niepospolity to był instrument, z wypukłym, kroplistego kształtu wielkim pudłem rezonansowym, o podwójnych strunach, trudny do strojenia, lecz o pięknym i dostojnym dźwięku. Dziś o lutni zapomniano, chyba, że w kręgach znawców muzyki dawnej – w tamtych czasach był to instrument wielce poważany i jedynie organy ceniono wyżej; wspaniałość ich brzmienia do dziś pozostaje niezrównana. Luter doszedł do biegłości w grze na lutni; zamiłowanie do muzyki zachował zresztą przez całe życie, w przeciwieństwie do sztuk plastycznych – do nich nie miał zrozumienia.
Zajmował się muzyką nie tylko dla przyjemności, czy też jej walorów estetycznych. Była mu lekarstwem na chorobę duszy, która w owych latach zaczęła go trapić. Wcześniejsze swe szkolne czasy w Eisenach Luter wspominał bardzo dobrze. "Kochane Eisenach" – nie napisze tak więcej o żadnym mieście, o żadnym innym miejscu, gdziekolwiek przybywał. W Erfurcie, mimo osiągnięć w nauce, w umyśle Lutra zaczyna się dziać coś niedobrego. Tak, jakby w tym pogodnym obrazie do jasnych barw ktoś domieszał czarnej farby.
Któregoś dnia koledzy znaleźli Lutra leżącego w swym pokoju na podłodze. Nie potrafił się przemóc, by wstać, leżał odrętwiały, niby w letargu. Przyjaciele podali mu lutnię – zagrał i stopniowo wrócił do siebie, pocieszony muzyką.
Co dręczyło młodego człowieka – rodzaj złego ducha, pokrewnego temu, który przyprawiał króla Saula o depresję i szaleństwo? Saul też szukał ratunku w muzyce – istotnie, melodia grana na harfie przynosiła mu ulgę (I Księga Samuela 16:14-23, r. 18:10). Spostrzeżenie to, potwierdzone przez bystrych lekarzy od czasów starożytnych po średniowiecze, stało się podstawą do leczenia melancholii muzyką. Melancholia – po grecku: "czarna żółć", a właściwie jej nadmiar, podług nomenklatury Hipokratesa – czy była to owa czerń, która zatruwała umysł Lutra?
Kontynuacja - część VII. Burza
Cykl: "Oręż, którym walczymy" - spis odcinków
- Tagi: Dawid, depresja, Duch Boży, harfa, król Saul, leczenie muzyką, lutnia, Marcin Luter, melancholia, muzyka, Oręż którym walczymy, protestantyzm, Reformacja