Szkoda...

Kolejny już raz po koncercie wychodzę z uczuciem: szkoda.
Szkoda, że nie zaprosiłam jeszcze pani X i pana Y, szkoda, że Z nie skorzystał z zaproszenia, Szkoda, że tylko jeden koncert, że tylko w tym mieście. Szkoda…
Mnóstwo dobrej energii, emocji, wiele wspaniałych wieści, dobrych nowin, dobrych słów, refleksji, podkreślonych muzyką, w końcu ogrom pracy kompozytorów, autorów, muzyków, śpiewających, dyrygentów, akustyków, oświetleniowców, operatorów, a nawet… tragarzy ;-) i…
Bez względu na to, czy jestem widzem i słuchaczem, czy mam swoją malutką cząstkę w tworzeniu przekazu, mam poczucie, że jest on ważny i… piękny, i chciałabym, aby każdy mógł się z nim zapoznać, aby mógł to wydarzenie przeżyć, aby przynajmniej miało szansę obudzić czyjąś refleksję i zwrócić uwagę na Pana Boga, kogoś podniosło na duchu, pocieszyło, kogoś może otrzeźwiło…
Bardzo doceniam oczywiście wszystkie dobre rzeczy, które wiążą się z samym przygotowaniem koncertu. To jest wiele dobrych chwil spędzonych w chórowej społeczności przy Panu Bogu, przy Jego Słowie, wiele czasu, kiedy chrześcijaństwo można poznawać nie tylko teoretycznie, ale także je praktykować.
I wspaniałym jest wspólne wielbienie Stwórcy i poznawanie Go, i to buduje poczucie więzi między nami, ale wielokrotnie słyszałam opinię (i się z nią zgadzam), że wspólna praca, współdziałanie w jakimś celu, tym bardziej budują społeczność – poznajemy się lepiej, mamy szansę porozmawiać, zauważyć czyjeś problemy a dzięki temu go zrozumieć, albo pomóc, dostrzec inny sposób patrzenia, nauczyć się od innych jak rozwiązać własny kłopot, albo docenić to, co się ma... I pewnie jeszcze wiele „korzyści” można by wymienić, których nie „załatwi” najlepsze nawet kazanie, ani godziny dyskusji nad Słowem.
Tak więc doceniam wagę tej chórowej wspólnoty dla niej samej, i może właśnie dlatego tak mi się marzy, żeby to wszystko dobre mogło trafiać do jak najszerszego grona ludzi.
Szkoda, że ciągle nie wiem, jak spełnić to marzenie.
SYLOE - Szukajcia Pana - z programu IZAJASZ