Pierwszą prawdziwą atrakcją jordańskiej części naszej wyprawy była góra Nebo. Wyjechaliśmy z hotelu w pobliskiej Madabie w zupełnych ciemnościach – i tak nie dało się spać po pierwsze z powodu zmiany czasu (osiem godzin!), a po drugie muezzin z niedalekiego meczetu oznajmił dźwiękiem nie znoszącym sprzeciwu, że zbliża się świt.