Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie
Ew. Marka 10:14
Przysłuchiwałam się ostatnio rozmowie zatroskanych rodziców o skutkach zdalnego nauczania, zamknięcia dzieci w domach bez kontaktu z rówieśnikami. My, dorośli, spotykamy się w różnych konfiguracjach, coraz częściej międzynarodowych, rozmawiamy, słuchamy ‒ nawet atrakcyjna oprawa muzyczna jest możliwa, czerpiemy z tego radość. Ale co z nastolatkami? Małe dzieci można zarazić konsekwencją.
Taka scena: Trwa transmisja nabożeństwa, dorośli gdzieś rozproszeni, dzieciaki w skupieniu malują. Zaczyna się modlitwa, wnuk wstaje i poucza młodszą siostrę: „Ania, wstawaj, jest modlitwa”. Przyzwyczajenie? Na tym etapie ‒ tak. Gorzej z nastolatkami, którym trudno wysiedzieć w miejscu przez dłuższy czas, zwłaszcza gdy ze smartfona nie można korzystać. Siedzą ze zblazowaną miną, może nawet drzemią. Budzą się, gdy ma się dla nich jakieś zadanie ‒ trzeba coś przeczytać, przynieść komuś wody ‒ i jeszcze wtedy, gdy do kazania dołączona jest prezentacja. Przez cały tydzień przecież spędzają wiele godzin przy komputerach na zajęciach szkolnych i jeszcze w niedzielę mają skupiać uwagę?
Wychowanie dzieci zawsze było wyzwaniem. Z zapisów biblijnych niewiele można wyczytać, sporo uwagi karaniu, nauczaniu poświęca Salomon w swoich przypowieściach (Przyp. Sal. 2:1-5; 5:1; 7:1; i inne).
A Jezus przygarniał dzieci, które chodziły za Nim ‒ bo co miały z nimi zrobić kobiety, jeśli chciały słuchać Mistrza? Takich kobiet jest wymienionych z imienia kilka, to i dzieci musiała być gromadka. Uczniowie chcieli je odepchnąć‒ Jezus miał przecież ważniejsze sprawy na głowie, ale wtedy padają te piękne słowa: „Nie zabraniajcie im. Do takich bowiem należy królestwo Boże” (Ew. Marka 10:15).
Pod Krynicą Zdrojem jest mała miejscowość Tylicz, a tam trzy kościoły: mały drewniany zabytek z XVII wieku, przy cmentarzu stara cerkiew, służąca jako kościół pomocniczy miejscowym katolikom, i nowy drewniany kościół. O to wszystko, kiedy przed laty byłam tam z wycieczką, troszczył się jeden charyzmatyczny proboszcz. „Pani, ile ja nocy nie przesypiam, zwłaszcza jak mocno wieje. Przy cmentarzu same wysokie drzewa. Muszę pilnować tych moich zabytków”. Ale dbał też o współczesność. Do nowego kościoła jest zrobiony podjazd dla wózków, a na drzwiach widnieje napis: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”. „Malowidła też są dla nich, niech pytają rodziców, co na nich jest. A jak któryś maluch ucieknie mamie i przyczłapie do mnie w czasie kazania, to co złego się stanie?”. I jeszcze wokół jest ogród ze ścieżkami, do spacerowania z wózkami, przy nich kamienie i różne biblijne sentencje. „A niech matka choćby jedną ze spaceru zapamięta” ‒ z uśmiechem opowiadał „nawiedzony” opiekun tej małej parafii.
Byłam poruszona, bo ileż razy słyszałam: „No, niechże zrobi coś z tym dzieckiem”, „Już dłużej nie zniosę” albo obserwowałam niezadowolenie wyrażane ostentacyjne zamykanymi drzwiami. Mają nie przeszkadzać. Myśleć jak my. Żyć według naszych jedynie słusznych wzorców. To prosta droga, by ławki w kościołach, krzesła w zborach stały puste. Znam te tłumaczenia, że „Pan ich nie pociągnął”. Tylko czy nie zabranialiśmy Mu docierać do serc naszych dzieci?
Życzę wszystkim, by wśród postanowień noworocznych pojawiło się takie: Nie będę przeszkadzał, nie będę nikomu przesłaniał Chrystusa sobą.
I zwyczajnie, po staropolsku: Do siego roku!
- Tagi: Biblia, Chrystus, drewniany kościół, Jezus, katolicy, królestwo Boże, modlitwa, nabożeństwo, parafia, proboszcz, przypowieść, Przypowieści Salomona, Salomon, transmisja nabożeństwa, zapisy biblijne, zbór