Czytanie
Kiedyś zapytano mnie, jaką książkę zabrałabym na bezludną wyspę, odpowiedziałam bez wahania, że Biblię. Teraz po latach, po wielu różnych radościach czytelniczych, odpowiedziałabym wciąż tak samo. To dla mnie tekst absolutny. Nie tylko pouczenia, proroctwa, nauki, ale i piękna, doskonała literatura. Do wielu książek, które bardzo mnie zachwyciły, nie wracam, ale zawsze z przyjemnością, po raz kolejny czytam historie o Józefie, Abrahamie, pięknej i mądrej Ester, czy skromnej i pewno równie pięknej Rut.
Ale zdarzają mi się wciąż niezwykłe przystanki czytelnicze. W prezencie dostałam talon, wybrałam książkę Mariusza Szczygła, Projekt: prawda, Warszawa 2016. Zaczęłam czytać w niedobrym dla mnie czasie. Kiedy uspokoiły się myśli, otworzyłam ją ponownie i trwam w zachwycie. To jeden z tych pisarzy, u którego ważne jest każde słowo, każda konstrukcja zdania.
Dwie refleksje szczególnie zapadły mi w pamięć. „Naucz się pozyskiwać śmierć do życia, tato”. Opowieść o Laosie z refleksją dla ojca, który uważał: po co tam jechać? I historia Teńci i Heńci, które pisały do siebie listy co tydzień przez pięćdziesiąt dwa lata. Dwa zdania: „Droga Heńciu. Rozejrzyj się, jaka piękna wiosna”. Heńcia odpisała: „Rozejrzałam się, no i co z tego, Teńciu? Przecież zaraz znowu będzie jesień”.
„Jedni mówią: świat do mnie nie pasuje. Drudzy: ja nie pasuję do świata” – pisze Mariusz Szczygieł.
Podczas lektury, zastanawiałam się, co bym odpowiedziała, gdyby autor mnie zapytał: a jaką ty masz swoją prawdę? Zwłaszcza, że byłam przy Prawdzie poprzez rodziców, potem zdecydowałam się sama być w Prawdzie, teraz staram się w niej trwać, ale niełatwo sensownie opowiedzieć czym jest dla mnie owa, z dużej litery pisana. A jakaś prawda „życiowa”? Antonimem kłamstwa? A więcej? Jakieś życiowe motto, pouczenie jak żyć, jakieś zadanie, które mam jeszcze wykonać. A może wystarczy być jak Teńcia?
Prawda ojca
Kiedy mama burczała: „znowu gdzieś idziesz”, tata niezmiennie odpowiadał: „wdowom trzeba pomagać. Kto im zrobi? Ty masz mnie”. No racja, ale musiała czasami dosyć długo czekać w kolejce. A on rozdawał swoje talenty i dobroć. Malował mieszkania, naprawiał buty, parasolki, przycinał działkowe drzewka, dzielił się nawozem gdzieś tam zdobytym, ale i doświadczeniem, naprawiał kuchenki gazowe, regulował, czyścił, wymieniał dysze, zawsze zestaw do naprawy miał w pogotowiu. Człowiek „złota rączka”, ale i „złote serce”.
Kiedy bardzo już chory leżał w szpitalu, nadal był sobą. O, jaki zadowolony pacjent, cieszyły się pielęgniarki. „No pewno, jak panią widzę, to wiem, że nie będzie bolało”, mówił, kiedy zakładała mu kolejną kroplówkę.
Nie rozdawał broszurek, nie prowadził teologicznych dysput, dobrocią, dobrym humorem pokazywał co jest ważne. Dla ludzi miał uśmiech, chwilę uwagi, czas na rozmowę, dobre słowo, nawet niekoniecznie pociechy. Nie marudził, nie miał pretensji do lekarzy, pielęgniarek, całego świata, że coś wymknęło się spod kontroli. Rozjaśniał ten świat. Tylko tyle? A może aż tyle!
- Tagi: Abraham, Biblia, czytanie Biblii