Uzdrowienie

Autor tekstu - Violetta Kaleta-Szegidewicz | Data publikacji - piątek, 12 lipca 2013 | Obszar - na Północ

Zamyślenia... (zasłyszane, przemyślane, poszerzone)

Uzdrowienie

fot. Maria Kraska

Mat. 8:1–3

Nad brzegami Jeziora Galilejskiego już od jakiegoś czasu gromadziły się tłumy. Wielu chodziło za Jezusem z ciekawości, chcąc znaleźć się w centrum bieżących wydarzeń. Inni pragnęli posłuchać Tego, o którym opowiadano, że uczy jako mający moc, a nie jako nauczeni w Piśmie (Mar. 1:22). Wśród tłumu byli też i tacy, których do Jezusa wiodła nadzieja.

Pewnego dnia Pan schodzi z góry. Być może, zmęczony wielogodzinnym przebywaniem w tłumie, który ciągle postępował za Nim krok w krok, spogląda na błękitną taflę wody jeziora rozpościerającą się w dole, pragnąc już cichego odejścia na pustynię i posilającego kontaktu ze swym Ojcem. Wtem drogę zastępuje Mu mąż „pełen trądu”, który zamiast śpiesznie się oddalić, wołając: „Nieczysty, nieczysty!”, przypada do nóg Jezusa i prosi: „Panie! jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić!”

Trudno mi sobie wyobrazić, jak wyglądał ów człowiek. Pomagają mi jednak opisy i zdjęcia tej przerażającej choroby zakaźnej, z którą ludzkość zmagała się od wieków, zanim w 1873 roku norweski naukowiec Armauer Hansen odkrył bakterię wywołującą silne zmiany skórne i powodującą w groźniejszej i nieleczonej postaci choroby stopniową utratę czucia w kończynach oraz zwyrodnienia i utratę tkanki.

Za czasów Jezusa chorych nie zamknięto jeszcze w leprozoriach – nastąpiło to dopiero w średniowieczu – ale chorobie tej już wtedy towarzyszyło przekonanie o konieczności odosobnienia, co miało swe głębokie uzasadnienie. U podłoża izolacji trędowatych leżał nie tylko słuszny strach przez zakażeniem, ale i przekonanie, że zostali oni ukarani tą szczególną chorobą ze względu na swe grzechy. Trędowaci już za życia uważani byli za umarłych dla społeczności, bowiem na ich chorobę nie było lekarstwa, a Izraelita mający kontakt z chorym stawał się nieczystym, choć żaden inny kontakt z chorym człowiekiem nie powodował takich konsekwencji. I pomimo, że w zapisie Zakonu (3 Mojż. 13 i 14 rozdział*) znajdujemy dokładny opis postępowania w wypadku uleczenia z trądu, Biblia nie wspomina o takim cudzie uzdrowienia, który wymagałby zastosowania przewidzianych ofiar. Uzdrowienie z trądu Miriam, siostry Mojżesza, nastąpiło bowiem jeszcze przed daniem całkowitego Prawa, zaś Naaman, również cudownie wyleczony z trądu przez Elizeusza, nie był Izraelitą a Syryjczykiem i nie odnosiły się do niego przepisy Zakonu. Z czasem zrodziło się więc przeświadczenie, że cudu uzdrowienia trądu dokonać może jedynie Mesjasz.

I trędowaty biegnący do Jezusa wie o tym i wierzy. Choć jeszcze pozornie wolny, już został skazany – na rezygnację z wszelkich praw, jakimi cieszyli się jego zdrowi bracia, na ból i powolne odchodzenie w śmierć. Jego ciało budzi strach, jeśli nie obrzydzenie bliźnich. Któż mógły pomóc, jeśli nie Mesjasz. Pada więc na kolana i woła: „Jeśli chcesz, Panie ...”.

Nie wiemy, jaka była reakcja tłumu, ale łatwo ją sobie wyobrazić. Może nagle obok Jezusa zrobiło się pusto i wszyscy strachliwie rozpierzchli się na boki, może zaczęto krzyczeć: „Oddal się, tyś nieczysty!”. Ale Jezus odpowiedział: „Chcę, bądź oczyszczony!”. A potem wyciągnął rękę i dotknąwszy zbolałego ciała, którego nikt inny nie ośmieliłby się dotknąć, uzdrowił i uwolnił proszącego.

Ile odwagi i determinacji wymagało takie zachowanie – nie zejść z drogi i nie okryć okaleczonej twarzy rąbkiem chusty, ale narazić się na wzgardę i odrzucenie. Wszystko dla kiełkującej w sercu nadziei.

I ja – jak każdy z nas – bywam trędowata – grzechem, który plami ciało i ducha, choć najczęściej odbywa się to w sposób niewidoczny dla innych. Czasem są to niewielkie plamy aktualnych zachowań, czasem przygasłe wspomnienia przewinień czy złych słów, które niesie się z sobą przez życie, bo nie sposób pozbyć się ich z pamięci, czasem bywają to jednak nieznośne ciężary, których nie udaje się pokonać od lat. I choć lista skaz mogłaby być bardzo długa, a Biblia mówi o nich w wielu miejscach, niech każdy z nas zrobi ją na swój własny użytek.

Z tym balastem codziennie przychodzę do Boga przez Jezusa Chrystusa, bo odkąd wyrównał On za mnie rachunki swą krwią, stałam się Jego własnością – Twoimi byli i Ty mi ich dałeś (Jan 17:6). Pan wprawdzie wszystko wie, bo ustawicznie spogląda na mnie z Góry, ale chce, bym powiedziała: „Jeśli Ty chcesz, Panie!”.

Do uzyskania przebaczenia potrzebna jest świadomość choroby i głęboka potrzeba uzdrowienia, którym towarzyszy poczucie swej własnej bezsilności. Muszę przestać zakrywać swe skazy rąbkiem chusty pobłażliwości i nadmiernej wyrozumiałości względem samej siebie i zdobyć się na odwagę złożenia ich przed Panem – bo tylko On może dać siłę do powolnego pokonywania tego, co plami, uwiera i boli, a to, co niepokonane, może przy końcu mych starań okryć szatą swego przebaczenia – uchylając tym samym ciężar odwiecznego wyroku śmierci: Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć; ale dar z łaski Bożej jest żywot wieczny, w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rzymian 6:23).

Psalmista Dawid pisał: Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość, którego grzech został puszczony w niepamięć. (...)Grzech mój wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: Wyznaję nieprawość moją wobec Pana, a Tyś darował winę mego grzechu. (...)Choćby nawet fale wód uderzały, jego nie dosięgną (Psalm 32).

Cóż za wspaniała pociecha, że leczenie trądu następuje w mym poświęconym życiu każdego dnia.

Uwielbiony niech będzie Pan!


* Przepisy dotyczące trądu - 3 Mojż. rozdz. 13 i 14:

3 Mojż. 13:1-9, 13:10-20, 13:21-28, 13:29-39, 13:40-50, 13:51-59

3 Mojż. 14:1-9, 14:10-19, 14:20-32, 14:33-44, 14:45-57

Udostępnij...

O Autorze

Violetta Kaleta-Szegidewicz