Wiara Syrofenicjanki (1)

Autor tekstu - Samuel Królak | Data publikacji - piątek, 14 lipca 2017 | Obszar - na Południe

Wiara Syrofenicjanki (1)
fot. Małgorzata Kubic

Mk 7:24-30; Mt 15:21-28

Dla wielu z nas większość roku przepełniona jest obowiązkami i pracą. Teraz trwa piękne lato. Poza niedzielami i dniami świątecznymi mamy do dyspozycji jedynie dwadzieścia-dwadzieścia kilka dni urlopu, w czasie których dobrze jest wypocząć – jest to ważne, by móc zregenerować część sił i dobrze funkcjonować. Mając jednak te dni wolne, niejeden chrześcijanin decyduje się na oddanie tego czasu Bogu i braciom, co jest godne szacunku. Jedziemy na spotkania młodzieżowe, chóry, konwencje, jakieś zebrania, warsztaty. Takie spotkania wiele nam dają. Wyjeżdżamy z nich może nie wypoczęci, ale za to pełni radości, dobrych myśli, zbudowani, z nowymi przyjaźniami i relacjami. To jest dobre.

Jednak są i tacy bracia chrześcijanie, którzy chcą część czasu spędzić na przykład na wakacjach. Piękna pogoda, ciepłe morze, coś do zwiedzania, zaplanowany odpoczynek w jakimś egzotycznym zakątku naszej planety. Czy jest w tym coś złego? Przecież to ich czas, ich życie. Ktoś powie: „ale przecież poświęcili oni ów czas i życie Panu, nie powinni więc żyć dla siebie”. Słyszy się czasem głosy dezaprobaty wobec takich wypoczynkowych planów.

Chrześcijanin powinien we wszystkim brać przykład z Pana Jezusa. A czy nasz Pan w czasie swojego ziemskiego życia wybierał się na wypoczynek, brał sobie urlop? - ktoś spyta. A brał. Może się zdziwisz. Jest pewna historia, w której nasz Pan opuszcza ziemie należące do Izraelitów – jeden, jedyny raz, i wybiera się ze swoimi uczniami za granicę, nad morze. I spędza tam nie tydzień czy dwa, ale nawet około pół roku do ośmiu miesięcy (Barclay). Wiesz może, o jaką historię chodzi? Oczywiście, przecież tytuł artykułu zdradził nam już wszystko.

Jezus poszedł w okolice Tyru i Sydonu (Mt 15:21). Nie wszedł do tych miast, ale spędził ten czas w ich pobliżu, na prowincji, bowiem, jak sam kiedy indziej mówił, „gdyby w Tyrze i Sydonie działy się te sprawy, dawno by w worze i popiele pokutowały”. W tych czasach na terenie Fenicji mieszkała pewna ilość Żydów i do nich zapewne udał się Nauczyciel („jestem posłany do zagubionych owiec z domu Izraela”). Oni też przybywali do Niego w okolice Jeziora Galilejskiego, aby słuchać głoszonych przezeń nauk i doświadczać cudów.

W jakim jeszcze celu Pan Jezus wybrał się w te okolice? Zapewne z kilku powodów.

  • Marek wyjaśnia, że „chciał się ukryć” (Mk 7:24). Zamierzał spowolnić bieg wydarzeń prowadzący nieuchronnie do ostatecznej konfrontacji z przywódcami Izraela – starszyzną i kapłaństwem, establishmentem, który był Mu wrogi. Tak się składa, że unikali oni starannie towarzystwa ich zdaniem „nieczystych”. Jeśli nawet swoich pobratymców uważali za Am ha aretz, ignorantów nie znających Prawa, a przez to skalanych, to o ile bardziej Fenicjan. Poza tym Tyryjczycy, jak pisze w swojej apologii „Przeciw Apionowi” Flawiusz, „żywili szczególną wrogość” do Żydów (Ant, I, 13). W ten sposób Pan pozbył się na pewien czas niechcianego towarzystwa. Jeszcze nie nadeszła „Jego godzina”. 
  • Poddał próbie stałość ludu: chcieli Go bowiem obwołać królem. Ludzie fascynują się dziś tym, jutro czym innym. Ci, którzy szczerze Go uznali, zyskali czas, aby z dystansu, w czasie Jego nieobecności, przemyśleć kwestię Jego tożsamości i pełnionej roli. A uwaga pozostałych została przekierowana na inne wieści i wydarzenia.
  • Potrzebował odpoczynku. Trudy pracy misyjnej nie pozostały bez śladu; działalność ewangelizacyjna i cudotwórstwo, życie w podróży, duże obciążenie psychiczne, pozostawanie pod wpływem ustawicznego nękania ze strony wrogów – wszystko to powodowało, że nasz Pan i Jego uczniowie po prostu potrzebowali wytchnienia. Nikt nie jest samowystarczalnym, niewyczerpywalnym źródłem energii, obojętnie czy fizycznej, czy duchowej; nawet Syn Boży szukał wzmocnienia, wsparcia, dalszych wytycznych ze strony Kogoś silniejszego. Dlatego tak często się modlił.
  • Co do uczniów, to czas ten był korzystny do wprowadzenia ich w szczegóły nauki Jezusa. Paul Johnson podaje myśl, zgodną zresztą z prawdą, że Ewangelia zawiera treści proste, „doktrynę publiczną dla mas”, kerygma, i lekcje głębsze, dla wtajemniczonych, dla wewnętrznego kręgu odbiorców, didache. Czas spędzony na „wakacjach” Jezus przeznaczył w dużej mierze na odsłonięcie Apostołom i uczniom głębi swojego posłannictwa. To właśnie wtedy poznali oni szczegóły i wykładnię Jego przypowieści, doktryny będące podwalinami chrześcijaństwa, ogółem całość, którą Jezus przed śmiercią ujął w słowach: „oznajmiłem wam wszystko to, co usłyszałem u Ojca mego” (Jn 15:15).

Skąd wiemy, że “urlop” Jezusa i uczniów trwał tak długo? Pisze o tym W. Barclay:

„Usiedli na zielonej trawie” (chodzi o pierwszy cud rozmnożenia chlebów nad Jeziorem Galilejskim). To tak, jakby ap. Piotr widział tę scenę oczami pamięci. Ta mała cząstka opisu dostarcza nam bardzo wiele informacji. Jedyny okres roku, w którym trawa jest zielona, to późna wiosna, środek kwietnia. Właśnie wtedy wydarzył się ten cud. W kwietniu słońce zachodzi tam około godziny szóstej wieczorem, a więc musiało to być późnym popołudniem.”
(W. Barclay, Ewangelia wg. św. Marka, Wyd. Słowo Prawdy, Poznań 2002, str. 125)

Spotkanie z Greczynką miało miejsce pomiędzy dwoma niezwykłymi wydarzeniami: rozmnożeniem chleba dla 5 tysięcy po żydowskiej stronie Jeziora Galilejskiego i dla 4 tysięcy po stronie pogańskiej. Pierwsze nakarmienie odbyło się wczesną wiosną, Jezus kazał bowiem usiąść ludowi na “zielonej trawie” Mt 14:19.

„Po rozmowie z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami udał się w stronę Tyru i Sydonu (Mk 7,24; Mt 15,21). Tego rodzaju podróż trwała dość długo, jeśli odbywało się ją pieszo. Chcąc uzyskać następne wskazówki co do czasu i miejsca zwracamy się do Ewangelii Marka. W Ewangelii Marka 7,31 czytamy takie słowa: „A gdy znowu wyszedł z okolic Tyru, przyszedł przez Sydon nad Morze Galilejskie, środkiem ziemi Dziesięciogrodzia”. Dość dziwna trasa. Sydon leży na północ od Tyru; Jezioro Galilejskie jest na południe od Tyru. Dziesięciogrodzie stanowiło konfederację dziesięciu greckich miast położonych na wschód od jeziora Galilejskiego. Inaczej mówiąc Jezus udał się na północ, po to, by później pójść na południe.

W naszej sytuacji wyglądałoby to tak, jakby ktoś jechał z Warszawy do Poznania przez Gdańsk. Rzecz jasna, że Jezus celowo przedłużył podróż, by możliwie jak najwięcej czasu spędzić z uczniami przed ostatnią drogą do Jerozolimy. Ostatecznie przybył do Dziesięciogrodzia, gdzie, jak czytamy w Ew. Marka (Mk 7,31; 8,9), wydarzyły się incydenty opisane w naszym tekście. Tu otrzymujemy następną wskazówkę. Nakazał ludowi usiąść. Usiedli na ziemi (epi ten gen). w tym czasie był już środek lata. Trawa była wypalona, pozostała tylko naga ziemia. Inaczej mówiąc, ta północna podróż zajęła Jezusowi niemal sześć miesięcy.”
(W. Barclay, Ewangelia św. Mateusza, t. II, Wyd. Słowo Prawdy, Poznań 2002, str. 162-163)

Mimo, że administracyjnie kraina ta podlegała Syrii, to jednak według Księgi Jozuego należała ona do dziedzictwa Asera – jego dział sięgał aż do “warownego miasta Tyr”. Można więc się wyrazić, że nawet i tam Pan przyszedł do swojego dziedzictwa.

Pobyt ten owiany jest tajemnicą. Ewangeliści rzucają nań niewiele światła. Zaledwie wzmiankują. Właściwie piszą tylko o pewnym ważnym wydarzeniu zaraz na jego początku, które jednak dla nas, braci z pogańskich narodów ma doniosłe znaczenie. Chodzi o spotkanie z niewiastą kananejską, przez jednego ewangelistę nazywaną Greczynką, przez innego Syrofenicjanką.

Greczynka, Syryjka, Fenicjanka, Kananejka – wiele obywatelstw miała ta osoba. Jak to usystematyzować?

Greczynką nazywana jest ze względu na to, że od czasów podbojów Aleksandra Macedońskiego basen Morza Śródziemnego był intensywnie kolonizowany przez ludność helleńską. Fenicja również była w dużym stopniu zhellenizowana. Ludzie mówili tam po grecku, a z tą kulturą związany był też sposób życia, kulty greckich bóstw i wielki wpływ na wszystkie inne dziedziny egzystencji.

Syrofenicjanką nazwana jest dlatego, że Tyr i Sydon są położone w tej części Fenicji, która należała w wyniku podboju do rzymskiej prowincji Syrii. Współcześnie Fenicja oczywiście już nie istnieje, a miasta owe są głównymi miastami Republiki Libanu.

Kananejka – to słowo zdradza nam więcej. Ona była rdzenną mieszkanką tego obszaru, potomkinią starodawnych ludów, których nie wyniszczyli Jozue ani Izraelici.

Jeszcze o tych okolicach. Wskutek działalności Jezusa (i rozproszonego kościoła jerozolimskiego) powstały tam później zbory – już w czasach podróży Apostoła Pawła przyjęli go bracia z Tyru (Dz 21:3-6), a w czasie jego trasy do Rzymu setnik Juliusz pozwolił mu się spotkać z „przyjaciółmi z Sydonu”, co oznaczało zapewne również braci w Chrystusie (Dz 21:3).

Spotkanie Jezusa z niewiastą kananejską stanowi dla nas właściwy początek okazywania łaski poganom. Nie od Korneliusza czy Etiopczyka, ale od spotkania z tą dzielną kobietą zaczął się czas Bożego działania na rzecz pogan. Dlatego historia owej bezimiennej bohaterki jest dla nas bardzo ważna.

(Dokończenie za tydzień)

Udostępnij...

O Autorze

Samuel Królak