Tylko bez przesady...
Z góry przepraszam za poniższą toaletową anegdotę, która jest być może nie na miejscu w religijnym felietonie, ale nie mogę się powstrzymać. Kto miałby się zgorszyć, niech od razu przeskoczy do następnego akapitu. Otóż pewna znajoma opowiadała mi dawno temu, że jej mała jeszcze wtedy córeczka po zakończeniu czynności nocnikowych zwróciła się kiedyś do niej takimi oto słowy: „Mamo, umyj mi pupę, tylko bez przesady...”.
Przesada, jak wiadomo, nie jest dobra w żadnej sprawie. W żadnej? – zapyta ktoś. Czy można przesadzić w czynieniu dobra? Jasne, że nie. Ale można przesadzić w czynieniu czegoś, co się uważa za dobre.
Słyszę czasami i czytam, że niektórzy chrześcijanie oddają Bogu wszystko, co mają. Inni znów mówią, że nie obowiązuje ich przykazanie o odpoczynku przez jeden dzień tygodnia, bo oni wszystkie siedem dni odpoczywają w Bogu. W znajomym mi środowisku religijnym, ale nie tylko, niektórzy pobożni ludzie szczycą się czasem, że chodzą na nabożeństwa trzy razy w tygodniu. No, tego chyba nie można już przecież zganić! Czy aby na pewno?
Bóg wcale nie chce od człowieka wszystkiego. Życzył sobie tylko pierwocin i dziesięciu procent dochodów. Oznacza to oddanie Bogu tego, co pierwsze wśród naszych zarobków i osiągnięć, a potem już możemy sobie zatrzymać całość. Pod warunkiem, że będziemy tego używać zgodnie z Bożym prawem i oddawać Mu dziesiątą część. Niby proste, ale człowiek woli inaczej. Oddać Bogu to, co mu zostaje po rozliczeniu. Czasami przecież Bóg wyjdzie na tym lepiej. Może. Ale Bóg nie chce „wychodzić lepiej”. Chce tego, co pierwsze, a nie ostatnie.
Faryzeusze mieli sprytny wybieg, by nie musieć wypełniać zobowiązań finansowych. Ogłaszali, że to, co posiadają, należy do Boga, a oni tym jedynie administrują (gdzieś jakbym już słyszał coś podobnego), dlatego nie muszą, ba, nawet nie mogą nikomu finansowo pomagać, nawet rodzicom. A Jezus jest bezkompromisowy: „Znosicie słowo Boże przez waszą tradycję” (Mar. 7:13).
Rachuba jest prosta: zarabiam średnią krajową, np. 2,5 tys. netto, 30 tysięcy w roku. Dziesięć procent to trzy tysiące. Na sprawy Boże (utrzymanie sali nabożeństw, posiłki w zgromadzeniu, dojazd na nabożeństwo, organizowanie okolicznościowych społeczności pozazborowych, zakup literatury religijnej oraz innych potrzebnych w moim wielbieniu Boga przedmiotów, itp.) przeznaczam ....... (tutaj niech każdy sobie podliczy i wpisze rzeczywistą kwotę, która mu wyjdzie z takiego podsumowania). A co, jeśli wyjdzie więcej niż dziesięć procent? Świetnie! Tylko trzeba uważać, czy przypadkiem nie okradamy rodziny, innych projektów, a nawet samych siebie. Ale nie doliczajmy do tego pomocy dla ubogich, bo wspieranie ich według prawa Bożego liczy się z innej puli (3 Mojż. 23:22; 5 Mojż. 15:11).
Jeśli ktoś mówi, że oddał Bogu wszystko, a nie potrafi wpisać w miejsce powyższych kropek odpowiedniej kwoty, to oszukuje sam siebie. Ja kiedyś zrobiłem takie podsumowanie i przestałem mówić, że oddaję Bogu wszystko. Staram się natomiast dojść do tego, by oddać Bogu dziesięć procent. Dopiero wtedy wszystko, całe sto procent, będzie święte.
Bóg nie chce, żebyśmy odpoczywali przez siedem dni. Bóg kazał nam przez sześć dni pracować. Ale chrześcijanie oszukują się czasami i mówią, że oni odpoczywają w Bogu cały czas i w związku z tym... pracują również w sobotę i niedzielę. Logiczne. Skoro ich praca jest poświęcona Bogu, to odpoczywają pracując. Skutek jest taki, że nie bywają na nabożeństwach, nie modlą się, nie czytają Biblii, nikomu nie pomagają, bo cały czas „odpoczywają”.
Tymczasem oddany Bogu człowiek poświęca Mu jeden cały dzień w tygodniu oraz stara się dodatkowo odłożyć codziennie trzy razy po kilka lub kilkanaście minut na modlitwę. Może oprócz tego jeszcze poczyta Biblię i rozważy jedno lub dwa miejsca bardziej szczegółowo, zastanowi się nad jakimś duchowym problemem. I ponownie, nie doliczam do tego czasu, jaki poświęcam na napisanie tego artykułu czy przygotowanie wykładu. To jest praca, a nie odpoczywanie. Ale żeby móc ją wykonać, trochę o tych sprawach rozmyślałem i to były chwile uświęcające moje życie.
I znów trzeba uważać. Mam jeszcze w ciągu owych sześciu dni obowiązki, całkiem przyziemne i doczesne. Jeśli jeden dzień w tygodniu (najlepiej oczywiście sobota!) jest oddany w całości dla Boga, a w każdym z pozostałych znajduje się czas na modlitwę i rozmyślanie o Biblii, to wtedy cały pozostały czas jest również święty, nawet jeśli jesteśmy na wycieczce czy oglądamy film. Wszystko może być święte, jeśli tylko pierwiastki i zaczyn są święte (Rzym. 11:16).
A jak to jest z tymi trzema nabożeństwami? Bóg nakazał odbywać tylko jedno zgromadzenie w tygodniu, w sabat (3 Mojż. 23:2) i oprócz tego jeszcze w doroczne święta (uwaga: biblijne – jest ich siedem w roku – a nie wszystkie, zwłaszcza nie te niewiadomego pochodzenia, jak np. Wszystkich Świętych itp.). Ktoś powie, że przecież Bóg nie zabronił też odbywania dodatkowych zgromadzeń w ciągu tygodnia. Pewnie, że nie. Tylko znów trzeba uważać, żeby poświęcając Bogu to, co nienakazane, nie zaniedbać tego, co chętnie by od nas otrzymał. Jeśli w ciągu sześciu dni wykonujemy swoje obowiązki rodzinne i zawodowe, oddajemy Bogu czas na modlitwy „w komorze” (Mat. 6:6) i inne rozmyślania duchowe (osobiste, bo nie wszystko da się rozważyć w zgromadzeniu, razem z innymi), poświęcamy czas dla tych, którzy potrzebują naszej pomocy, odwiedzamy chorych, pomagamy biednym, a także nie zapominamy o własnym ciele, które potrzebuje odrobiny ruchu i odpoczynku, to doprawdy nie pozostanie nam wiele czasu. No chyba że ktoś jest szczęśliwcem i mało pracuje, a dużo zarabia. Tylko wtedy musi się znów zastanowić, na czyj koszt żyje i czy przypadkiem czas, który rzekomo poświęca Bogu, nie jest komuś ukradziony.
Skomplikowane? W sumie nie bardzo. Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku i uczciwości względem siebie i Boga, by nie wołać do Jezusa, jak kiedyś Piotr: Umyj mi jeszcze „i ręce, i głowę” (Jan 13:10). Kto wziął kąpiel, nie musi się jeszcze raz szorować, wystarczy, jeśli umyje to, co się zbrudziło. Ale my, zwykli śmiertelnicy, wolimy na pokaz myć to, co czyste, a plamy skrzętnie ukrywać, bo to i wstyd, i usunąć niełatwo. Myjmy się dokładnie, ale bez przesady. Oddajmy Bogu to, co Mu się należy, a nie wszystko, czyli za dużo tego, co nam zbywa, a niewiele z tego, co wolelibyśmy zachować dla siebie. „Wszystko” w takich sytuacjach najczęściej oznacza „niewiele” albo i „nic”.
PS. To, co piszę, odnoszę przede wszystkim do siebie, zwłaszcza końcówkę przedostatniego akapitu.
- Tagi: Biblia, Bóg, Chrześcijanie, dziesięcina, faryzeusze, Jezus, literatura religijna, modlitwa, nabożeństwo, religia, zbór