Sara na dworze faraona (2)

Autor tekstu - Samuel Królak | Data publikacji - piątek, 29 lipca 2016 | Obszar - na Południe

Myślącym pod rozwagę

Sara na dworze faraona (2)
fot. Piotr Litkowicz

Kontynuacja tekstu: Sara na dworze faraona (1)

W poprzednim odcinku zastanawialiśmy się nad trasą patriarchów do Ziemi Obiecanej, starożytną etyką, temperamentem Egipcjan i darami faraona. Dziś spójrzmy na kolejne zagadnienia, wyłaniające się z 12. rozdziału Księgi Rodzaju.

Siedmioraka obietnica Boża. Pan wezwał wybranego bohatera wiary do opuszczenia kraju i rodziny – do wyjścia z Haranu i pozostawienia Nachora wraz z rodziną w Syrii. Abram miał podjąć na nowo przerwaną z powodu ojca wędrówkę do Kanaanu (Tare był wówczas wciąż patriarchą – głową rodu, a zatem przełożonym Abrahama, i widocznie z jakichś względów zadecydował o wstrzymaniu podróży albo był już poważnie chory i wymagający opieki). Bóg skierował do Abrama swoje słowo po raz drugi – najpierw powołał go jeszcze w Ur[1], za Rzeką (Eufrat). Zauważmy, że w zamian za jedną rzecz obiecane zostaje aż siedem łask!

A uczynię z ciebie (1) naród wielki i (2) będę ci błogosławił, i (3) uczynię sławnym imię twoje, tak że (4) staniesz się błogosławieństwem. I będę (5) błogosławił błogosławiącym tobie, a (6) przeklinających cię przeklinać będę; i (7) będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi.[Biblia Warszawska, Rdz 12:2-3].

Obietnica ta jest progresywna i obejmuje czasowo całą historię ludzkości. Pan istotnie 1) wywiódł już z protoplasty Izraelitów naród, i to nie jeden, a wiele (stąd późniejsze imię Abraham – „ojciec mnóstwa” Rzm 4:18). Potomkowie Abrahama to dziś nie tylko Izraelici, lecz również wiele narodów azjatyckich i północnoafrykańskich, a poza tym prorok ten ma wiele dzieci według wiary (Gal 3:29). Jahwe Bóg 2) pobłogosławił Abrahamowi, dał mu dobre i długie życie, a potem błogosławił jego potomkom, których dzisiaj może już być nawet ponad miliard. Z kolei wszystkie religie monoteistyczne, przyznające się do tego praojca wierzących, liczą ze 3 miliardy wiernych (chrześcijanie – 33% ludności świata, a muzułmanie – 19,2%, razem – ponad połowa ludzkości). Abraham jest więc bez wątpienia 3) sławny, i to chlubną sławą, człowieka, z którym każdy wierzący, muzułmanin, żyd czy chrześcijanin, czy wielu innych, liczy się i chciałby mieć społeczność. Jego imię jest 4) synonimem błogosławieństwa. Myślę, że żyjemy w czasach, kiedy 5) Bóg szczodrze błogosławi tym, którzy zbliżają się do Niego przez wiarę, jak Abraham, ludziom, którzy miłują tego patriarchę i naród wybrany, którzy się od niego uczą. Chodzi o wybieranie spośród jego cielesnych lub duchowych dzieci tych, którzy stanowić będą Małżonkę Chrystusa. Ten okres jednak wkrótce się zakończy i po nim nastąpi 6) karanie ludzi i narodów nienawidzących Izraela, przeciwnych Bogu i wierzącym (w tzw. Wielkim Ucisku i później, na Chrystusowym sądzie). W Abrahamie już dziś 7) błogosławieństwa dostępują wierzący ludzie z każdego narodu, ci, którzy naśladują Jezusa Chrystusa. Wierzę jednak (wyznaję chiliazm), że całkowite wypełnienie ostatniego segmentu obietnicy nastąpi w Królestwie Bożym, kiedy to wszystkie szczepy i narody, także te dziś już nieistniejące, doznają tych obiecanych błogosławieństw.

Oczywiście nie przyszło to Abramowi na pewno łatwo, odpowiedzieć twierdząco na głos Boży. Ale w tym tkwi potęga jego wiary. Wyobraźmy sobie, że dziś słyszymy Pańskie wezwanie: Samuelu, Iwonko, Eraście, opuść Polskę, porzuć pracę i rodzinę, a wyjedź do Afganistanu. Tam udaj się w góry, a ja będę ci błogosławił. Nie wiemy nic, nie znamy języka Afgańczyków, słyszymy, że obowiązuje tam szariat i generalnie jest bieda i co chwilę zamieszki wojenne. Czy łatwo przyszłoby nam zrezygnować z bezpieczeństwa, wygód i świadczeń socjalno-zdrowotnych, z towarzystwa i więzi rodzinnych? I nigdy już nie wracać. Tym porównywalnie było dla mieszkańca rozwiniętej jak na tamte czasy starobabilońskiej kultury (gdzieś czytałem, że mieli już wtedy kafelki w domach!) wyemigrowanie z Mezopotamii.

Etapy wędrówki Abrama – tam i z powrotem. Pan sprawił, że Abram wrócił tą samą drogą dokładnie w to miejsce, z którego wyruszył. Niektórzy, np. Raszi, twierdzą, że przyjaciel Boży podążał tym samym szlakiem, żeby spłacić zaciągnięte wcześniej długi. W to wątpię.

Abram wyruszył z Bet-El (domu Bożego) przez Negew do Egiptu i stamtąd powrócił do Bet-El. Być może tkwi w tym pewna nauka dla nas.

Patriarcha podróżował z miejsca na miejsce ze względu na swoje stada – Kanaan jest regionem w dużej części pustynnym lub górskim, uzależnionym od opadów deszczu. Syn Tarego był więc zmuszony prowadzić styl życia nomady, tym bardziej, że nie miał osiadać wśród miejscowych, lecz trzymać się od nich na dystans. Poza tym Pan obiecał, że odda mu w posiadanie ziemię, którą Abram przemierzy. Również dlatego wędrował on po tej krainie. W końcu jednak doszedł do wniosku, że musi opuścić Kanaan, nastał tam bowiem dotkliwy głód.

Jeszcze o podarunkach faraona. Abram otrzymał od króla Egipcjan wiele bydła, niewolników i zwierzęta juczne, a ponadto złoto, szaty i inne bogactwa tamtych czasów. Dary te doprowadziły później do podziału w rodzinie. Patriarcha podróżował bowiem ze swoim bratankiem, synem Harana, Lotem, który również stał się zamożnym człowiekiem. Ich stada były tak liczne, że kananejskie pola nie mogły wyżywić ich trzód, toteż wszczęły się kłótnie między pasterzami ich bydła. Aby zapobiec ekspansji nienawiści w klanie, patriarchowie postanowili się rozejść. Tak rozdzieliły się ich życiowe drogi. Lot odstąpił od stryja, a z jego potomstwa powstały dwa wrogie Izraelowi narody, które zawsze walczyły przeciwko ludowi Bożemu.

Drugim darem faraona była Hagar. Była to ciemnoskóra niewolnica, darowana Abramowi w zamian za Sarę. Z jej związku z protoplastą Żydów narodził się Ismael, praprzodek Arabów. I choć napisane jest, że Pan był z nim, a do jego matki przemawiał dwukrotnie anioł, to jednak potomkowie Ismaela – narody arabskie – to najzaciętsi wrogowie Izraelitów i chrześcijan, jacy żyją na świecie.

Takie były dary faraona i ich skutki.

Podobnie jest z nami: Naszym zadaniem jest objęcie w posiadanie niebiańskiego Kanaanu. Jesteśmy jak Abraham – przechodniami i podróżnymi. Powinniśmy być. Często jednak w trosce o nasze biologiczne potrzeby i finanse, „zstępujemy” do Egiptu (Egipt położony jest topograficznie niżej niż Palestyna). Zniżamy się do poziomu świata, zajmujemy się rzeczami ziemskimi, żeby zdobyć środki na utrzymanie. Aby zapewnić sobie przetrwanie szukamy zatrudnienia, podporządkowujemy się pracodawcy, klientom – naszym faraonom. Czasem jak ojciec wiary zmieniamy miejsce zamieszkania – wyjeżdżamy z ojczystego kraju.

Jan Chrzciciel był całkowicie poza systemem, żyjąc na puszczy, żywiąc się i odziewając tym, co znalazł. My tak nie potrafimy, szczególnie gdy dodatkowo posiadamy rodzinę, dzieci. Zatem wchodzimy w sieć przeróżnych układów, nierzadko takich, których Pan by nie pochwalił. Czasem ze strachu przed utratą pracy albo akceptacji ukrywamy swoją duchową tożsamość. Ale jej nie da się ukryć – wszystko wyjdzie na jaw, z tym, że nie będziemy już cieszyć się błogosławieństwami wynikającymi z odważnego przyznawania się do Boga.

(Przypomniał mi się przykład jednego brata, którego bardzo szanuję i lubię. Kiedy poznał swoją przyszłą żonę na jakimś studenckim spotkaniu, od razu przedstawił się jej „Jestem X, Badacz Pisma Świętego”. Co by było, gdyby ukrywał swoją religijność przed nią i wyszłoby to na jaw później? Nie wiem. Ale zyskał, a nie stracił w jej oczach, od razu pokazując kim naprawdę jest. Tworzą wspaniałe małżeństwo, podziwiam ich.)

A i te świeckie zdobycze przynoszą więcej trosk niż ulgi. Co z tego, że zarabiam teraz kilka razy więcej niż w Polsce, skoro tu wszystko droższe. Wychodzi na to samo. A dobra materialne, które jednak odkładam, odwracają moją uwagę od spraw Bożych. Dają mi fałszywe poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie, zaprzątają umysł. Widzę też, jak dobrobyt wpływa na braci i siostry – dzieli ludzi, tak jak podzielił Abrama z jego bratankiem. Pieniądze pompują ego, powodują, że człowiek uważa samego siebie za jakąś bardzo ważną instytucję, i w przypadku gdy coś mu się nie spodoba, podrażni dumę czy miłość własną, wtedy zabiera swoją rodzinę i „z wielkim hukiem”, czyniąc wokół siebie szum, opuszcza zgromadzenie.

Przenosząc wnioski z tej historii na swoje życie boję się też, żeby nie stało się tak, że wymodlone przez nas dziecko zostanie pociągnięte przez zachodni świat, zamiast stać się dzieckiem Bożym. Że będzie duchowym Ismaelem, zamiast być Izaakiem. Oby tak nie było.

Odkąd przyznałem się w moim zawodowym środowisku do Pana Jezusa, jestem bacznie obserwowany. I tak bym był, ponieważ jestem jedynym Polakiem w niemieckiej firmie, w której pracuję. Każda moja wypowiedź, moje nawyki a nawet miny i nastroje są przedmiotem zainteresowania kolegów, szefów. Wyrabiają sobie na mojej podstawie zdanie o naszej narodowości. Jest to niezmiernie zobowiązujące. Staram się jednak nie myśleć o życiu jak o drodze usłanej skórkami od banana, na których można się poślizgnąć. Nie skupiam się na zagrożeniach. Usiłuję postępować według ducha miłości i czynić innym to, co sam bym chciał, aby mi robili. W ten sposób czuję, że zachowuję wolność i lekkość. Czasem jednak koledzy zwracają mi delikatną uwagę na nieprawidłowości. Może nie aż tak, jak ów pogański faraon Abrahamowi, ale jednak. I wtedy jest trochę głupio.

Faraonem może być również Szatan – „bóg tego świata” (2 Kor 4:4). Wierzę, że jest to złowroga istota duchowa, osoba, która, jak sama powiedziała, „udziela władzy komu chce” (polecam dające do myślenia zwiastowanie br. Andrzeja Nowaka na ten temat[2]). Jeśli będziesz wstydził się Prawdy i swojego związku z nią, albo obawiał się konsekwencji ujawnienia się, to Diabeł się będzie z tego cieszył i z radością zabierze ci Prawdę (czy pamiętasz przypowieść o ptakach wydziobujących ziarno z drogi?). Szatan jak wszyscy pozostali aniołowie pragnie „wejrzeć w prawdę”, poznać ją, a poznawszy – pozbawić mocy, unieszkodliwić. Gdyby faraon zatrzymał Saraj, to nie doszłoby do poczęcia Potomstwa według Obietnicy. Szatan również zrobi wszystko, co będzie mógł, żeby nie dopuścić do skompletowania Chrystusa. Da ci pracę, wkręci w wir pożądania i zdobywania, zajmie ci głowę wszystkim, co odciągnęłoby cię od spraw związanych z twoją duchową naturą. Trzeba przyznać, że udaje mu się to z wieloma z nas. Mamy tak kompletnie zajęty dzień, jesteśmy do tego stopnia obłożeni obowiązkami, zmartwieniami, opłatami, że rzadko kiedy otwieramy Biblię, prawie wcale się nie modlimy, przychodzimy do zboru nieprzygotowani emocjonalnie i intelektualnie (co szczególnie przykre, kiedy się usługuje Słowem Bożym i nie ma się nic pożytecznego do powiedzenia). Jest tak. Czasem już tylko interwencja Boża, jakieś karanie może nas wyzwolić, otrzeźwić. Może jedynym sposobem na odnowę życia duchowego jest powrót do mniej zamożnego regionu i gorszych warunków materialnych, gdzie jednak jest błogosławieństwo Boże. Ale tu chyba potrzebna jest właśnie interwencja Ojca. Widzę jak niegdyś zaradni, przedsiębiorczy bracia dziś ledwo ciągną. Nie widzę na tą chwilę szans dla siebie i mojej rodziny w Polsce. To straszne. Ale wierzę w Boga i Jego moc. Może jestem w błędzie i muszę zmienić myślenie.

Udostępnij...

O Autorze

Samuel Królak