Miastu i światu

Autor tekstu - Daniel Kaleta | Data publikacji - piątek, 03 kwietnia 2020 | Obszar - na Południe

Miastu i światu

fot. Piotr Litkowicz

Jest piątkowy wieczór, 27 marca 2020 roku. Kończy się kolejny tydzień walki z pandemią koronawirusa. W ciągu jednej doby w samych tylko Włoszech zmarło niemal tysiąc osób. W tym wielu katolickich księży, którzy trzymając się zalecenia, by nie porzucać cierpiących, chorujących i umierających wiernych, sami ulegli zakażeniu. Jeden z nich, 72-letni Giuseppe Beradelli, oddał swój respirator, podarowany mu przez wiernych, młodszemu pacjentowi. Niedługo potem umarł.

Na schodach bazyliki, przed pustym placem, w strugach deszczu 83-letni papież udziela błogosławieństwa miastu i światu. Zamiast publiczności – transmisja radiowa i telewizyjna. Towarzyszy mu krucyfiks, który przez szesnaście dni obnoszono po Rzymie w 1522 roku w czasie nawrotu pandemii dżumy. Zwykle błogosławieństwo „Urbi et Orbi” towarzyszy najważniejszym świętom i watykańskim uroczystościom. Tym razem papież przypomina o ludzkiej słabości, obnażanej przez maleńki, niewidzialny dla oka patogen.


fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Co w takiej chwili może powiedzieć duchowny zmartwionym i przestraszonym ludziom? Co powiedziałby Jezus? Uzdrowiłby czy może upomniał? Jakie uczucia i myśli rodzą się w sercu wierzącego człowieka w chwilach refleksji między troską o zdrowie i życie bliskich a strachem przed chorobą i utratą podstaw egzystencji? Czy to utrapienie jest tylko ostrzeżeniem czy może już karą? Albo też zaczynają się bóle porodowe nowego świata?

Łatwo jest wytykać innym ich błędy. W Chinach podobno zjada się łuskowce, które przekazały ludziom wirusy od nietoperzy. Gdyby ludzie respektowali Boże zalecenia i jedli to, co się do jedzenia nadaje, nie mielibyśmy może całego tego zamieszania. W Europie ogniska epidemii pojawiły się najpierw w ośrodkach narciarskich w Austrii, gdzie nie tylko jeździ się na nartach, ale także potem wieczorem imprezuje. Z pięknego Ischgl i może innych podobnych miejsc w Alpach zaraza rozwieziona została po całej Europie. W Niemczech i USA rozsadnikami wirusa były parady i pochody karnawałowe. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby w Niemczech wypadło to w czasie jesiennych świąt piwa. Klęska włoskiego Bergamo zapoczątkowana została podczas meczu lokalnej drużyny. Była okazja nie tylko do oglądania, ale i do świętowania. Można to wszystko potępić i dodać jeszcze, że umierają przede wszystkim palacze i ci, którzy nie dbają o swoje zdrowie. Upomnienie?

W Korei Południowej epidemia zaczęła się podobno od sekty, a właściwie chrześcijańskiego megakościoła, do którego wirus z Wuhan przywieziony został przez jedną z uczestniczek tłumnych spotkań religijnych. Pierwsze zakażenia w Alzacji miały miejsce podczas chrześcijańskiego kongresu ewangelickiej wspólnoty La Porte Ouverte Chrétienne z Mulhouse. W południowych Niemczech jednym z ognisk zapalnych stał się koncert kościelny lokalnego chóru w Kupferzell-Eschental. Jeden chory chórzysta zaraził wielu przyjaciół w chórze i wśród widowni, a ci rozsiali wirusa po całej okolicy, zanim zorientowali się, że są chorzy. Czy należy z tego wyciągnąć wnioski, że kościoły i duże zgromadzenia religijne są niebezpieczne dla społeczeństwa?

Choroba rozprzestrzeniła się szybko po całym świecie za sprawą licznych kontaktów międzynarodowych, współpracy gospodarczej i politycznej oraz turystyki. Globalizacji zawdzięczamy rozwój i postęp na całym świecie. Umożliwiła nie tylko wymianę gospodarczą, ale przede wszystkim kulturową. W warunkach niebezpiecznej epidemii okazała się jednak śmiertelnym zagrożeniem dla milionów ludzi. Czy w związku z tym powinniśmy wolniej się rozwijać, mniej produkować, sprzedawać, zużywać, podróżować?

Zdaje się, że najlepszą receptą na wszystkie problemy człowieka jest umiar i powściągliwość, do której – oprócz sprawiedliwości – namawiał Paweł Feliksa (Dzieje Ap. 24:25). Przede wszystkim nie powinniśmy jeść wszystkiego, co się rusza, ani uczestniczyć w głupich i pijackich uroczystościach oraz komercjalizować aż tak bardzo sportu i wypoczynku, za to może częściej rozejrzeć się po okolicy i ucieszyć się tym, co pod ręką i blisko, zanim pogonimy za dalekimi i nowymi atrakcjami i podnietami. Ale czy rzeczywiście ta lekcja, którą obecnie odrabiamy, siedząc w domach i spacerując po okolicy, zmieni nas na trwałe? Czy raczej, jak wróżą pesymiści, za rok zapomnimy o koronawirusie i znów zaczniemy gonić za uciekającym czasem, może nawet jeszcze bardziej, żeby powetować sobie poniesione straty. Czy umiemy się uczyć?


fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Samotny starzec w białej szacie na pustym, mokrym placu modlił się: „Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań. Nie obudziliśmy się w obliczu wojen i światowej niesprawiedliwości. Nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. (...) Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie. Teraz, gdy jesteśmy na wzburzonym morzu, błagamy Cię, zbudź się, Panie! Jesteśmy przestraszeni i zagubieni. Jak uczniowie Ewangelii, zostaliśmy zaskoczeni przez nieoczekiwaną i gwałtowną burzę. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jesteśmy na jednej łodzi, wszyscy krusi i zdezorientowani, ale jednocześnie ważni i niezbędni, wszyscy wezwani do tego, by wiosłować razem”.

Oby tylko ta piękna modlitwa i szlachetne wezwanie do wspólnoty i zgodnego „wiosłowania” nie pozostały głosem wołającego na pustym placu.


fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Udostępnij...

O Autorze

Daniel Kaleta