„Noe, wybrany przez Boga”

Autor tekstu - Marta Kaleta | Data publikacji - piątek, 16 maja 2014 | Obszar - Wiadomości Recenzje

„Noe, wybrany przez Boga”

Od dłuższego czasu wyczekiwałam nowego filmu Darrena Aronowsky’ego. Aronowsky, autor świetnych filmów takich jak: „Czarny łabędź”, „Źródło”, czy „Requiem dla snu”, tym razem stworzył dzieło o biblijnym bohaterze – o Noem.

Historia opowiadana przez amerykańskiego reżysera to wierny, ale dość zaskakująco zinterpretowany obraz biblijnej historii – w dzień widać gwiazdy, pojawiają się elementy fantastyki, a „mocarze”, o których czytamy na kartach Biblii, to odbiegające od realistycznego wyobrażenia kreatury. Wizję Aronowsky’ego można tłumaczyć tym, że świat przedpotopowy był zupełni inny, niż ten, który dziś znamy, lub wprowadzeniem niektórych postaci na potrzebę dramaturgii filmu. Ale po prostu można z otwartym umysłem zaakceptować tę interpretację i skupić się na mocnych stronach filmu. A ich jest wiele!

Film pokazał mi różne aspekty, nad którymi nigdy się nie zastanawiałam czytając tę historię w Biblii. Na przykład, dlaczego Bóg chciał zniszczyć ludzkość? W filmie ludzie pokazani są, jako pełne bestialstwa oraz egoizmu istoty. Zachłannie eksploatują oni ziemię oraz z okrucieństwem jedzą zwierzęta. Czyżby była to także aluzja do dzisiejszego społeczeństwa? Film stawia także pod znakiem zapytania fakt, czy Noemu nie było trudno wypełnić żądanie Boże – uratować tylko swoją rodzinę, co wiązało się z zezwoleniem na śmierć innych ludzi, do której Noe biernie musiał się przyczynić.

Kolejnym atutem jest zbudowanie ciekawych psychologicznych portretów postaci: Noego, (którego dobrze wykreował Russell Crowe), jego rodziny (Jennifer Connelly, Logan Lerman, Douglas Booth), przybranej córki (Emma Watson) oraz postaci Tubal-Kaina (Ray Winstone), której reżyser nadał większe znaczenie, niż można wyczytać to w Biblii. Noe to postać niejednorodna – z jednej strony obrońca przyrody, z drugiej fanatyk, który zapędza się nieco w zadaniu, do którego przeznaczył go Bóg. Buduje to dużą dramaturgię, szczególnie w drugiej części filmu, gdy wrota do arki zamykają się, a rodzina i zwierzęta pogrążają się w mroku, w którym nie tylko straszy brak światła, krzyki umierających ludzi, lecz także ciemne zakamarki ośmiu dusz uratowanych w potopie.

Film zyskuje także ze względu na swoją niejednoznaczność. Z jednej strony objawia się ona tym, że Bóg nie przemawia do Noego w sposób prosty i bezpośredni, lecz sam bohater ma problem z interpretacją przekazu Boga. Zamiast przemawiającego głosu z góry, często widzimy obraz pustego nieba, a o interwencji Boga świadczą wydarzenia, które trzeba samemu zinterpretować. Czy ten obraz nie jest bliższy nam, dzisiejszym Chrześcijanom?

Jednym z lepszych fragmentów filmu jest opowieść o stworzeniu, która świetnie łączy obraz jawiący się na kartach Biblii oraz dzisiejsze – naukowe i racjonalne podejście do powstania świata.

Na plus filmu przemawia też to, że pomimo naszej znajomości historii biblijnej, Aronowsky do końca trzyma nas w dużym napięciu. A jak to robi? Nieco nagina fakty biblijne, ale jak dla mnie na korzyść obrazu. Ale żeby to ocenić, trzeba samemu zobaczyć!

Mnie film bardzo się podobał i pomógł mi wyobrazić sobie niedopowiedziane w Biblii szczegóły oraz całą straszną, wręcz bliską horrorowi atmosferę potopu. Ale jak ktoś widział i ma inne zdanie, chętnie podyskutuję o tym w komentarzach.

Udostępnij...

O Autorze

Marta Kaleta