Filipowicz
Warto poznać
W tym roku mija 100 lat od urodzin Kornela Filipowicza, a 90 Wisławy Szymborskej. Ich nieformalny związek trwał wiele lat i to jemu poświęciła poetka jeden z najbardziej znanych, często cytowany wiersz „Kot w pustym mieszkaniu”. O Filipowiczu powiedziała, że to on bardziej zasłużył na Nagrodę Nobla.
A Kornel Filipowicz jest autorem powieści, ale przede wszystkim błyskotliwych opowiadań. Mistrz krótkiej formy. Doskonale skonstruowane, zadziwiają wielością skojarzeń, kunsztem literackim, ciekawymi puentami. Współcześnie pisarz jest nieco zapomniany. Nie wznawia się książek, nie można ich kupić na aukcjach internetowych. Dostępne są jeszcze w bibliotekach publicznych.
W 2010 roku ukazała się piękna opowieść „Byliśmy u Kornela. Rzecz o Kornelu Filipowiczu”. Niezwykle starannie dobrano teksty autora, zamieszczono ciekawe wiersze, wspomnienia o pisarzu, zdjęcia. Twórcy publikacji wykazali się wielka kulturą w doborze materiałów, rzadką dziś umiejętnością pokazania człowieka z jego uwikłaniami, ale ze zrozumieniem, a nie szukaniem taniej sensacji. Książka też skrzy się subtelnym dowcipem, tak charakterystycznym dla dzieła Wisławy Szymborskiej.
Paniom, z którymi spotykam się w Dyskusyjnym Klubie Książki, rozdałam wszystkie książeczki K. Filipowicza, jakie posiada nasza biblioteka miejska. Każda z pań wybrała fragment prozy, przeczytała go i wieczór był magiczny, bo to pisarstwo wysokiej próby. Zawsze uważałam, że wędkowanie to wyjątkowo nudne zajęcie, ale po lekturze opowiadań Filipowicza rozumiem, dlaczego może stać się pasją. To tylko pretekst do zadumy, obserwacji, opowieści wreszcie, bo jak mówiła Wisława Szymborska, która nie lubiła opisów przyrody: „u Filipowicza były one samym sednem, samą istotą narracji. Działo się i w opisach, tworzyły integralną całość, a nie tylko dekorację”. „Oto jestem, oto się przytrafiłem w swojej niewiarygodnej poszczególności” – mówi o sobie Kornel Filipowicz.
Inni o pisarzu:
Aleksander Filipowicz:
„Największym przeżyciem w mojej wczesnej młodości, były latem wycieczki (spływy) kajakowe, na które zabierano mnie już od ósmego roku życia. Głównym organizatorem i duszą tych eskapad był mój Ojciec – Ilja, jak go wtedy wszyscy nazywali. Fascynujące były nie tylko same wyprawy, trwające zwykle około miesiąca, ale cała ich otoczka; przygotowania do wyjazdu, wspomnienia i komentarze po powrocie do domu.
Pamiętam, że co roku przed wyjazdem drewniane kajaki były na nowo malowane. Składaki sprawdzano pod względem szczelności. Ilja martwił się o wspólny sprzęt obozowy. Sprzęt turystyczny – namioty, plecaki, worki brezentowe, kociołki, menażki, manierki, kubki, sztućce – pochodziły wówczas (w latach 50.) przeważnie z demobilu. Był to amerykański sprzęt wojskowy”.
Karl Dedecius:
„Szczery, bez najmniejszego cienia fałszu, uczynny bezinteresownie, poświęcał mi w Krakowie nie tylko długie godziny, ale i całe dni, ażeby mi pokazać to i owo, pomóc w załatwieniu spraw codziennych i przyziemnych. Nie był rozwlekle gadatliwy, nie „kradł” czasu; mówił mało, przyciszonym i bardzo sympatycznym głosem, mówił z namysłem, rozsądnie, nigdy złośliwie, kogokolwiek by to dotyczyło. Ale jego sądy były własne, niebanalne, niezależne od jakichkolwiek presji lub obsesji. Lubiłem go bardzo, widywałem chętnie, często wraz z Wisławą Szymborską. Byli idealną parą pod każdym względem, uzupełniając się doskonale. Mogę powiedzieć, że Kornel był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Podobały mi się jego zasady, jego współczucie okazywane nawet przeciwnikowi, jego szlachetny humanistyczny socjalizm. Pamiątki po Kornelu chowam jak klejnoty”.
Nie sposób i nie miejsce na to, by przywoływać więcej tekstów. Zachęcam do czytania książek Kornela Filipowicza. Tyle w nich spokoju, rozumienia świata, drugiego człowieka.
I proponuję wiersz, który mnie szczególnie urzekł.
MODLITWA
Jedni modlą się za Kościół i ojczyznę
Drudzy proszą o zdrowie dla swoich dzieci i żon
Jeszcze inni błagają Boga aby oddalić raczył
Wojnę i burzę powódź suszę głód
A ja znam człowieka
Który jest nie wiem jak go nazwać
Takim samolubem
Że co dzień przed zaśnięciem
Nie modli się o nic więcej
Tylko o to
Żeby na stare lata coś mu nie odbiło
Żeby niewczesne ambicje
Nie kazały mu zrobić czegoś takiego
Czego by dawniej zrobić nie chciał
A co by go teraz cholernie przed nim samym
I w oczach innych
Ośmieszyło
Prosi więc Pana Boga i wszystkich świętych
Błaga swych zmarłych rodziców
I sam siebie zaklina
Żeby mu się na stare lata nagle nie zachciało
Być generałem honoris causa dyrektorem wodzem
Żeby mu się broń Boże nawet nie przyśniło
Że dekorują go jakimś medalem
Dyplomy wręczają
Odznaczenia laurki koperty i kwiaty
Piją jego zdrowie i sto lat mu śpiewają
No cóż
Każdemu wolno prosić Pana Boga
O co chce.