U ortodoksów jeszcze raz

Autor tekstu - Ela Dziewońska | Data publikacji - piątek, 08 maja 2020 | Obszar - Wiadomości Recenzje

U ortodoksów jeszcze raz
Kadr serialu Unortodox

Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie miało być poznane i nie miało wyjść na jaw” (Ew. Łukasza 8:17 BW). Kiedyś niepokoiło mnie to zdanie. Czyli nie mogę mieć żadnych tajemnic, nic tylko mojego, własnego? I doczekałam czasów, kiedy jest wręcz potrzeba opowiadania o sekretnych sprawach, myślach, marzeniach. Wystarczy zobaczyć, jak dobrze sprzedają się biografie, bardzo osobiste opowieści, zapisy rozmów. Na portalach społecznościowych też „wszystko na sprzedaż”. To już budzi czasami mój niesmak.

Jest też moda na wywiady, rozmowy z członkami sekt, kościołów, którzy opuścili swoje społeczności. Książki znajdują czytelników, filmy widzów, ale czy tylko o sensację i zyskanie sobie popularności chodzi? Autorka poruszającej opowieści Unorthodox, Deborah Feldman, nie kryje, że między innymi napisanie książki pozwoliło jej wyjść z opresyjnego środowiska nowojorskiej chasydzkiej społeczności żydowskiej Satmar.

Kolejne opowieści o bardzo zamkniętych wspólnotach chasydów możliwe są dzięki temu, że ktoś wpuścił widza do środka, ktoś opuścił tę społeczność i – nie radząc sobie być może z traumą opuszczenia i odrzucenia – opowiada o przyczynach drastycznych zmian w życiu. Nie słychać oburzenia, bo członkowie Satmar czy ultraortodoksyjnej grupy z Jerozolimy nie oglądają filmów, nie czytają innych książek niż te, które są dopuszczone przez rabinów. Mnie to interesuje, bo nie znam tych środowisk. Podobają mi się filmiki pokazujące mężczyzn w kapeluszach,wysokich czapkach, którzy śpiewają, tańczą albo pochylają się nad Torą czy medytują przy Murze Płaczu. Widziałam kiedyś taką grupę radośnie śpiewających, pląsających po uliczkach na krakowskim Kazimierzu podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej. Pobożni. Nawet nie zastanawiałam się, jak wygląda ich codzienne życie. Niedawno zaczęłam czytać książki o Izraelu, o tych, co wyjechali, ale i tych, którzy mimo swego pochodzenia nie znaleźli tam dla siebie miejsca.

Dziś już wiem. Chasydzi to niejednoznaczne określenie. Dobro, pobożność mieszają się z okrucieństwem. Opowieść o rodzinie Shtisel to sielanka przy miniserialu Unorthodox. Film jest inspirowany powieścią Debory Feldman, ale dość swobodnie. Jak to zwykle bywa, nie da się uciec od porównań, ale to są dwa odrębne byty, każdy ciekawy w swojej kategorii.

Książka okrzyknięta została bestsellerem i łatwo można dać się zwieść. Autorka dziękuje wielu osobom za pomoc, za wsparcie, kończy jakiś kurs pisania i dostajemy poprawnie napisaną opowieść, ale nie brak tu dłużyzn, informacje obroniłyby się w reportażu, lecz w powieści już niekoniecznie. Feldman przyjęła narrację pierwszoosobową, ale takim samym językiem opisuje dzieciństwo, jak i sposób myślenia, działania dorosłej kobiety. To rozbudowany pamiętnik, ale te same sformułowania wkładane w usta dziecka, potem nastolatki i wreszcie dojrzałej osoby tworzą dość monotonną opowieść. Narratorka, opisując swoje dotychczasowe świadome życie, zranienia doznane już w dzieciństwie, próbuje zrozumieć mechanizmy, w jakie była uwikłana, kształtujące jej osobowość. Wyrzuca z siebie gniew, chce poradzić sobie z traumą, usunąć z pamięci złość, jaką w niej budzi świeżo poślubiony chasyd, który nie oszczędza jej przemocy i traktuje ją bardzo instrumentalnie. Tymczasem zgodnie z pouczeniami, jakie młoda mężatka otrzymuje od pobożnych kobiet, powinna się na to godzić, bo mąż w domu i w małżeńskiej łożnicy jest królem. Poznajemy drogę dziewczyny, od której już wcześniej odsuwano się ze względu na trudnych do zaakceptowania przez satmarską społeczność rodziców, co sprawiło, że buntuje się ciągle, odkąd pamięta. I walczy o swoje miejsce. Uczy się pilnie angielskiego, by czytać książki – pierwszą, jaką kupuje, jest Talmud. „Mówią nam, że nic dobrego nie wynika z edukacji… to pierwszy etap na ścieżce folgowania sobie, która – jak zawsze zapewnia Zajde – jest niekończącym się pasmem pomyłek, odwodzących Żyda od Boga tak daleko, że jego dusza popada w duchową śpiączkę”. Bohaterka nie godzi się z zakazem opuszczania dzielnicy, czytania literatury pięknej, ale dopiero gdy dostępuje kolejnego wtajemniczenia, czyli zawiera związek małżeński z pobożnym Żydem, zaczyna więcej rozumieć. Osaczona, upokorzona przez toksyczną rodzinę męża, podejmuje nowe, skomplikowane obowiązki, jak choćby częste chodzenie do mykwy, będące przyczyną różnych dolegliwości, czy do rabina z dowodami czystości na skrawkach materiału. Esti, alter ego autorki, z trudem się z tym godzi. Ale celem jej małżeństwa jest urodzenie gromadki dzieci, bo ci Żydzi postawili na prokreację – tak rozprawiają się z Holocaustem: wymordowano nas, musimy się odrodzić, „to ostateczna zemsta na Hitlerze”. Wszelkie niepokoje świeżo upieczonej mężatki mają wynagrodzić drogie prezenty od męża i jego rodziny.

Pytanie, czy musimy poznawać szczegóły jej intymnego życia, wywoła na pewno różne odpowiedzi. Nie lubię takiej otwartości w literaturze, chyba że opowieści wychodzą spod pióra mistrzów (np. G. Marqueza), ale wiem, że ma to wywołać szok, jest potrzebne, by ustawić czytelnika po stronie dziewczyny. I to się chyba udaje, choć i budzi się żal, bo nie tylko ona jest ofiarą tego specyficznego systemu. Czy książka pomoże komuś zmienić życie? Esti po wielu komplikacjach rodzi chłopca, zaczyna studia, ale nie chce już żyć w zamknięciu. Chce, by dziecko miało inne niż ona życie. Mieszkają już w sąsiedniej dzielnicy, ale pragnienie zupełnego odcięcia się jest wciąż silne. Znajduje ludzi, którzy ją wspierają, i udaje jej się opuścić rodzinę oraz – co graniczy prawie z cudem – zabrać ze sobą dziecko. I dopiero w opowieści o małym, ślicznym chłopcu pojawiają się czułe słowa. O miłości nikt nie rozmawia.

Inaczej jest w filmie. Tu akcja toczy się dwutorowo. Poznajemy brookliński Williamsburg i życie młodych w Berlinie, ale w scenach retrospektywnych oglądamy, jak żyła serialowa Esti w ortodoksyjnej dzielnicy. Trafiamy m.in. w sam środek chasydzkiego wesela, widzimy, jak wygląda edukacja seksualna (a raczej jej brak) młodych chasydzkich kobiet.

Reżyserką serialu jest Niemka, Maria Schrader, scenarzystką i producentką Anna Winger. Wykorzystują ogólny klimat opowieści D. Feldman, ale wprowadzają nowe wątki, prowadzą uciekającą dziewczynę, Esti Shapiro, przez inne doświadczenia. Świetna jest rola głównej bohaterki, gra ją Shira Haas. Filmowej Esti matka zostawia dokumenty, które dają jej przepustkę do nowego życia. Dziewczyna ucieka do Berlina. Wybiera niełatwą drogę, ale spotyka przyjaciół i w końcu może liczyć na matkę. Wspomina swą „drogę przez mękę”, ale autorki serialu łagodzą niektóre zachowania społeczności, nawet kobiety w mykwie są bardziej przyjazne niż w książce, podobnie kobieta wprowadzająca młodą dziewczynę z problemami zdrowotnymi w tajniki małżeńskiego życia. Zdarzają się zabawne momenty, kiedy Esti próbuje odnaleźć się w nowym środowisku. Kupuje dżinsy, które były dotąd absolutnie niedozwolone, zaczyna widzieć siebie inaczej. Poruszająca jest scena, gdy wchodzi do jeziora, oczywiście kompletnie ubrana, i zdejmuje perukę. Krótkie włosy będą symbolem jej wolności. Wcześniej kolega informuje ją, że po drugiej stronie jeziora jest willa, gdzie naziści podejmowali decyzję o ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej. Kąpiel to jej zwycięstwo nad wieloma problemami.

Społeczność „pobożnych” nie jest idealna, choć taki obraz starają się sami budować. Pedofilia, problemy nazywane ogólnie LGBT też ich nie omijają. Wykluczeni nie mają prawa powrotu, nie mogą spotykać się z rodziną, zamykają sobie dostęp do całego dotychczasowego życia. Tyle wiemy z książki i filmu, a jak jest naprawdę? Warto przeczytać książkę i obejrzeć film, bez założenia, że to są te same opowieści i że to jest jedyny i prawdziwy obraz społeczności Satmar.




Kadry serialu Unortodox (Netfilx)


Cytaty pochodzą z książki Deborah Feldman, Unortodox, Warszawa, Poradnia K 2020

Udostępnij...

O Autorze

Ela Dziewońska