Pierwszym maratończykiem nie był Grek, tylko Żyd

Autor tekstu - Daniel Kaleta | Data publikacji - piątek, 08 maja 2015 | Obszar - na Zachód

Pierwszym maratończykiem nie był Grek, tylko Żyd

fot. Estera Kubic

Żydzi przyzwyczaili już świat do tego, że przodują w wielu dziedzinach. W dawnych czasach przekazali ludzkości najlepszą religię i kulturę. Przez wieki byli znani jako znakomici lekarze i prawnicy. Współcześnie wielu świetnych naukowców, wynalazców, finansistów, twórców i artystów wywodzi się z tego starożytnego i zasłużonego narodu. Jednak w dziedzinie sportu Izraelici nigdy nie mieli zbyt wygórowanych ambicji. Judaizm nie bardzo podkreśla bowiem wartość sprawności fizycznej.

Żydzi w diasporze słynęli z tego, że woleli dzieci uczyć grać na skrzypcach, niż posyłać je do klubów sportowych. Bardziej im się podobało, gdy przebiegały wzrokiem rządki kształtnych liter w zwojach, niż gdy przebierały nogami po boisku czy bieżni. W dorosłym życiu chętniej się też posługiwali piórem i liczydłem niż szpadą lub oszczepem. Oczywiście po odrodzeniu państwa Izrael wiele się w tej dziedzinie zmieniło.

Okazuje się jednak, że również w niektórych dziedzinach sportu Izraelitom należy przyznać palmę pierwszeństwa. Współczesne biegi maratońskie zostały odrodzone w 1896 r. w nawiązaniu do romantycznej i niekoniecznie prawdziwej historii greckiego posłańca, Filippidesa, który – jak podaje legenda – przebiegł około 40 km z Maratonu do Aten, by przekazać wieść o zwycięstwie Greków i uprzedzić Ateńczyków o perskich okrętach płynących w kierunku ich miasta. Spieszył się, żeby zdążyć przed Persami. Swój wyczyn przypłacił życiem; według tradycji padł bowiem martwy natychmiast po przekazaniu wiadomości.

Podobne zdarzenie miało miejsce znacznie wcześniej, bo w czasach biblijnych. W 1 Sam. 4:1-9, 10-18 opisana jest bitwa, którą Filistyni stoczyli z Izraelitami. Żydzi nie tylko ponieśli sromotną klęskę, ale jeszcze na dodatek stracili swój najświętszy przedmiot – Arkę Przymierza, przy czym zginęli dwaj eskortujący ją kapłani. Dalej można przeczytać (1 Sam. 4:12), że pewien Beniaminita uszedł z bitwy i jeszcze tego samego dnia dotarł do Szilo, gdzie znajdowała się w tamtym czasie świątynia, by przekazać tragiczną wieść kapłanowi Helemu, ojcu dwóch poległych kapłanów. Również i ten atletyczny wyczyn nie obył się bez ofiar. Tym razem jednak nie umarł biegacz – był widać w lepszej formie niż Filippides – lecz sędziwy kapłan, który na wieść o tragicznych zdarzeniach spadł z krzesła i złamał sobie kark.

Około 3 tysiące lat później, w 1968 roku, Yosef Yekutieli, założyciel Izraelskiego Związku Piłki Nożnej oraz międzynarodowych Igrzysk Żydowskich Maccabiah (Makabiada, Olimpiada Machabejska), członek Izraelskiego Komitetu Olimpijskiego, zmierzył dystans, który przypuszczalnie musiał przebiec ów Beniaminita. Okazało się, że wynosił on mniej więcej 42 kilometry, czyli tyle co ustalona w 1921 roku standardowa długość biegu maratońskiego (42,195 km)!

Od czasów bitwy z Filistynami biegało zapewne z różnych powodów wielu Izraelitów, ale współczesną sportową sławą cieszą się tylko nieliczni. Żydzi szczycą się między innymi słynną biegaczką Ireną Szewińską, która urodziła się w Leningradzie, w rodzinie żydowskiej, a karierę sportową w Polsce zaczynała jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Kirszenstein. Dumni są z niej oczywiście również Polacy. I słusznie, gdyż jest ona jedyną kobietą na świecie, która biła światowe rekordy na 100, 200 i 400 m. Najszybszą Amerykanką na dystansie maratonu (2:19:36, Londyn 2006) oraz półmaratonu (1:07:34, Berlin 2006) jest żydowska biegaczka Deena Michelle Kastor. Mężczyźni nie odnosili takich sukcesów w biegach, ale na swój sposób sławny stał się amerykański biegacz żydowskiego pochodzenia, Sam Stoller, który został wykluczony z udziału w olimpiadzie berlińskiej w 1936 roku, prawdopodobnie dlatego, żeby nie drażnić Hitlera.

Uprawianie sportu z pewnością nie jest najważniejszą sprawą w życiu wierzącego człowieka. Jednak niepozbawione jest słuszności powiedzenie, że „w zdrowym ciele zdrowy duch”. A duch jest już sprawą niewątpliwie ważną. Jeśli jego jakość miałaby choćby w minimalnym stopniu zależeć od sprawności ciała, to z pewnością warto o nie trochę zadbać.

Na podstawie artykułu z izraelskiej gazety „Haaretz” z 27 lutego 2014 r.

Udostępnij...

O Autorze

Daniel Kaleta