Marcin Luter - Dwa światy

Autor tekstu - Beniamin Pogoda | Data publikacji - piątek, 29 sierpnia 2014 | Obszar - na Zachód

(39) "Oręż, którym walczymy"

Marcin Luter - Dwa światy
fot. Kasia Śmiałkowska

Kontynuacja tekstu: "Oręż, którym walczymy"

Luter zatrzymał się w Augsburgu w klasztorze karmelitów, kardynał zaś gościł w pałacu Fuggerów, najwspanialszym w Niemczech; podobnego nie miał nawet cesarz. Spotkanie – a raczej konfrontacja dwóch osobowości – od początku najeżone było trudnościami. Spodziewał się tego Kajetan, lecz ufał swym niepospolitym talentom dyplomatycznym – chciał wygasić konflikt, wypełnić instrukcje papieskie i zaspokoić życzenia elektora Fryderyka. Ale Luter przez miniony rok posunął się znacznie dalej i nie chodziło już tylko o tezy przeciwko odpustom. Swoje racje buntujący się mnich wyłożył w odpowiedzi „Prierasowi” Mazzoliniemu:

„Wy nie cytujecie Pisma. Nie podajecie żadnych uzasadnień. Wywracacie Pismo niczym podstępny diabeł. Powiadacie, że Kościół faktycznie stanowi papież – jakichże więc potworności nie będziecie zmuszeni uznać za dzieła Kościoła? Przyjrzyjcie się upiornemu przelewaniu krwi przez Juliusza II. Spójrzcie na potworną tyranię Bonifacego VIII, który – jak mówi porzekadło – wkradł się jak wilk, rządził jak lew, a sczezł jak pies (…). Nazywacie mnie trędowatym, żem pomieszał prawdę i błąd. Rad jestem, iż przyznajecie, że w ogóle jest jakaś prawda.”*

Gdy spotkali się owej jesieni, w październiku 1518 roku, Luter miał 35 lat, Kajetan – 49. Dzieliły ich: różnica wieku, dróg życiowych, rangi zajmowanych stanowisk, w końcu – narodowość. Oboje wywiedli swe racje z odmiennych przesłanek – kardynał był wiernym sługą Kościoła Rzymskiego, Luter z posłuszeństwa tej instytucji właśnie się wyłamywał, na pierwszym miejscu stawiając Biblię. Kajetan rozumiał palącą potrzebę reformy lepiej, niż inni kościelni dostojnicy, ale – posłuszeństwo zwierzchności stawiał przede wszystkim. Dlatego spotkanie Lutra z Kajetanem było konfrontacją dwóch światów i można zaryzykować twierdzenie, że nie mogło się skończyć inaczej – chyba, że za cenę bezwarunkowej kapitulacji którejś ze stron.

Legat papieski dotrzymał słowa. Przesłuchał strwożonego Lutra „łagodnie i po ojcowsku” – tak łaskawie i wyrozumiale, że Luter ośmielił się dyskutować z kardynałem. „Nie jestem tu, by spierać się z tobą, mój synu” – pouczył go legat. Kajetan wierzył, że uda mu się nakłonić Lutra do odwołania – tego właśnie, łagodnie, lecz stanowczo się domagał. Kardynał stał na gruncie nauczania papieskiego, wyłożonego przez Klemensa VI w bulli „Unigenitus” z 1343 roku, Luter zaś odwoływał się do Biblii: „Przedstawię te miejsca w Piśmie Świętym, na które powołuję się w moim tezach.” Kardynał znowu pouczył Lutra: „Autorytetem, którego należy się trzymać, jest papież. Papież jest przed Pismem Świętym, a także przed soborem.” Na to Luter: „Uniwersytet w Paryżu stanowczo domaga się zwołania soboru powszechnego.” Zdenerwowany zuchwalstwem mnicha, kardynał wykrzyknął: „Odwołaj! uznaj swe błędy i odwołaj je – to, a nic innego, jest wolą papieża.” Luter poprosił o czas do namysłu – kardynał jego prośbę spełnił.

Nieoczekiwanie, a bardzo radośnie dla Lutra, okazało się, że do Augsburga przybył Staupitz; towarzyszyć będzie swemu podwładnemu podczas kolejnych przesłuchań. Obecność Staupitza dodała Lutrowi otuchy. Nie chciał zrywać z Kościołem, ale też – wspierany przez Staupitza – niczego nie odwołał. Legatowi papieskiemu, w przytomności Staupitza i sprowadzonego specjalnie notariusza, złożył oświadczenie na piśmie: „Nie mogę odwołać, dopóki nie zostaną obalone me zarzuty. Nie powiedziałem nic przeciw Pismu Świętemu ani Ojcom Kościoła czy też papieskim dekretom. Jeślim zbłądził, poddaję się wyrokowi Kościoła. Poddam się osądowi uniwersytetów w Bazylei, Fryburgu, w Lowanium, na ostatek w Paryżu.”

Kardynał ponownie zażądał: „Odwołaj! Upoważniono mnie, by rzucić klątwę na ciebie i na wszystkich, którzy cię popierają! Odejdź i nie pokazuj mi się więcej – chyba po to, żeby odwołać!” Groźba trafiła w próżnię – Luter ze Staupitzem wyszli.

Nazajutrz kardynał zaprosił Staupitza i Linka na obiad. Widząc w nich ludzi umiarkowanych i skłonnych do pojednania, mniemał, że tą drogą wywrze wpływ na opornego Lutra. Przecież on, legat papieski, jest szczerze życzliwy Lutrowi, a domaga się jedynie odwołania. Zagadnięty o to Staupitz udzielił Kajetanowi zdumiewającej odpowiedzi: wielokrotnie próbował, lecz Luter przewyższa go i duchem, i znajomością Pisma (!). A jedyną osobą powołaną do załagodzenia sprawy jest przecież Jego Eminencja, osobisty przedstawiciel Jego Świątobliwości papieża Leona X.**

Kardynał zamyślił się. „Nie będzie dalszych rozmów” – oświadczył. A po chwili dodał (cały czas myśląc o Lutrze) – „jego spojrzenie jest głębokie jak jezioro, a w głowie krążą zdumiewające myśli.”*

* Roland Bainton, „Tak oto stoję”, Areopag Katowice 1995
** Richard Friedenthal, „Marcin Luter i jego czasy”, PIW W-wa 1991


Kontynuacja - część XL. Co dalej?


Cykl: "Oręż, którym walczymy" - spis odcinków


 

Udostępnij...

O Autorze

Beniamin Pogoda