Marcin Luter - Sejm Rzeszy w Wormacji (1)

Autor tekstu - Beniamin Pogoda | Data publikacji - piątek, 07 listopada 2014 | Obszar - na Zachód

(48) "Oręż, którym walczymy"

Marcin Luter - Sejm Rzeszy w Wormacji (1)
fot. Małgorzata Kubic

Kontynuacja tekstu: „Oręż, którym walczymy”

16 kwietnia 1521 roku Luter przybył do Wormacji. Witały go tłumy – był już kimś sławnym, osobą publiczną, powszechnie znaną, choć tylko ze słyszenia; teraz można go było zobaczyć. Osobliwy to był widok – wychudzony mnich w czarnym habicie, w asyście herolda Rzeszy z herbem cesarskim, otoczony zbrojnymi jeźdźcami w rycerskim rynsztunku.

Stwierdzeniem na wyrost byłoby, że podróżował w nastroju zgoła innym, niż całkiem niedawno do Augsburga, przed oblicze kardynała Kajetana. Przeciwnie, Luter pełen był obaw, może nawet nie tyle o własne życie, ile o to, czy nie spęta go trwoga przed majestatem cesarskim. Nigdy jeszcze przed władzą tak wysoką nie stawał. Do słuszności podjętej decyzji był święcie przekonany:„Pojadę do Wormacji, choćby tam było tyle diabłów, ile dachówek” – takie słowa Lutra zanotował jego przyjaciel Spalatin, kaznodzieja i doradca księcia elektora saskiego*.

Miasto było przepełnione – do Wormacji ściągnęli wielcy i pomniejsi panowie, ci ważniejsi oczywiście z orszakami, rycerze, przedstawiciele stanów, cały dwór cesarski. Elektor saski Fryderyk stanął gospodą w oberży „Pod Łabędziem”; opodal, w klasztorze joannitów, znalazł gościnę Luter.

Fryderyk Mądry, w zgodzie z dotychczas obraną polityką, nie przyjmował Lutra osobiście – przysłał mu natomiast swych doradców. Mieli oni pouczyć Lutra, jak zachować się wobec majestatu cesarskiego. Czasu nie było zbyt wiele – nazajutrz po przyjeździe Lutra odwiedził go w klasztorze marszałek Rzeszy z wezwaniem: ma się stawić przed cesarzem, dostojnymi panami i stanami Rzeszy tegoż dnia po południu, o czwartej.

Omijając zatłoczone główne ulice miasta i pełen gapiów plac przed gmachem, gdzie obradował sejm, chyłkiem wprowadzono Lutra na salę posiedzeń przez jakieś boczne wejście. Dostępu do wnętrza budynku bronili halabardnicy; w tym dniu nie brakło im zajęcia. Przesłuchanie rozpoczął oficjał arcybiskupa Trewiru – donośnym głosem zapytał Lutra: Czy przyznaje się do autorstwa książek, sygnowanych jego nazwiskiem, a wystawionych publicznie tu, przed zgromadzonymi? I pytanie drugie: Czy zamierza to, co napisał, podtrzymać, czy też odwołać?

Doradca Lutra, książęcy prawnik (prawdopodobnie był to doktor Hieronim Schurff) domagał się odczytania tytułów. Przeczytano je i Luter uznał te pisma za własne. Zaczął mówić – cicho, jakby onieśmielony. Posługiwał się cytatami z Biblii, których wszakże nie umiał płynnie zacytować. Poprosił o czas do namysłu, do dnia następnego; odwołał się przy tym do słów Chrystusa: „Ktoby się zaparł mnie przed ludźmi, tego i Ja się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebiesiech” (Ew. Mat. 10:33).

Cesarz, po naradzie ze swymi doradcami i z książętami, przychylił się do prośby Lutra. Nakazano mu udzielić odpowiedzi w dniu następnym – odpowiedź miała być ustna, nie odczytana z kartki, bez korzystania z jakichkolwiek notatek.

Luter wypadł w tym pierwszym dniu tak nieprzekonująco, że aż dziwiono się, jakim sposobem mnich tak niepozorny mógł wywołać takie zamieszanie. Nuncjusz Aleander posunął się wręcz do twierdzenia, że Luter jest tylko szyldem, za którym ukrywa się prawdziwy sprawca, daleko rozumniejszy, a przez to bardziej niebezpieczny – sam książę humanistów, Erazm z Rotterdamu.

*Heiko A. Oberman, „Marcin Luter – człowiek między Bogiem a diabłem”, Wyd. Marabut, Gdańsk 1996


Kontynuacja - część XLIX. Sejm Rzeszy w Wormacji (2)


Cykl: „Oręż, którym walczymy” - spis odcinków


 

Udostępnij...

O Autorze

Beniamin Pogoda