Marcin Luter - Kazanie o Narodzeniu

Autor tekstu - Beniamin Pogoda | Data publikacji - piątek, 27 grudnia 2013 | Obszar - na Zachód

(8) "Oręż, którym walczymy"

Marcin Luter - Kazanie o Narodzeniu
fot. Krzysztof Szczap

Kontynuacja tekstu: "Oręż, którym walczymy"

Jak cicho i po prostu dzieją się na ziemi te sprawy, które tak rozgłaszane są w niebie! A na ziemi działo się to tak: była więc biedna, młoda mężatka, Maria z Nazaretu, jedna z najlichszych mieszkanek miasta, tak mało uważana, że nawet nikt nie zauważył owego wielkiego cudu, jaki nosiła. Była cicha, nie wynosiła się, ale służyła mężowi, który nie miał ani sługi, ani służącej. Najzwyczajniej wyjechali oni z domu. Być może mieli osła, aby Maria miała na czym jechać, bo Ewangelie nie mówią o tym ani słowa i możemy nawet przypuszczać, że szli na piechotę. Droga z Nazaretu w Galilei do Betlejem, leżącego po drugiej stronie Jerozolimy trwała z pewnością dłużej niż jeden dzień.

Józef myślał sobie: „Jak będziemy w Betlejem, znajdziemy się pośród krewnych i będziemy mogli sobie wszystkiego pożyczyć”. Był to świetny pomysł! Wystarczy już, że młoda żona zaledwie w rok po ślubie nie mogła urodzić dziecka w Nazarecie we własnym domu i musiała odbywać całą tę podróż, wędrować trzy dni w zaawansowanej ciąży! A jeszcze gorsze było to, iż okazało się, że nie ma dla niej miejsca! W gospodzie było pełno. Nikt nie zechciał zwolnić pokoju dla tej ciężarnej kobiety. Nikt nie chciał ustąpić, musiała więc iść do obory i tam porodziła Stworzyciela wszystkich stworzeń. O wstydź się, nędzne Betlejem! Gospoda winna spłonąć od siarki, bo chociażby Maria była i żebraczką, panną czy niezamężną, każdy z was w takiej chwili winien z radością wyciągnąć do niej rękę. Wielu jest pośród was w tym zgromadzeniu takich, którzy myślą sobie: „Gdybym ja tylko tam był! Jakże prędko pośpieszyłbym z pomocą Dzieciątku! Prałbym jego pieluszki. Jakże szczęśliwy byłbym, mogąc przybyć z pasterzami, aby ujrzeć Pana złożonego w żłobie!” O tak! Właśnie tak by było! Mówicie w ten sposób, bo wiecie, jak wielki jest Chrystus, ale gdybyście tam byli w owym czasie, postąpilibyście nie lepiej, niż mieszkańcy Betlejem. To dziecinne i głupie myśli! Czemu teraz tak nie postąpicie? Macie Chrystusa w waszym bliźnim – powinniście mu służyć, bo co uczynicie bliźniemu swemu w potrzebie, to uczynicie samemu Chrystusowi Panu. Ale narodziny były jeszcze bardziej godne pożałowania. Nikt nie okazywał szacunku owej młodej mężatce, wydającej na świat swego pierworodnego syna. Nikt nie wziął sobie jej stanu do serca. Nikt nie zwrócił uwagi, że w obcym mieście nie miała ona niczego, co potrzebne jest przy narodzinach dziecka. Była zupełnie nie przygotowana – bez światła, bez ognia, w głuchą noc, pośród gęstych ciemności. Nikt nie przybył, aby udzielić zwykłej w takich razach pomocy. Tłum gości w gospodzie oddawał się hulankom i nikt nie zjawił się, aby pomóc owej kobiecie. Ja myślę, że gdyby Józef i Maria zdawali sobie sprawę, że jej czas jest tak bliski, być może zostaliby w Nazarecie. Pomyślcie teraz – z czego mogła zrobić pieluszki? Może mogła użyć czegoś z własnego odzienia – może chustki na głowę – zapewne nie były to Józefowe spodnie, wystawiane obecnie w Akwizgranie.

Pomyślcie tylko, kobiety. Nie było nikogo, kto wykąpałby Dziecko. Nie było gorącej wody, nie było zresztą nawet zimnej, nie było ognia, nie było światła. Matka sama byłą akuszerką i posługaczką. Zimny żłób był kolebką i balią. Kto powiedział biedaczce, co ma robić? Nigdy dotąd nie miała dziecka. W zadziwienie wprawia mnie, że maleństwo nie zamarzło. Maria nie była z kamienia, bo im kto silniej stoi na straży spraw Boskich, tym sam jest delikatniejszy.

Oddajmy się zatem nieco medytacji o Narodzeniu, tak, jak widzimy je w naszych rodzących się dzieciach. Oto Chrystus leży na łonie młodej matki. Cóż może być słodszego od Dzieciątka? Cóż cudowniejszego od matki? Co piękniejszego od jej młodości? Co wspanialszego od jej dziewictwa? Spójrzcie na Dziecko, które nie wie o niczym, a przecie wszystko, co jest, do niego należy, aby wasze sumienie nie żywiło obaw, lecz znajdowało w nim pokrzepienie. Nie wątpcie w nic. Nie ma, jak mi się zdaje, większej pociechy dla ludzkości niźli to, że Chrystus stał się człowiekiem, dzieckiem, dzieciną maleńką, igrającą u piersi swej najcudowniejszej matki. Czyż jest ktoś, kogo widok ten nie obdarzyłby pokojem? Teraz została pokonana moc grzechu, śmierci, piekła, sumienia i winy, jeśli tylko przyjdziecie do tego gaworzącego niemowlęcia i uwierzycie, że przyszło Ono nie sądzić was, lecz zbawić. (Ewangelia Św. Jana 3:17)

{tekst kazania przytoczono za Rolandem Baintonem, "Tak oto stoję", wyd. Areopag Katowice 1995, przeł. Wojciech Maj}


Kontynuacja - część IX. Zwątpienie i lęk


Cykl: "Oręż, którym walczymy" - spis odcinków


 

Udostępnij...

O Autorze

Beniamin Pogoda