Marcin Luter - Wittemberskie zamieszanie

Autor tekstu - Beniamin Pogoda | Data publikacji - piątek, 23 stycznia 2015 | Obszar - na Zachód

(57) "Oręż, którym walczymy"

Marcin Luter - Wittemberskie zamieszanie
fot. Małgorzata Kubic

Kontynuacja tekstu: „Oręż, którym walczymy”

Uzbrojony w gotowy przekład Nowego Testamentu, ów „oręż, którym walczymy”, Luter – wbrew woli elektora saskiego - opuścił Wartburg. Na przedwiośniu, w marcu 1522 roku, znów pojawił się w Wittenberdze. Wracał do miejsca, które dobrze znał – lecz od czasu sejmu w Wormacji sytuacja wewnątrz Niemiec zmieniła się tak bardzo, że powrót do Wittenbergi był faktycznie podróżą w nieznane. Czekało go tam mnóstwo żmudnej pracy; podołał jej, choć – być może – apogeum swych osiągnięć miał już Luter za sobą.

W Wittenberdze panowało zamieszanie, dochodzące czasem do chaosu, podobnie zresztą zaczynało się dziać w całych Niemczech. Dawny, katolicki obrządek runął, lecz na jego miejsce nie wzniesiono niczego nowego. Te pustkę koniecznie należało wypełnić. Przynajmniej o części z tych rzeczy Luter wiedział z doniesień przyjaciół. Jeszcze na zamku w Wartburgu, tłumacząc Biblię, napisał broszurę „Szczere napomnienie, by strzec się przed buntem i powstaniem”. Nawoływał do rozwagi i umiarkowania; teraz gdy do rąk ludzkich trafi Słowo Boże, świeżo na niemiecki przetłumaczone, jasne dla wszystkich, wielka przemiana – sądził Luter – dokona się sama. Trzeba na to dwóch lat, jak mniemał. Niechaj mnisi opuszczają swe zgromadzenia zakonne, niech ludzie przestaną płacić na kościelne ceremonie - wnet upadnie stary porządek papieski, a na jego miejscu powstanie nowy, według Słowa Chrystusa.

Czas pokazał, jak bardzo się mylił. On, wielki buntownik przeciw Kościołowi i władzy cesarskiej, darmo wołał słowami Apostoła Pawła: „Słudzy, bądźcie posłuszni panom na ziemi” (Efez. 6:5). Od ognia, w którym spalił bullę papieską, zajął się ówczesny świat. Burzyli się skromni rzemieślnicy i czeladnicy po miastach. Pojedyncze bunty chłopskie po wsiach przeradzały się w otwartą walkę. Pojawili się agitatorzy; wsród nich niejaki Storch, sukiennik z Zwickau, który wprost wzywał do walki: „Przeciw wszelkiej zwierzchności, duchownej i świeckiej, trzeba podnieść chorągiew jak krew czerwoną” - nawoływał.* Zbuntowani chłopi mieli już dość pańszczyzny – wszak Luter obiecywał wolność. Że chodziło mu o wolność biblijnego „wewnętrznego człowieka” (Rzym. 7:22, II Kor. 4:16, I Piotr 3:4), tego nie rozumieli; to było zbyt trudne. Siostry zakonne i mnisi masowo opuszczali klasztory; w Czarnym Klasztorze w Erfurcie, macierzystym klasztorze Lutra, z całego zgromadzenia pozostał tylko jeden zakonnik. Po kościołach niszczono rzeźby i święte obrazy. Zaczęły się pierwsze małżeństwa księży i zbiegłych mnichów. Nad porządkiem nabożeństw – nowym, improwizowanym na gorąco – często nikt nie panował.

Elektor Fryderyk Mądry był zdecydowanie przeciwny ujawnieniu się Lutra, ale nie mógł powstrzymać krewkiego zakonnika przed powrotem. Luter zresztą – na piśmie! – oświadczył: „Jadę do Wittenbergi pod ochroną wyższą, niż księcia elektora (…) W żaden sposób nie mogę uważać Waszej Książęcej Łaskawości za osobę, która mogłaby mnie chronić czy ratować.”* Oczywiście, elektor saski nie zaniechał rozciągać swej protekcji nad krnąbrnym mnichem, który był w końcu – wedle prawa – wyklętym banitą. Na szczęście, przedłużająca się nieobecność cesarza w Niemczech ułatwiła położenie zarówno jego, jak i księcia elektora.

Luter okazał się być bardzo potrzebny w Wittenberdze, bowiem nie panował nad sytuacją ani Melanchton, ani starszy od niego Karlstadt, dziekan wydziału teologicznego. Jędrzej Karlstadt przystał do radykałów, porzucił uniwersytet i jął się pracy na roli. Luter nie miał nic przeciwko pracy fizycznej, jednak nie chciał rezygnować z wykształconych pastorów. Czuł, że idąc drogą obraną przez Karlstadta doprowadziłby do sytuacji, w której „...to nie chłop będzie wiedział tyle, co kaznodzieja, ale kaznodzieja wiedziałby tyle, co chłop.”** A właśnie Słowo – codziennie głoszone z kazalnicy – miało zaprowadzić porządek. Lutrowi nadspodziewanie się udało. Nawołując do spokoju, dobroci i wyrozumiałości, w ciągu tygodnia wygasił niepokoje, przywrócił dawny tok zajęć uniwersyteckich, wreszcie – uporządkował sprawę reformacyjnego nabożeństwa. Dla chętnych – chleb i wino przy Pamiątce Wieczerzy Pańskiej, nabożeństwo odprawiano po niemiecku, ale mogło być i po łacinie – przede wszystkim z wolnością i bez przymusu. Nie chciał zrażać przywiązanych do dawnego obrządku, nie opowiedział się też po stronie radykałów, działał powoli, ostrożnie i z rozmysłem; usilnie też prosił osoby z otoczenia księcia, by za wszelką cenę uniknąć przelewu krwi. O sobie mało co myślał; chodził znów w swoim starym, bardzo już znoszonym habicie, rada miejska zamówiła mu więc nowy. Zachował się nawet rachunek: „Groszy trzydzieści dziewięć i dwie kopy, fenigów sześć, Doctori Martino czcigodnemu, bo z więzienia wrócił. Łokci na habit półósma i ćwierć, łokieć po ośmnaście groszy, u Hansa Moddena i Mathiasa Globiga wzięto.” *

W tym też czasie Luter rozstał się ze Staupitzem. Starzejący się duchowy ojciec i przyjaciel Lutra nie potrafił już zrozumieć nowych czasów; być może, jego zdaniem zmieniało się zbyt dużo i za szybko. W kwietniu 1522 roku Staupitz wystąpił z zakonu augustianów i został mianowany opatem klasztoru benedyktynów w Salzburgu. Napisał jeszcze do Lutra ostatni list; odwołał się w nim do Dawida płaczącego nad Jonatanem (II Sam. 1:26) i do przypowieści o synu marnotrawnym (Ew. Łuk. 15:16).

„Moja miłość do Ciebie pozostaje ta sama, większą będąc, niż miłość niewieścia (…) ale mniemam, że potępiasz wiele zewnętrznych spraw, które nie mają wpływu na usprawiedliwienie. Czemuż to habit wstrętny jest twoim nozdrzom, skoro wielu przeżyło w nim święte życie? Nie ma niczego, co nie byłoby nadużywane. Zapamiętaj, przyjacielu, błagam cię, byś miał na uwadze słabych. Nie potępiaj rzeczy nieistotnych, które można zachować w uczciwości, lecz nie milcz nigdy w sprawach wiary. Zawdzięczamy ci tak wiele, Marcinie – wyprowadziłeś nas z chlewu, od młótu, który jadały świnie, na ziemię dobrą, do paszy życia. Gdybyśmy tylko mogli pomówić ze sobą bodaj przez godzinę i odkryć sobie wzajem sekrety naszych serc! Żywię nadzieję, że doczekasz się dobrych owoców w Wittenberdze. Modlitwy moje są z tobą.” Tak rozeszły się ich drogi. W dwa lata później, w grudniu 1524 roku Staupitz zmarł. Osobliwym trafem, w refektarzu opactwa benedyktynów w Salzburgu zachował się, wśród portretów innych przełożonych klasztoru, jego wizerunek; ale książki, które  miał Staupitz w bibliotece, spalono na dziedzińcu klasztornym, a pisma jego autorstwa trafiły w 1559 roku na papieski Indeks Ksiąg Zakazanych.

Luter nie umiał żyć bez przyjaciela – gdy nie stało Staupitza, jego miejsce zajęli dwaj jego współpracownicy, zasłużeni dla sprawy Reformacji i z upływem czasu coraz mu bliźsi: Justus Jonas i Johannes Bugenhagen. Pomagać będą Lutrowi w pracach nad tłumaczeniem Biblii; Bugenhagen stanie się powiernikiem Lutra, zaś Jonas będzie świadkiem jego zaślubin i  towarzyszem w ostatnich chwilach życia.

* Richard Friedenthal, „Marcin Luter i jego czasy, PIW W-wa 1991
** Roland Bainton, „Tak oto stoję”, Areopag Katowice, 1995


Kontynuacja - część LVIII. Wojna chłopska w Niemczech (1)


Cykl: „Oręż, którym walczymy” - spis odcinków


 

Udostępnij...

O Autorze

Beniamin Pogoda