Międzyprzekładnia
o archaizacji
Kilka słów wstępu do cyklu
Mój cykl o polskich tłumaczeniach Biblii ma za zadanie przybliżenie historii, cech i stylu poszczególnych przekładów. Nawet jeśli jest się przekonanym do tłumaczenia, z którego się korzysta, warto wiedzieć, jakie są inne dostępne.
By przełamać czysto informacyjny charakter cyklu, wymyśliłam Międzyprzekładnię. Będą to krótsze lub dłuższe notki, które pojawią się pomiędzy odcinkami tekstów o przekładach. Międzyprzekładnia ma na celu zmianę niższego biegu – historycznego i informacyjnego, na wyższy – dotyczący kwestii spornych w biblistyce, takich jak: kolokwializacja języka Biblii (język podniosły czy codzienny?), między hebrajskim a polskim artyzmem (czy warto wiedzieć parę rzeczy o języku oryginalnym?), subkulturowe przekłady (większy krąg odbiorców czy zniewaga dla świętego tekstu?), style tłumaczenia (czy dosłowność bywa grzechem?) itd.
Zapraszam do dialogu! Bardzo mnie interesują literackie i językoznawcze aspekty Biblii, a Was? Badanie Pisma Świętego to obcowanie z tekstem, więc może czasem warto na chwilę oderwać się od dyskusji teologicznej, by skupić się na samej materii – języku.
Dziś o archaizacji
Archaizacja to (według słownika PWN) „nadawanie dziełu sztuki lub językowi form właściwych epoce minionej”. Na potrzeby tego tekstu chciałabym rozszerzyć to pojęcie, lecz o tym za chwilę.
Archaizowano już od początku – w Psałterzu Floriańskim oraz w prawie wszystkich tekstach religijnych z tego okresu, badacze zauważają stosowanie form dawniejszych. Także Żołtarz Dawidów Walentego Wróbla zawiera więcej form regresywnych (konserwatywnych), podczas gdy w innych tekstach w epoce (XVI wiek) stosowano raczej formy progresywne (innowacyjne) 1. Tak więc widzimy, że „najbardziej charakterystyczną (…) cechę stylu biblijnego stanowiła świadoma archaizacja, polegająca na dystansowaniu używanej polszczyzny od żywego, potocznego języka” 2.
Jeszcze jeden cytat, który mógłby posłużyć do rozpoczęcia dyskusji: „Biblia powinna przemawiać do nas językiem zrozumiałym, ale utrzymanym w nurcie tradycyjnego stylu biblijnego. Z tego, co jest już dziś niezrozumiałe (bo zdecydowanie archaiczne) należy zrezygnować. Zachować należy natomiast to (…), co, choć już nieużywane na co dzień, istnieje jeszcze w naszej biernej kompetencji językowej, ukształtowanej (…) pod wpływem wielowiekowej (…) tradycji chrześcijaństwa w Polsce” 3.
Chciałabym krytycznie podejść do zdania profesora Walczaka, nie ograniczając kontekstu archaizacji jedynie do tłumaczeń Biblii, lecz rozszerzając go o praktyczne użycie języka religijnego: w kazaniach, w rozmowach o Biblii, w badaniu świętego tekstu oraz w modlitwach. W pełni zgadzam się, że z niezrozumiałych wyrażeń, słów czy form należy zrezygnować. Jednak mam pewne opory, by przyznać rację badaczowi w kwestii słów zrozumiałych, lecz już nieużywanych dzisiaj. Wydaje mi się, że zachowywanie przestarzałych słów zmniejsza komunikatywność języka i powoduje elitaryzowanie się religii. Skutkuje to gorszym zrozumieniem i słabszym zainteresowaniem wśród: dzieci, młodzieży, ludzi mniej oczytanych, sporadycznych uczestników nabożeństw, szukających społeczności bądź świeżo nawróconych. A więc wśród wszystkich potencjalnych przyszłych członków społeczności!
Kolejna kwestia – społeczność religijna używa takiego języka, z jakiej literatury (przekładów Biblii, komentarzy) korzysta. Czy posługując się historycznymi przekładami Pisma Świętego (np. Biblia Jakuba Wujka, Biblia Nieświeska lub Biblia Gdańska) i mówiąc dzięki temu starszym i być może podnioślejszym językiem, lepiej chwalimy Boga, niż wtedy, kiedy używamy potocznego, współczesnego języka polskiego?
Czas na krótką i trochę autoironiczną refleksję. Język się zmienia i formy, które dziś są niepoprawne, kiedyś będą w słownikach. Ciekawe jaka będzie moja reakcja, gdy za jakiś czas przeczytam słowa Mojżesza: „(…) gdy poszłem do faraona...”.
Zróbmy mały eksperyment myślowy. Przypuśćmy, że początki spisywania Biblii mają miejsce w naszych czasach. Jakiego języka by się w tym celu używało? Przyjmuję, że współczesnego. Zapewne nie byłby to uliczny slang (chociaż kto wie?), lecz wysoka, literacka odmiana języka. Kilka, kilkanaście wieków później, wyznawcy religii propagowaliby te właśnie wyrażenia i formy tylko ze względu na to, że są starsze. Z mojego eksperymentu wynika, że to tylko pusty szacunek do tradycji języka, a nie religii. A jakie jest Twoje zdanie?
1 Migdał J., Piotrowska A.K., Konserwatyzm językowy jako cecha przekładów biblijnych, [w:] Polszczyzna biblijna – między tradycją a współczesnością, tom I, red. S. Koziara, W. Przyczyna, Tarnów 2009.
2 Tamże.
3 B. Walczak, W sprawie języka współczesnych przekładów Biblii, [w:] Od Biblii Wujka do współczesnego języka religijnego, pod red. Z. Adamka, S. Koziary, Tarnów 1999, s. 85.