Dziwidło

Autor tekstu - Kasia Śmiałkowska | Data publikacji - piątek, 16 października 2015 | Obszar - na Zachód

Dziwidło
fot. Tomek Śmiałkowski

O, jak liczne są dzieła twoje, Panie! Tyś wszystko mądrze uczynił. – Psalm 104:24

Odbyliśmy niedawno nocną wyprawę do niedalekiego ogrodu botanicznego, żeby poznać za pomocą własnych zmysłów osobliwą roślinę – dziwidło olbrzymie, Amorphophallus titanum. Kwitnie ono bardzo rzadko i krótko zarazem, ledwie kilkadziesiąt godzin, jedną noc. Wydziela przy tym bardzo nieprzyjemną woń przypominającą zapach gnijącego mięsa, by zwabić padlinożerne chrząszcze dokonujące zapylenia.

W sierpniu rozeszła się wieść o spodziewanym pierwszym w historii zakwitnięciu dziwidła w Chicago. Wydarzenie było na tyle znaczące, że roślina nawet otrzymała imię – Spike. Na portalach społecznościowych codziennie aktualizowano jej status, zapowiadając, że gdy zakwitnie, ogród będzie otwarty do drugiej nad ranem.

Czekaliśmy więc z niecierpliwością, a tu Spike zrobił niespodziankę i się nie otworzył. Naukowcy wycięli jedynie niewielki otwór, by pobrać pyłek i na tym historia się zakończyła.

We wrześniu newsletter ogrodu botanicznego, na który zapisaliśmy się w oczekiwaniu na Spike’a, przyniósł znienacka wieści o tym, że właśnie zakwita drugie dziwidło – Alice! Nic wcześniej nie wspominano o takim „zapasowym” egzemplarzu; podekscytowani, postanowiliśmy jednak zarwać noc i pojechać go zobaczyć.

Kolejka samochodów zaczynała się na długo przed wjazdem do ogrodu; po uiszczeniu opłaty, dalszym czekaniu i znalezieniu miejsca na parkingu trzeba było jeszcze spędzić dobre dwie godziny w krętej kolejce pieszej, wijącej się wśród zbiorników wodnych z wielkimi jak pizze liśćmi unoszącymi się na ich powierzchni, potem przez wystawę bonsai i salę balową, aż do niezbyt obszernej szklarni, gdzie w świetle baniastych kloszy pyszniła się królowa wieczoru, Alice.

Kwiatostan dziwidła rzeczywiście jest ogromny. Otwiera pofalowaną, bordową kryzę i zachwyca swoim niezwykłym kształtem. Ciekawe, jakie były reakcje europejskich podróżników, którzy jako pierwsi zobaczyli takie rośliny w Azji czy Australii – i którzy poczuli ich odrażającą woń!

W naszym przypadku zapach najwyraźniej się rozproszył, być może z powodu tego, że przez szklarnię przemieszczały się od wielu godzin setki osób. Możliwe też, że nie był to czas najpełniejszego otwarcia kwiatu. W powietrzu wisiał leciutki odór, ale trudno go określić jako nadzwyczajny. Trochę żałujemy, że spotkało nas rozczarowanie pod względem olfaktorycznym, ale nawet sam widok wart był wyprawy i czekania w ogonku.

Z biologicznego punktu widzenia brak zapachu jest w tym przypadku bez znaczenia. W ogrodzie botanicznym nie ma padlinożernych żuczków, które mogłyby zapylić dziwidło; zresztą, by uniknąć samozapylenia, kwiaty męskie wytwarzają się dopiero po zwiędnięciu żeńskich. Nic straconego – ogrody wymieniają się pyłkiem (na przykład podczas oczekiwania na Spike’a przysłano kurierem pyłek z Denver). Być może za kilkanaście lat wyrośnie kolejny egzemplarz do oglądania i wąchania.

Patrząc na tę cudaczną roślinę myślę sobie o Stwórcy i Jego dziele. Dziwidło stanowi dość zaskakujący przykład – gdyby to człowiek planował florę i faunę, skupiłby się pewnie na rozwiązaniach przyjemnych i dla oka, i dla nozdrzy. Pan Bóg w swojej mądrości przewidział jednak miejsce dla śmierdzącego kwiatu (jak i rozmaitych nieprzyjemnych procesów, jak choćby wszelkiego rodzaju gnicia) oraz dla korzystających z niego stworzeń po to, żeby zadziałało gdzieś dalej kolejne ogniwo łańcucha; wszak, jak napisał amerykański przyrodnik John Muir, kiedy próbujemy spojrzeć osobno na dowolny szczegół natury, okazuje się, że jest on przyczepiony do całej reszty Wszechświata.*

I czy my sami – będąc niedoskonali i nieposłuszni – nie bywamy niekiedy dla Pana Boga takim kwiatem o niemiłej woni? A jednak nie odrzuca nas, tylko podlewa, przycina i kształtuje, żebyśmy w Jego ogrodzie rozwijali się i przynosili owoce.

Wracając do domu opustoszałymi ulicami – dochodzi już północ –  zastanawiamy się po raz kolejny nad oszałamiającą rozmaitością dzieła Tego, który „rozciągnął ziemię wraz z jej płodami” (Izaj. 42:5) i nad tym, że czasem to stworzenie przynosi Mu chwałę w dość nieoczywisty sposób. I nad tym, że podobnie rzecz się ma również z naszymi przeżyciami, szczególnie tymi nieprzyjemnymi; mają one sens, będąc częścią czegoś większego i pożytecznego.


* When we try to pick out anything by itself, we find it hitched to everything else in the Universe.
- My First Summer in the Sierra by John Muir, 1911, str. 1

Zdjęcia: Tomek Śmiałkowski

Udostępnij...

O Autorze

Kasia Śmiałkowska