Drzewa nad strumieniem wód
Tel Dan. Spodziewamy się wzgórza kryjącego ruiny – wszak tel albo też tell czy tall to hebrajskie słowo, które przekształciło się w uniwersalne pojęcie archeologiczne oznaczające kopiec, gdzie przez wieki narastały warstwy pozostałości po osadach, burzonych i odbudowywanych na gruzach. Takie wzniesienia istnieją w Beer Szewie, Hazor, Megiddo i wielu innych miejscach.
Dan kojarzy się z jednym z plemion izraelskich i z określaniem granic Izraela, jak choćby w wersecie o terenie, którym władał Dawid:
Aby przeniesione było królestwo od domu Saulowego, a wystawiona stolica Dawidowa nad Izraelem, i nad Judą od Dan aż do Beerseba – 2 Sam 3:10.
Wiemy też, że przez ten rezerwat płynie Dan, jedna z rzek tworzących Jordan – przypomina mi się sprzed lat pokaz slajdów pt. „Dla tej przyczyny”, gdzie opisywano między innymi bieg Jordanu jako ilustrację dziejów ludzkości. Pamiętam podkład z szumem wody i narratora wymieniającego powoli egzotyczne nazwy.
Dziś jedziemy do Dan z Tyberiady, w kierunku północnym, wznosząc się powoli ostrymi zygzakami w stronę góry Hermon. Oba rzędy autobusowych siedzeń mają wielokrotnie możliwość fotografowania ślicznie niebieskiego Morza Galilejskiego i otaczających je wzgórz.
Lokalizacja Tel Dan na północnym krańcu Izraela; położenie rezerwatu w odniesieniu do innych znanych miejsc: Tyberiady, Morza Galilejskiego, góry Hermon i Damaszku. Źródło 1: Wikipedia - Dan (ancient city), Źródło 2: Google Maps
Na miejscu od razu otacza nas intensywny szum wody i już po chwili wędrujemy szlakiem wiodącym po licznych kładkach i ciemnych bazaltowych głazach, wśród zieleni tak bujnej, że chwilami tworzy nad ścieżką gęsty tunel.
Można odnieść wrażenie, że przekracza się jeden wielki strumień, bo niteczki wody zdają się przemykać wszędzie, gdzie tylko się spojrzy. Ta gęstwina strumyków i roślinności jest zdumiewająca: dopiero co doświadczaliśmy na południu kraju pustynnego upału Masady i Qumran, dookoła widząc głównie żółto-brązowe rumowiska skał, przetykane gdzieniegdzie rachitycznymi krzaczkami – a tu chłodzimy oczy zupełnie inną paletą barw. Ktoś, kto przybył tu z tamtych stron, widzi od razu, co oznacza zasadzenie drzewa nad obfitym strumieniem i jak wspaniała jest nagroda obiecana pobożnemu człowiekowi.
Krętymi dróżkami docieramy wreszcie na miejsce, gdzie jeden ze strumieni rozlewa się w płytkie jeziorko z pochyłym drzewem na maleńkiej wysepce.
Tu, na kamieniach rozrzuconych w cieniu drzew, nad krystalicznie czystą wodą, „zrobimy naukę”, jak mawia nasza przewodniczka. Czytamy z Księgi Sędziów – historie kapliczki Micheasza oraz Lewity, który w niej służył, a także napaści Danitów na lud mieszkający bezpiecznie i spokojnie w Laisz. Zapoczątkowany kradzieżą pieniędzy grzech bałwochwalstwa zaraził rodzinę, miasteczko, a potem rozrósł się niczym ewangeliczny krzew gorczycy, przenosząc się na całe plemię Dan, które – być może na skutek tej właśnie historii – nie zostało wymienione wśród swoich braci w Księdze Objawienia (7:5-8), całkiem jak mówi dalsza część pierwszego Psalmu:
Nie tak jest z bezbożnymi! Są oni bowiem jak plewa, którą wiatr roznosi. Przeto nie ostoją się bezbożni na sądzie, ani grzesznicy w zgromadzeniu sprawiedliwych – Psalm 1:4-5.
Micheasz urządził swoje miejsce kultu gdzieś w tych okolicach – trudno dziś dokładnie wskazać ten punkt. Po „nauce” ruszamy jednak na drugą część szlaku okrążającego rezerwat i całkiem niedługo stajemy przy ruinach bramy do miasta z czasów izraelskich. Jest zatem tel, którego się spodziewaliśmy!
To dawne Laisz, napadnięte i spalone przez Danitów, którzy następnie je odbudowali i przemianowali właśnie na Dan. Nie mamy, niestety, wiele czasu na refleksje, musimy pędzić dalej, bo i tak wcisnęliśmy ten dodatkowy odcinek szlaku w „czas wolny”, przewidziany tak naprawdę na powrót umiarkowanym krokiem (i krótszą drogą) do autobusu; czytamy jednak na tablicy informacyjnej wersety o tym, co działo się w bramach (choć niekoniecznie tutaj) – na przykład o Boazie, który spotkał się w podobnym miejscu ze starszymi miasta.
Rzeczywiście – brama to nie jedynie otwór w murze, lecz cała budowla. Tablica pokazuje, jak mogło to wyglądać:
Ścieżka prowadzi nas dalej do jednego z „miejsc na wyżynach” – tu tablica cytuje werset o królu Jeroboamie z historii zapisanej w 1 Księdze Królewskiej 12:25-33. Izraelski król Jeroboam obawiał się, że jeśli mieszkańcy bedą będą pielgrzymowali do Jeruzalemu, „przylgnie z powrotem serce tego ludu” do króla judzkiego. Sporządził zatem dwa cielce ze złota i ustawił je w Dan i w Betel, oznajmiając poddanym, że to są właśnie bogowie, którzy wywiedli Izrael z Egiptu.
Nie był to jeszcze koniec jego odstępstwa: pobudował również świątynki na wzgórzach i ustanowił kapłanów, którzy nie pochodzili z plemienia Lewiego – być może Lewici odmówili udziału w grzesznym procederze? Zresztą, sam król prawdopodobnie również składał ofiary na ołtarzu. Co więcej, ustanowił własne święto piętnastego dnia ósmego miesiąca. Komentarze sugerują, że była to replika, czy może należałoby raczej powiedzieć falsyfikat święta namiotów, zgodnie z Bożym poleceniem (3 Mojż. 23:24) obchodzonego miesiąc wcześniej, piętnastego dnia siódmego miesiąca. Jeroboam chciał pewnie odciąć się od ceremonii w królestwie judzkim, a przy tym ułatwić świętowanie mieszkańcom północy, gdzie żniwa kończyły się trochę później.*
Wśród kamiennych pozostałości zabudowań w miejscu bałwochwalczego kultu ustawiono metalowe zarysy ołtarza, jaki tu prawdopodobnie się znajdował. Wydaje się ogromny – o wiele większy od tego, który kilka dni temu widzieliśmy w replice Przybytku w Timnie.
Maszerujemy dalej gęsiego, bo w rezerwacie przybyło ludzi i trzeba dzielić się ścieżkami. Tuż obok pienią się wody rzeki Dan, które zasilają Jordan, wpływają jego korytem do Jeziora Galilejskiego i dalej biegną ku Morzu Martwemu, mijając po drodze zielony Yardenit, bardziej pustynne okolice chrztu Pana Jezusa w Qasr El-Yahud i miejsce, gdzie na długo przed tym Izraelici przeszli suchą stopą. Nasza wycieczka już się kończy, wspomniane miejsca oglądaliśmy właściwie w odwrotnej kolejności – ale piękne jest to, że z każdą nazwą wiąże nam się teraz jakiś krajobraz.
I cieszymy się również, że Dan nie było miejscem ostatniej „nauki” – pojedziemy teraz jeszcze kawałeczek na północ, ku granicom z Syrią i Libanem, gdzie w Banias, wśród wód spływających z szumem z góry Hermon, przeczytamy kolejne biblijne historie.
Autorem nieopisanych zdjęć jest Tomek Śmiałkowski
*Źródło komentarzy: Bible Hub
- Tagi: Banias, Beer Szewa, Betel, Biblia, góra Hermon, historie biblijne, Jezioro Galilejskie, Jezus, księga Objawienia, Laisz, lewici, Masada, Megiddo, Morze Martwe, Przybytek, Qumran, Timna, Tyberiada