Wsiąść do pociągu

Autor tekstu - Ela Dziewońska | Data publikacji - piątek, 31 lipca 2020 | Obszar - na Wschód

Wsiąść do pociągu
fot. Piotr Litkowicz

Tę piosenkę, by wziąć do ręki kamyk zielony i ruszyć w drogę, przed laty często śpiewałam, bo i częściej jeździłam pociągami, busami. Dziś szybciej i łatwiej jest samochodem, choć lubię tak od czasu do czasu poczuć smak podróżowania z ludźmi. Lubię oglądać krajobraz za oknem, przysłuchiwać się rozmowom, lubię też pociągowe konwersacje. A języki rozkręcają się, kiedy zaczyna coś pasażerów wyrywać z drzemki lub smartfonowej zabawy.

Kiedy na opolski peron wtoczył się elektrowóz, jaki pamiętam jeszcze sprzed lat, jęknęłam. Ale było tylko 15 minut opóźnienia. Relacja Kołobrzeg–Przemyśl to chyba najdłuższe połączenie krajowe, dlaczego więc nie jest obsługiwane przez te nowoczesne pociągi z lokomotywą o uroczym długim dziobie? Pociąg, który jedzie przez Białogard, nie może inaczej wyglądać smiley. Obudziły się wspomnienia, bo ileż stresujących podróży odbyłam tam i z powrotem?

Zatem jęknęłam i za jakąś godzinę okazało się, że moje obawy były słuszne. Coś stuknęło, zgrzytnęło, rzuciło lekko pasażerami i pociąg stanął. Nie wiedzieliśmy gdzie i po co, ale uspokojeni słowami pani sprawdzającej bilety, że „pociąg nadrobił opóźnienie i będziemy punktualnie”, spokojnie czekaliśmy na rozwój zdarzeń. Wyjęłam telefon, by zadzwonić do oczekującej mnie przyjaciółki, ale zachrypiał głośnik i pan dość niewyraźnie poinformował, że jest awaria, lokomotywa uszkodzona, za dwadzieścia minut usterka zostanie usunięta. Pociąg cofnięto na najbliższą stację – nomen omen – Koniecpol. Po jakimś dłuższym czasie zabrzmiała kolejna informacja, że jednak nie da się naprawić, pojedziemy pociągiem podobnej relacji, który pojawi się niebawem na torze, przy peronie... Nie wzięłam kanapki, bo miałam być szybko na miejscu, pomaszerowałam więc do wagonu restauracyjnego po przekąskę. Panie krzątające się z płynem odkażającym spojrzały na mnie jak na kosmitkę: „Przecież nie ma prądu”, usłyszałam. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie działa przede wszystkim kasa fiskalna, więc pośmiałyśmy się z mojej niewiedzy.

Spory tłum na peronie, trochę starszych, zdenerwowanych ludzi, jakaś rodzina planuje nocleg w Krakowie, bo nie zdążą na połączenie, ktoś wyniósł wózek z niemowlakiem, gdy spacerujący kierownik pociągu oznajmił, że jednak pojedziemy, bo usterka została usunięta. Wróciliśmy do swoich przedziałów, zaczęła się ożywiona rozmowa, śmiechy i z głośnika znowu popłynęło: „Szanowni państwo, bardzo przepraszamy, ale awaria okazała się poważna i pociąg jednak nie pojedzie. Dalszą podróż mogą państwo kontynuować składem nr… Za zaistniałą sytuację przepraszamy”.

Wysiedliśmy. Starsza nerwowa pani, małżeństwo z niemowlakiem. Nikt nie pamiętał o pandemii, przestrzeganiu odległości, kilka osób było w maseczkach, ale myśli skupione były na innym zadaniu: byle wsiąść i usiąść w nowym pociągu, i zbliżyć się do celu podróży. Uff. Udało się. Wbrew przepisom wszystkie miejsca zajęte, ale jedziemy. W ruch poszły telefony: będziemy o tej i o tej; nie, dzisiaj nie dojadę; Andrzeju, czekaj na mnie na górnym parkingu. Ale i w przedziale popłynęły opowieści, podróżni rozgadali się i szkoda, że do Krakowa to tylko godzina jazdy, choć i tak młody pasażer zwierzył się, że wraca do dziewczyny, będzie się żenił, wolałby zostać w Koszalinie...

Przeczytałam niedawno książkę – reportaż Olgi Gitkiewicz „Nie zdążę”. Autorka dotarła do zaskakujących opowieści o podróżowaniu po naszym pięknym kraju. Z okładki: W 1989 roku polską koleją podróżowało miliard pasażerów rocznie. Dziś o siedemset milionów mniej. Średni wiek polskich wagonów to dwadzieścia pięć lat. Do jednej czwartej sołectw nie dociera żaden transport publiczny.

Życie pisze własne opowieści, miałam więc własny ciąg dalszy, choć byłam przekonana, że dziś kolej już wróciła do czasów, kiedy była niezawodna.

Podróże kształcą? Oczywiście!

Udostępnij...

O Autorze

Ela Dziewońska