Strachu ciąg dalszy
Nad Katowicami świeciło słońce. Na szkolnym boisku hałasowała gromada dzieci, trwały jakieś zajęcia sportowe, inna grupa uczniów wracała do szkoły, może w parku zbierali kasztany i żołędzie albo kolorowe liście na jesienne dekoracje. Spacerowałam z moim roczniakiem i przyglądałam się ładnemu miastu. Pachnie jesienią, tą polską, złotą. Zmieniło się to miasto, otoczone niedawno jeszcze kopalniami, hutami. Niewiele zostało obskurnych familoków, za to dużo jest nowych bloków, biurowców, skwerów i placów zabaw.
Na ławeczce siedzą starsze panie. Mijam je powoli i słyszę: „Oni chcą wszystkich starych zlikwidować”. „No ja, na to wygląda”, dopowiada druga. Spotkałam je jeszcze, jak szły, prawdopodobnie wracały ze spaceru, ale wtedy już prawiły sobie komplementy, jak to fajnie wyglądają. Rozmawiały o fryzurach, kolorach włosów i resztkach samodzielności. „Jo ich nie chca, łoni chcą wszystko po swojemu, poradza sobie sama” – mówiły gwarą.
Zwyczajny dzień, w sklepach ruch, autobusy wożą pasażerów, a gdzieś niedaleko trwa walka o życie Wojtka, wiozą kogoś do szpitala na sygnale, nie wiem, w ilu mieszkaniach, w tych pięknych nowych wieżowcach, są ludzie na kwarantannach. Serwisy informacyjne bombardują złymi wiadomościami, okrutnymi ocenami, trudnymi decyzjami.
Po powrocie do domu ciąg dalszy. Zmarł sąsiad, nie taki stary i nie na „wirusa”. Inny sąsiad, młody, źle znosi chorobę, kilka znajomych rodzin w izolacji. Wieczorne miasto kompletnie opustoszałe, tylko w sklepie z alkoholem ktoś robi zakupy, jakaś pani przemyka z psem. Dziwna cisza jesiennego wieczoru.
I ten przykry szum informacyjny: wzrost zakażeń, zamknięte szkoły, sugestie, by starsze panie nie siadywały na ławeczkach. Na szczęście dzieci, które nie mogą zostać same w domu, będą chodzić do szkoły, do przedszkola i żłobka, ale chorują też nauczycielki – oby nieciężko i szybko wrócą do pracy.
A z tyłu głowy głos: „Wszystko staranie wasze wrzuciwszy nań, gdyż on ma pieczę o was” (1 Piotra 5:7). I zaraz też pojawia się melodia i słowa: „Bóg w pieczy swej cię ma, przez każdy dzień, przez noc i cień... Pod skrzydła Jego ty skryj się”. „Nie ulękniesz się strachu nocnego ani strzały latającej we dnie” (Psalm 91:5).
Lżej z takimi słowami zaczynać kolejny dzień.