Relacje

Autor tekstu - Samuel Królak | Data publikacji - piątek, 19 września 2014 | Obszar - na Wschód

Relacje
fot. Piotr Litkowicz

Czasem zastanawiam się nad treścią pewnej pięknej pieśni, śpiewanej przez mój zbór na powitanie gości. Jest to utwór „Witamy serdecznie” 453 z Pieśni Brzasku Tysiąclecia, wykonywany często na konwencjach, większych zebraniach, zjazdach itp. Zacytuję zwrotkę, nad którą chciałbym się krótko zastanowić:

Witamy serdecznie w tym gronie Was dziś,
Nas łączy tu społecznie jedynie Pański krzyż.

Przedmiotem moich, może nie do końca poukładanych, dociekań są:

WIĘZI ŁĄCZĄCE ZBÓR (i w ogóle społeczność międzyludzką, bo ma to szersze zastosowanie)

Czyli co tak naprawdę nas łączy, jeśli nawet to wypływa tylko z tej jednej podstawy, moim zdaniem, rzeczywiście najważniejszej. Zdołałem doliczyć się czterech:

  1. Rodzinne
  2. Towarzyskie, emocjonalne
  3. Ideowe
  4. Praktyczne / pragmatyczne

Ad 1) Parantele – w naszym silnie skoligaconym środowisku chrześcijańskim (moim są Badacze Pisma Świętego) prawie wszystkie rodziny połączone są powinowactwem. To jest dobre, ponieważ poczucie wspólnoty krwi sprawia, że ludzie troszczą się o siebie nawzajem i uważają za „swoich” (myślę, że nasycenie społeczności tego typu powiązaniami nie jest jeszcze na tyle duże, żeby przejmować się brakiem np. kandydata czy kandydatki na małżonka, nie ma strachu o to i nie potrzeba szukać gdzie indziej). Dla wielu więzi rodzinne są tak ważne, że przychodzą do zboru ze względu na mamę czy tatę lub małżonka. To dobrze, to rokuje nadzieję, że osoba przesiąknie duchem chrześcijaństwa przez kontakt, że zostanie pociągnięta dobrym słowem życzliwej osoby, nauczaniem starszego, pozytywnym przykładem. Cieszę się, że takie osoby są z nami. Na marginesie, kocham ten moment, gdy, choć mówi się o niej na zebraniu czterdziesty któryś raz, sympatyk nagle „usłyszy” jakąś biblijną myśl (czyli dotrze ona do jego uwagi) i się nią zachwyci. Kiedy znajdzie koniec jednego ze „sznurków” tego zawiłego kłębka, jakim jest myśl chrześcijańska i trzyma go, usiłując rozsupłać resztę. Chrześcijaństwo w ogóle ma sens jedynie dla tych, którzy trzymają już któryś z tych końców, coś sobie poukładali, mają pewne kwestie samodzielnie przemyślane, prowadzą sami w sobie jakąś rozmowę, i następnie chcą znaleźć pozostałe elementy, potrzebne do zbudowania własnego duchowego światopoglądu. „Kto ma, temu będzie dane i obfitować będzie” – być może tego właśnie dotyczą owe znane a zagadkowe słowa Mistrza, a także druga, odwrotna część Jego zdania, ta niezacytowana.

Ad 2) Bardzo ułatwiające życie relacje, jakimi są więzi przyjaźni i sympatii, gwarantują wspaniałą atmosferę w zborze. Ważne, żeby centrum zboru takie było, tzn. działacze i zapaleńcy, żeby byli zaprzyjaźnieni ze sobą. Inni mogą się od nich wtedy „ogrzać”. Istotne jest też, aby chrześcijańska przyjaźń miała charakter otwarty, a nie ekskluzywny (czyli przyjaciele przebywający sami ze sobą), ale to się zawiera w pojęciu „chrześcijańska”. W naszych czasach relacje emocjonalne są wizytówką zboru i miarą atrakcyjności naszej wizji chrześcijaństwa, ponieważ dla wielu osób nie mających wprawy w rozsądzaniu doktryn czy niepowiązanych rodzinnie z Badaczami sprawy te stoją na pierwszym miejscu. Nie potrzeba mieć wielkiej głowy, żeby pojąć, czy ludzie się lubią, czy nie lubią. Nawet małe dziecko, obserwując rodziców pochłoniętych jakąś kłótnią, nie rozumiejące ich słów, umie wychwycić czy wysyłane przez nich sygnały są pozytywne czy negatywne. Rozumie uczucia i przeżywa. W ten sam sposób obserwator naszych zgromadzeń rozpozna prawdziwe stosunki panujące w naszych społecznościach.

To dziwne, ale podobne przekonania religijne / teologiczne nie powodują, że będziesz z kimś blisko, nawet jeśli się o to, o taką osobę starasz. Jeśli ktoś cię z jakichś powodów nie lubi i nie chce, to znajdzie przyczynę, teologiczną też, jakąś różnicę, którą wyolbrzymi do takich rozmiarów, żeby nie musiał okazywać ci braterstwa. Możesz też spotkać wierzących, z których poglądami w dużej mierze się nie zgadzasz, oczywiście nie chodzi tu o kwestie fundamentalne, np. uważania Jezusa za swojego Pana czy inne tego rodzaju, ale o nauki definiujące środowisko, z którego wyrosłeś – powiedzmy zagadnienie powrotu Pana, restytucję itd. A mimo to przebywając z takimi braćmi czy siostrami będziesz czuć się błogo, wspaniale i nie będziecie mieli dość społeczności ze sobą. Wiesz, że zrobiliby dla ciebie wszystko i pragną twojego szczęścia. Dla mnie jest to paradoksalne, ale stwierdziłem to na sobie. Autor sierpniowego komentarza z „Ogrodu trzynastu cnót” napisał: „Ludzie prowadzeni Duchem stają się dobrzy. Dobroć jest owocem Ducha”. Powinno być tak, że jest się najpierw dobrym człowiekiem, a następnie dopiero dobrym, dobrze rozumującym / rozumiejącym chrześcijaninem. Normalna ludzka życzliwość i sympatia, okazywana każdemu stworzeniu, ta nasza brakująca cecha... jeśli nie jest podwaliną naszego systemu doktrynalnego, to niech chociaż będzie jego konsekwencją.

Ad 3) „Wielcy ludzie rozmawiają o ideach, przeciętni o wydarzeniach, mali ludzie – o innych ludziach”. Więzi ideowe – jest to, pomimo powyższych uwag, najcenniejsza moim zdaniem więź, łącząca człowieka z człowiekiem. Jestem za hodowaniem wszelkich dobrych uczuć do bliźnich, a już szczególnie doceniam przyjaźń jako wyjątkowy dar od Pana, nieczęsty i bezcenny, chodzi mi tylko o to, że przyjaciół warto szukać przede wszystkim w oparciu o fundament wiary i wspólnej deklaracji całkowitego poświęcenia, pójścia za Jezusem, wśród ludzi o takim sposobie myślenia. Takie przyjaźnie są w mniejszym stopniu skazane na rozwidlone drogi.

Jeśli jesteś chrześcijaninem, to znalazłeś się w swoim środowisku ze względu na głód Słowa Bożego. Może to nie był Twój głód, lecz Twoich dziadków czy rodziców, jednak wpłynął on na Twoje losy, ponieważ spowodował Twoje przyjście na świat i wychowanie w otoczeniu wierzących. Więc tak, jest to prawdą, że Pański krzyż, ta ważna prawda o sensie i wielkości ofiary Jezusa przyczynił się do życia bardzo specyficznego na tle losów Twoich rówieśników z innych części świata i innych środowisk. A może jesteś osobą, która szukała odpowiedzi na swoje pytania i przez to znalazłeś się tam, gdzie jesteś? Dla tych drugich oczywiste jest, że wszystkie kolejne więzi – np. rozpoznanie innych zborowników jako duchowej rodziny, wypływają z tej podstawy – Chrystusa. Przychodzą z powodu Prawdy i akceptują społeczność taką, jaka jest, nie ze względu na krewnych, których tu nie ma, nie dla przyjaciół, choć może znajdą w kimś oparcie, nie dla talerza niedzielnej zupy. Takich osób jest niewiele wśród nas, wśród wychowanych od dzieciństwa w znajomości Pism Tymoteuszów, ale wyróżniają się one gorliwością i zachwytem, „pierwszą miłością” (Obj. 2:4, Hebr. 10:32) i mocnym trzymaniem się tego, co się z trudem zdobyło.

Ad 4) Więzi praktyczne / pragmatyczne, czyli więzi działania – są to choćby tak przyziemne powiązania jak chęć uczestnictwa we wspólnych niedzielnych obiadach czy korzystania ze szkółek dziecięcych lub kursów w trosce o swoje dzieci. Dobrze zrobimy, tworząc takie atrakcyjne formy społecznej aktywności, to przyciągnie ludzi. Kurs fotograficzny / artystyczny w Zatoniu jest świetnym przykładem tworzenia takiej więzi. Stworzenie więzi pragmatycznej to niezmiernie ważna inicjatywa. Dużo daje członkom zboru, napędza ich do wysiłku, spaja wewnętrznie, daje radość i zadowolenie wewnętrzne z poczucia spełniania jakiegoś posłannictwa oraz z wymiernych efektów. Otwiera ludzi na bliźnich. Jest to, moim skromnym zdaniem, bardzo obecnie potrzebne naszym zborom; bardzo proszę, braterstwo, róbcie coś takiego, biorąc pod uwagę Wasze wyjątkowe cechy i specjalności jako zboru, działajcie jednostkowo i jako grupa. Inny przykład, nie z naszego podwórka: nauczanie angielskiego przez mormonów czy inne grupy religijne. Oni przy tym korzystają ze zdobytych kontaktów, aby mówić ludziom o swojej wierze. Spokojnie można z ich postępowania wziąć przykład kreatywnego wykorzystania danych nam talentów do pozyskiwania zainteresowanych Chrystusem i Jego ścieżką.

Pytanie tylko, czy chcemy pozyskiwać ludzi, czy też uważamy, że wszystko się skończyło, że już nie warto, bo np. koniec powołania lub żniwa, albo że nawracanie świata to dzieło Wieku Tysiąclecia, bo takie argumenty usprawiedliwiające wygodną stagnację / izolację też słyszałem. Z przekonaniem i z wielu powodów koniecznie trzeba powiedzieć: warto. Nie ma co się bać o własne zbawienie i duchowy rozwój, bo ten nie polega tylko na inwestowaniu w swoją wiedzę czy osobowość, pakowaniu punktów w samodoskonalenie; w równie dużej mierze zależny jest od zaparcia się samego siebie i uduchowienia innych swoim kosztem. Może Pan dzisiaj doceni właśnie to, że zrezygnowałeś z pasjonującej lektury Biblii czy Tomu (nie mówiąc o bardziej cielesnych zajęciach, będę szczery) po to, żeby kogoś pocieszyć, oddać swój cenny czas, zbudować lub wzmocnić którąś z omówionych więzi.

Uważam, że negatywna energia, którą produkuje się i zużywa na prowadzenie teologicznych sporów z braćmi w zborach to nic innego jak niespożytkowana potrzeba rozmawiania z bliźnimi na tematy duchowe. Pismo Święte bardzo nas ubogaca, stąd wierzący często mają głowy pełne wartościowych refleksji, to musi znaleźć sobie ujście, „wino rozsadza bukłaki”. Ale jeśli nie prowadzi się dialogu z ludźmi z zewnątrz, to rozpoczyna się przekonywanie przekonanych – niekończące się uszczegóławianie różnych trudnych pojęć i spór o wygląd tych szczegółów. To zjawisko uczy nas, że koniecznie musimy właściwie ukierunkować swoje potrzeby, wyjść na zewnątrz z naszą energią i produktywnością, z troski nie tylko o „błądzących bliźnich”, ale i o zbór i nas samych.

Podsumowując co było do tej pory mówione, ideałem byłoby, gdybyśmy cieszyli się wszystkimi naraz z tych powiązań. No, ale nie ma tak chyba nigdzie, każdy zbór ma swoje mocniejsze i słabsze strony. Niektóre są ideowe i rodzinne, ale trochę chłodno w nich i niełatwo o bliską osobę, choć przy pewnym wysiłku wiele można. Inne są ciepłe jak prawdziwy dom rodzinny, ale rozbieżne ideowo, bardzo pluralistyczne w poglądach, jeszcze inne są jak dworzec kolejowy, gdzie przewijają się ciągle nowe osoby i trudno zbudować wspólnotę emocjonalną, czy zjednoczyć się w działaniu. Ale uświadomiwszy sobie, czego nam brakuje, możemy skuteczniej się o to starać. Szczerze życzę wszystkim, abyśmy osiągnęli bliskość ideową, aby łączyła nas przyjaźń, abyśmy się zeszli w jedną rodzinę (przynajmniej tę duchową, ale jestem też za cielesną smiley), i wreszcie, żebyśmy zjednoczyli się w pozytywnych działaniach, z których płyną różnorodne korzyści.

  • Czy istnieją Twoim zdaniem jakieś inne więzi obok tych wymienionych?
  • Które z tych powiązań wydaje ci się osobiście najważniejsze?

Udostępnij...

O Autorze

Samuel Królak