Nie przede wszystkim o Syloe
Dziękczynienie i modlitwa towarzyszy nam od 15 lat na zgrupowaniach.
Uczymy się ciągle na nowo jak powiedzieć Panu Bogu o naszych uczuciach.
Jakub zapewnia nas, że modlitwa ma bardzo dużą moc. Może uzdrowić, zatrzymać deszcz, a może nawet nawrócić grzesznika (list Jakuba 5:15).
(Małgorzata Iwaniak)
Mam niesamowite szczęście, że wiele osób wokół mnie mówi ostatnio o wdzięczności. Sama też coraz częściej po całym dniu próbuję poukładać sobie w głowie wszystkie dobre i wartościowe rzeczy, które mi się przytrafiły oraz podziękować za to Bogu (wyzwanie bardzo trudne ale na pewno zaowocuje dobrymi efektami). W przypadku naszego grudniowo-styczniowego spotkania trudno będzie wymienić wszystkie rzeczy, za które powinniśmy, za które ja powinnam być wdzięczna, ale mimo wszystko, spróbuję!
Otrzymaliśmy wielkie błogosławieństwo, że mieliśmy czas, środki i chęci do tego, żeby być tam razem, rozmawiać, śmiać się, płakać, odpoczywać, ciężko pracować i robić wiele innych pięknych rzeczy. Dlatego ja jestem wdzięczna za to, że mieliśmy w okolicy piękny las, za to, że pogoda dopisywała, za to, że mogłam słuchać bardzo mądrych ludzi i że mogłam słuchać bardzo dobrych ludzi. Dziękuję Panu Bogu również za to, że razem się modliliśmy, że mieliśmy siłę śpiewać, rozmawiać, za to że nie mieliśmy dość oraz za to, że są osoby, które ciągle podnoszą mi ręce, i nam wszystkim, za to, że wszystko nakręcają. Jestem bardzo wdzięczna za to, że zgrupowanie dało wielu osobom siłę, radość, refleksję, ulgę, wzruszenie.
Również za to, że były z nami dzieciaczki, które są często godne podziwu, za to że pięknie śpiewały, bawiły się, śmiały, rysowały, tworzyły. Dziękuję za to, że były osoby, które chciały się tymi dziećmi zająć, umilić im czas i dopilnować. Cieszę się z tego, że mieliśmy energię, że mamy wśród siebie wielkie talenty – muzyków, twórców naszych pieśni, dyrygentów, solistów, kompozytorów. Dziękuję Bogu z całego serca za szczerość, za to, że były momenty kiedy ludzie się pięknie o sobie wypowiadali, kiedy mówili sobie miłe słowa i cieszyli sobą. Jestem wdzięczna za to, że mieliśmy przepyszne jedzenie i ałogę kuchni gotową wstawać wcześnie, pracować cały dzień i kłaść się późno, po to, żeby nam dogodzić. Dziękuję Panu Bogu też za dziewczyny, które miałam w pokoju, za to że są takie fajne i roześmiane. Za to, że mam osoby, z którymi mogę być w takich miejscach, być koło Pana Boga i dzielić z nimi te wszystkie rzeczy.
I dziękuję też za to, że Bóg znowu otworzył mi oczy, ale zrobił to bezboleśnie i delikatnie, żebym czuła się z tym dobrze, żebym czuła się dobrze ze zmianami, które we mnie zaprowadza. I chociaż zgrupowanie już się skończyło, to On ciągle to robi.
Na pewno każdy dzień przynosi coś dobrego i trzeba uczyć się te dobre rzeczy dostrzegać, niemniej jednak lista pięknych i wartościowych rzeczy, które mi się przytrafiają jest nieskończona. Niech będzie Chwała Najukochańszemu Bogu!
- Kamila Tyc -
Bardzo lubię taki stan, w którym nie tracę sekund, kiedy każda sekunda przepływa przez mój układ nerwowy. Czuję ją, jak zostawia we mnie swój ślad. Mierzę się wtedy z czasem. Wiem, że tę walkę na pewno przegram, ale zanim zapadnę w głęboki sen, chcę każdą sekundę wycisnąć, mówiąc niepoetycko – wykorzystać. Bo jeśli życie można stracić w ułamku sekundy, to w takim razie cała sekunda, to już dużo. Dlatego też lubię stare zegarki – z mechanizmem. Uważam, że te zegarki „mają duszę”, nie dlatego, że są stare, ale dlatego, że widać na nich jak płynie sekunda. Sekundnik nie przeskakuje jak w kwarcowych, on po prostu płynie po cyferblacie. Wtedy wiem, że mam sekundę, w której mogę coś zrobić, powiem odważniej – poczuć, a może nawet zrozumieć, nie śmiem już powiedzieć – zachwycić się!
Jest godz. 6.45, dzwoni budzik, za oknem ciemno, przecież to przełom roku. Powieki same się nie podnoszą. Trzeba je podnieść świadomie, wiedzieć, że tego właśnie chcę! Potem nadal sprzeciwiać się swemu organizmowi – wyjść spod ciepłej kołdry (nawiasem mówiąc, zimą kołdra zawsze jest ciepła, choćby była cienka i zimna), coś na siebie włożyć, umyć zęby. Za chwilę już idziemy, bezbarwny korytarz (jak to w styczniu), zza drzwi słychać równe oddechy, ktoś cicho snuje się do łazienki, mamy jeszcze kilka schodów, znowu korytarz, czuć zapach kawy, ktoś z szeroko zamkniętymi oczami próbuje je otworzyć, otwieramy drzwi, lekko skrzypią, ale potwornie rozdzierają ciszę, która jest za nimi. Ciche ledwo słyszalne – „dzień dobry”. Siadamy. Obok w nieładzie stoją puste krzesła. Jest kilka osób, ktoś coś szepce, ktoś znowu rozdziera ciszę.
Spuszczam głowę. Wtapiam się w sekundy. Znowu je czuję. Zamykam oczy. Słyszę imię – widzę całego człowieka. Słucham dalej – problem, troska, ból, kapią łzy, ktoś mówi, że się cieszy, ktoś dziękuje. Przeszywają mnie sekundy, powoli, jak w zegarku z mechanizmem. Napełniam się innymi ludźmi, nie ma we mnie odrobiny zła, złości, zazdrości. Czasem tylko smutek prawdziwy, czasem prawdziwa radość. Tak płyną sekundy, tak płynie modlitwa…
Czuję, że siedzę, ale już mnie tam nie ma, już nie ma pustych krzeseł. Ogarniam wszechświat, próbuję dojść do istoty rzeczy, chcę i już jestem gotowy rozmawiać z Tobą, Boże mój…
Zapraszam na Syloe, na modlitwę o 7 rano…
- Jacek Richert -
SYLOE - Eliasz - program DWUNASTU