Lato umiera po cichu
Ostatnie liście zostały na drzewach. Patrzę przez okno, jak dzielnie radzą sobie z jesiennym wiatrem. Są naprawdę piękne, chociaż takie niezielone… Są piękne, choć daleko im nawet do wspomnienia lata… Są piękne, choć takie pomarszczone i można powoli wszystkie policzyć. Czasem w chmurach, jak w dziurawym płaszczu pojawi się nieśmiały promyk, wtedy śmieją się tak, że nawet kolor zmieniają, jakby im było mało kolorów.
W końcu przegrają tę nierówną walkę z nieuchronnym i koniecznym. Nie mają szans, wyrok zapadł, jak tylko pojawiły się w wiosennych pączkach. Niedługo ostatni cichutko zajmie swoje miejsce w „korowodzie istnienia”, ale zanim dotknie ziemi raz jeszcze oczaruje wzrok człowieka, naocznego świadka pozornej śmierci… Bo przecież przyjdzie wiosna, będzie Pascha, a po drugiej stronie krzyża – ZMARTWYCHWSTANIE! Jest coś szczególnego w tym odchodzeniu, coś, co zamyka usta najodważniejszym. Odchodzą w ciszy, nie słychać głosu bólu, żalu nieprzeżytych, straconych dni… Nie skarżą się, że muszą już właśnie teraz, że to już ich kolej…
Pierwszy raz w życiu siedzę przed oknem w swoim nowym domu i pierwszy raz w życiu w tym miejscu odważnie i bezczelnie podglądam odchodzenie. Tak jak lubię: z szacunkiem i zadumą.
O czym myślę, myśląc o liściach?
O ludziach oczywiście. O starszych ludziach, którym przychodzi pakować swoje życie do tej smutnej skrzynki… Albo o tych, którzy już się spakowali… Myślę o swoich „wujkach”, którzy byli w moim życiu od kiedy pamiętam. Myślę o nie swoich „wujkach”, których znam z oczu, które o nich opowiadały i z uśmiechu na ich wspomnienie. Myślę o tych, którzy jeszcze walczą z wiatrem. Pokazują jak pięknym może być człowiek, pomimo pooranych przez czas twarzy, zniszczonych rąk i chorób, które ich toczą… Nasz znajomy z Izraela, pytany: jak zdrowie? pomimo, że ma dolegliwości swojego wieku, odpowiada bez chwili namysłu: lo haszuw*. W przypadku straty materialnej, z uśmiechem na ustach twierdzi: ze rak kesef**.
Wszyscy oni mieli i mają świadomość po co żyją, co w życiu jest najważniejsze, a co „tylko” ważne Myślę o tych WSZYSTKICH starszych ludziach, którzy na pytanie: jak minął dzień? nie opowiadają historii swoich długich chorób i nie wymieniają całej plejady dobrych lekarzy. Myślę o tych, którzy nie mają czasu umrzeć, bo zawsze mają coś do zrobienia. Nie żal im straconych dni, bo takich nie mają, choć na pewno nie omijają ich te ciężkie, bolesne i dramatyczne. Oni, jak te liście – zawsze uśmiechną się do słońca i jak one, odchodzą po cichu…
Jak patrzę na siebie, to wiem, że jest się czego uczyć!
Pamiętajcie o swych przełożonych, którzy głosili wam słowo Boże, i rozpamiętując koniec ich życia, naśladujcie ich wiarę. Hebr. 13,7
Na koniec życia, kiedy człowiek stoi nad grobem, nie ma żadnej korzyści w kłamstwie, ani sił, by cokolwiek zmienić, czy udawać, wypływa z niego doświadczenie jego życia. Jedni gorzknieją, drudzy okazują się bohaterami i należą się im pomniki pamięci. Wielu z nich nigdy nie stało za mównicą, nie umieli bawić się słowami. Żyli po cichu i umierali po cichu.
Potrzebuję takich wodzów i chcę w ślad za nimi „sycić się dniami”. Nie pakuję jeszcze mojego życia do smutnej skrzynki, ale przecież muszę powoli zacząć układać je w szafie na półkach.
* lo haszuw – nieważne, nieistotne
** ze rak kesef – to tylko pieniądze
- Tagi: Izrael, lo haszuw, Słowo Boże, ze rak kesef, zmartwychwstanie