Egoizm nie jest miłością samego siebie
Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan!
Kpł 19:17-18
W połowie XX wieku, obserwując, jak Hitler sukcesywnie zdobywa władzę, Erich Fromm przerywa pracę nad szeroko zakrojonym dziełem i szybko wydaje niewielką książkę pt. „Ucieczka od wolności”. Książka ukazuje się w 1941 roku, gdy Hitler jest u szczytu swojej potęgi i zagarnia coraz szersze połacie Europy.
Fromm zastanawia się nad pytaniem: dlaczego ludzie, mogąc sięgnąć po pełną wolność i decydować sami o swoim losie, oddają bezgraniczną władzę komuś innemu, nawet pojedynczemu człowiekowi? Dlaczego nie tylko pozwalają, ale wręcz domagają się, by ktoś inny podejmował za nich decyzje, kierował ich życiem? Fromm ukazuje, że wolność, jeśli nie spotka się z dojrzałością i odpowiedzialnością, staje się ciężarem, którego człowiek nie jest w stanie unieść. Analiza Fromma jest ciągle aktualna i wyjaśnia nie tylko przyczyny powstania największych ustrojów totalitarnych, jak Hitleryzm i Stalinizm, ale i to, dlaczego np. obecnie obywatele Rosji oczekują władzy, która będzie sprawowała rządy silną ręką.
W toku rozważań Erich Fromm porusza kwestię miłości. Może jego wnioski w dzisiejszej dobie nie są bardzo zaskakujące, lecz warto je przypomnieć. Wcześniej jednak jeszcze notatka na marginesie – niedawno zasłyszałem zdanie, które miało być cytatem: „niech każdy baczy nie na to, co jest jego, ale na to, co cudze”. Zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście tak apostoł Paweł napisał. Wpisuję w komputerze kilka wyrazów i odnajduję tekst w liście do Filipian 2:4: „Niechaj każdy baczy nie tylko na to, co jego, lecz i na to, co cudze”. To drobna różnica w tekście, ale wielka w praktyce.
Teraz cytat z „Ucieczki od wolności”.
„Założenie leżące u podstaw myśli Lutra i Kalwina, a także Kanta i Freuda, głosi, że egoizm jest identyczny z miłością samego siebie. Kochać drugich jest cnotą, kochać samego siebie jest grzechem. Co więcej: kochać drugich i kochać siebie samego — te rzeczy wykluczają się wzajemnie. Napotykamy tu błąd dotyczący istoty miłości (…) Nienawiść jest namiętną żądzą niszczenia, miłość jest namiętną afirmacją jakiegoś „przedmiotu"; nie jest to „afekt", lecz aktywna dążność i wewnętrzna spójnia, której celem jest szczęście, rozwój i wolność obiektu. Jest to więc dyspozycja, która w zasadzie może zwrócić się ku każdej osobie czy obiektowi, nie wyłączając nas samych. Miłość wyłączna to sprzeczność sama w sobie(…).
Egoizm nie jest identyczny z miłością własnego „ja”, jest właśnie jej przeciwieństwem. Egoizm jest rodzajem chciwości. Jak wszelka chciwość, zawiera w sobie element nienasycenia, wskutek czego nie prowadzi nigdy do rzeczywistej satysfakcji. Chciwość to otchłań bez dna, wyczerpująca wszystkie siły człowieka, który nieustannie stara się zaspokoić swe potrzeby, ale nigdy nie osiąga satysfakcji. Bliższa obserwacja pokazuje, że egoista, mimo iż jest zawsze pochłonięty gorliwie własną osobą, nigdy nie bywa usatysfakcjonowany, jest wiecznie niespokojny, wiecznie ogarnięty lękiem, czy aby dosyć zdobędzie, czy czegoś nie przegapia, czy nie zostanie czegoś pozbawiony. Nęka go zazdrość w stosunku do każdego, kto mógłby mieć więcej.
Przyjrzawszy się dokładniej nie uświadamianej dynamice zachowania egoisty, stwierdzimy, że ten typ nie tylko z zasady nie jest rozkochany w sobie, lecz głęboko siebie nie lubi.
Nietrudno rozwiązać zagadkę tej pozornej sprzeczności. Egoizm wypływa właśnie z braku miłości do siebie samego. Ten, kto się nie lubi, kto nie aprobuje samego siebie, żyje w wiecznym strachu o swoje „ja". Nie posiadł wewnętrznego bezpieczeństwa, które może istnieć jedynie na gruncie prawdziwej sympatii i afirmacji. A że z zasady brak mu tego poczucia bezpieczeństwa i satysfakcji, musi być pochłonięty samym sobą i chcieć wszystkiego dla siebie. To samo można sprawdzić u osoby dotkniętej narcyzmem, zajętej nie tyle zdobywaniem dla siebie rzeczy, ile podziwianiem siebie. I choć mogłoby się zdawać, że osoby te są w sobie wyraźnie zakochane, faktycznie nie lubią one siebie, a ich narcyzm — podobnie jak egoizm — jest nadkompensacją elementarnego braku miłości własnej. Freud twierdził, że narcyz odwraca swą miłość od innych i kieruje ku swojej osobie. Chociaż pierwsza część tego twierdzenia jest prawdziwa, druga jest błędna. Narcyz nie kocha ani drugich, ani siebie.”
Miłość jest więc cechą, zjawiskiem, mechanizmem, który zachodzi ostatecznie we wszystkich kierunkach – zarówno wobec siebie samego, jak i innych ludzi. Jeśli zaś jest skierowane tylko w jednym kierunku, nie jest miłością.
Przypominam sobie jednak, że w „Hymnie do miłości” apostoła Pawła jest sformułowanie „miłość nie szuka swego” (1 Kor. 13:4). Czy więc człowiek kochający kogoś nie zwraca zupełnie uwagi na własne potrzeby? Czytam po kolei trzy tłumaczenia Biblii – Gdańskie, Warszawskie i Tysiąclecia, lecz wszystkie brzmią tak samo. Zaglądam do tekstu interlinearnego, lecz nie on nie daje mi konkretnego tropu. Otwieram tłumaczenie i komentarz żydowski do Nowego Testamentu Davida Sterna, znajduję tam zamiast „miłość nie szuka swego” inną wersję tłumaczenia: „miłość nie jest samolubna”.
Tak! Właśnie to napisał Erich Fromm – samolubstwo nie jest w żaden sposób miłością! Nawet samego siebie.