TW „Bolek”

Autor tekstu - Łukasz Miller | Data publikacji - piątek, 04 marca 2016 | Obszar - na Południe

TW „Bolek”
fot. Małgorzata Kubic

Muszę przyznać, że jestem już dość mocno zirytowany ciągłym wracaniem do przeszłości w naszym kraju. Otwarcie szafy zmarłego gen. Kiszczaka wywołało nową falę domysłów, domniemań, hipotez, zarzutów, oskarżeń, krytyki, ale też słów poparcia i wsparcia dotyczących prezydenta Lecha Wałęsy. Jestem zmęczony słuchaniem jak jest wałkowane jedno i to samo, i używane w przeróżnych kontekstach politycznych, aby ugrać coś dla siebie. Czysty cynizm, który mnie wykańcza. Najlepszym rozwiązaniem byłoby niesłuchanie tego, ale się nie da: w radio, w tv, w Internecie – wszędzie śpiewają na jedną melodię.

Zastanowiłem się, dlaczego tak jest – pomijając wszelaką analizę polityczną, która mnie nie interesuje. I odkryłem… nic odkrywczego. 25 lat temu, w przemianach ustrojowych, ktoś się z kimś dogadał, ktoś nagiął jakiś przepis, ktoś się z czegoś wycofał – poszli na ustępstwa, ale po drodze ktoś się wysypał i ludzie zaczęli donosić na siebie, zaczęły znajdować się kwity i lawina ruszyła. Tylko dlatego, że nie postawiono sprawy jasno: nie wykazano kto zdradził, kto donosił, kto współpracował, a kto nie. Przemilczano pewne tematy, a dziś męczymy się z konsekwencjami tamtych decyzji.

Niezałatwiona sprawa jednej lub dziesięciu teczek powoduje, że cała opinia publiczna skupiona jest nie na tym co trzeba. Nie myśli się o przyszłości, bieżących problemach, nie koncentruje na rozwoju gospodarczym, tylko na agenturalnej przeszłości, co rusz to nowej osobistości życia publicznego naszego kraju.

Wszystko dlatego, że nie załatwiono sprawy od razu.

Ból uciekania od konsekwencji swoich błędów jest powszechnie znany i jak popatrzy się na sprawę agenturalnej przeszłości w tym kontekście, to mimo zmęczenia tym tematem pojawia się przynajmniej półnuta empatii. Bądźmy realistami – ilu z Was czytających te słowa nie ma w głowie swoich ukrytych grzechów. Ja także mam swoją teczkę, której się boję. Bóg ją zna, ale nie wyciągnąłem jej nawet przed Nim. Można byłoby nigdy nie otwierać tej ‘szafy’ i w swoim sumieniu zapieczętować ją Bożym miłosierdziem. Kwestia kilku modlitw i wygooglowania sobie hasła „Bóg przebacza nasze grzechy”. Prosta droga do tego, by uświadomić sobie wersety o Bożej miłości i zapomnieć o sprawie. Tylko… ta teczka wciąż tam jest, a my, nie wiedzieć czemu, wracamy do swojej przeszłości. Ciągle ją otwieramy, czytamy i znowu na kilka dni, tygodni, miesięcy wracamy do normalności, by za jakiś czas znów analizować pewne sprawy.

Z ciężarem niechlubnych dokonań nie idziemy do przodu. Stoimy w miejscu w duchowym rozwoju.

Sytuacja wydaje się patowa. Dawid, którego podziwiamy pod wieloma względami, sam miał wiele sobie do zarzucenia. Jednak nie pozwolił, aby to grzech decydował o jego relacji z Bogiem i tak się kiedyś pomodlił: Grzech mój wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: Wyznaję nieprawość moją wobec Pana, a Tyś darował winę mego grzechu (Ps 32:5). Niby nic odkrywczego, a jednak zapominamy o tym, co się działo w tle tych słów. Dawid przyznał się przed samym sobą kim jest – grzesznikiem – i jakiego grzechu się dopuścił – konkretnie(!). Wielokrotnie modlimy się w stylu: dziękuję za wszystkie błogosławieństwa; przepraszam za wszystkie grzechy. ‘Wszystko’ – to znaczy co konkretnie? Nie wierzę, że tylko ja tak mam… Zjeść gorzką pigułkę błędu przed innymi jest niezmiernie ciężko, ale prawdziwe wyzwanie to zjeść ją przed samym sobą. Bo dopiero ta druga opcja, samoistnie wymusza na nas samych zmiany, których często nie chcemy w życiu.

Nie bez przyczyny Salomon mówi o pewnej zależności wewnętrznego pokoju i wyznania grzechów: Nie zazna szczęścia, kto błędy swe ukrywa; kto je wyznaje, porzuca – ten miłosierdzia dostąpi (Przyp. 28:13). Nie wydaje mi się, że mowa tutaj o transparentności, polegającej na uzewnętrznianiu się dla samego uzewnętrzniania. Chodzi o nie skrywanie grzechu i udawanie, że fakt nie miał miejsca. Jakub wypowiada się w podobnym tonie: Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie (…) (Jak. 5:16). Znaczenie tych słów jest wielorakie. Przede wszystkim Jakub zachęca do wyjaśniania sprawy od razu – nie przekładania ich w czasie. Odkładanie nie jest dobre dla duchowego zdrowia, bo to może nie wyjdzie na jaw, ale w środku będziemy się męczyć. I nie chciałbym tu akcentować samego wyznania grzechu dla samego wyznania. Powiedzenie bratu o swoim grzechu (czy błędzie) to środek do osiągnięcia wyższego celu – wyznania swojej winy przed Bogiem i jej zaakceptowaniu.

Taka postawa niesie za sobą konsekwencję: zaprzestanie czynienia zła. Pokuta oznacza nie tyle biadanie nad swym losem, ale podjęcie konkretnej walki ze swoimi słabościami i przyzwyczajeniami.

Obwinianie się za przeszłość nie ma większego sensu teraz. „Coś” już i tak się stało, a ilość kilogramów wtartego w głowę popiołu nie ma znaczenia. Możemy jak faryzeusz przyjść do Boga i próbować Go przekupić swoimi dobrymi uczynkami: (…)Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam (Łk 18:11-12), albo możemy po prostu przyjść i szczerze przeprosić: (…) Boże, miej litość dla mnie, grzesznika! (Łk 18:13).

Cóż… w polskich archiwach wiele teczek ‘wyparowało’ bezpowrotnie.

Udostępnij...

O Autorze

Łukasz Miller