Na wybrzeżu, gdzie szczyt skały
I spadł gwałtowny deszcz, i przyszła powódź, i wiatry wiały, i uderzyły na on dom, ale nie upadł, bo był założony na opoce. Ewangelia Mateusza 7:25
Podczas ostatniej wyprawy mieliśmy możliwość obejrzeć kilka latarni morskich, spoglądających na Atlantyk ze wschodniego wybrzeża północnoamerykańskiego kontynentu. Niektóre z nich rzeczywiście zbudowane są na tytułowym „szczycie skały” - jak West Quoddy, wysunięty najdalej na wschód punkt Stanów Zjednoczonych, albo Portland Head Light - osiemnastowieczna latarnia zamówiona przez Jerzego Waszyngtona, zbudowana – z jego polecenia – z kamieni z najbliższego otoczenia, możliwie najgospodarniej, jako że wczesny rząd miał bardzo ograniczony budżet.
Latarnie na skałach (fot. Tomek Śmiałkowski)
Czasem jednak skały pod ręką nie było i okoliczności wymuszały postawienie latarni na piaszczystym klifie. Tak właśnie stało się w przypadku Highland Light na Cape Cod, przylądku towarzyszącym łańcuchowi wysp barierowych, zbudowanych głównie z piasków i żwirów.
Cape Cod – zdjęcie satelitarne i mapa latarni morskich. (źródło: Wikipedia - Cape Cod)
W połowie XIX wieku powstała tu murowana latarnia ostrzegająca o niebezpiecznym brzegu (zastąpiła wcześniejszą, słabszą konstrukcję z cegły, a ta z kolei stanęła na miejscu drewnianej - też zleconej przez Waszyngtona w 1797 roku.)
Przychodzą nam do głowy oczywiste skojarzenia z nowotestamentalnym ostrzeżeniem o budowaniu na piasku – tu na własne oczy widzimy to niebezpieczeństwo, tym bardziej, że trafiliśmy pod ową latarnię w burzową pogodę; morskie fale gdzieś tam nisko monotonnie uderzają o brzeg, podmywając go ziarenko po ziarenku, garść po garści; swój wkład wnoszą też codzienne przypływy i odpływy. Gołym okiem nie dostrzeże się tych mikrozniszczeń, dopóki podmycie nie jest tak znaczące, że wielki kawał brzegu – który z naszej perspektywy wydawał się stabilny, wyglądał przecież całkiem jak trawnik – z pluskiem nie runie do wody.
Czytane wielokrotnie słowa nabierają nowego znaczenia, gdy widzi się tę sytuację na żywo. Pomimo ostrzegawczej tablicy zeszliśmy na krawędź skarpy, by z lekkim niepokojem doświadczyć tego niebezpiecznego miejsca.
Latarnia Highland Light (zdjęcie po lewej: Tomek Śmiałkowski; zdjęcie po prawej: Lighthouse Getaway)
Kolejna latarniana lekcja pisze się sama, trochę inna od tej z ewangelicznej przypowieści: czy w moim chrześcijańskim życiu, nawet mimo istniejących ostrzeżeń, podchodzę też do krawędzi, bo brzeg wydaje się stabilny? Ale może się okazać, że pod spodem woda wymyła niewidoczną z góry jamę i grunt osunie mi się spod nóg... Chcę może popatrzeć na coś kuszącego, co dzieje się na dole, gdzie nikt nie zwraca uwagi na Słowo Boże; może wydaje mi się, że jakieś działanie na granicy rozsądku nie przyniesie szkody.
Czy staram się raczej trzymać solidnej skały, a jeśli już okoliczności rzuciły mnie na piasek, to pozostawać tam, gdzie wody pustych czy złych spraw nie podmyją gruntu?
Wracając jednak do latarni na Cape Cod – pierwotnie postawiona w tym miejscu budowla znalazła się w niebezpieczeństwie i kilka lat temu przesunięto ją w głąb lądu. Tam, gdzie stała dawniej, widać dziś kamień z tablicą upamiętniającą przenosiny, rok po roku zbliżający się do urwiska. Pewnego dnia zjedzie zapewne wśród grud piasku i pogrąży się w morskich falach.
Zdarzy się to może podczas sztormu, a może w słoneczny dzień – bo akurat wystarczy niewielka fala, by dopełnić niszczącego dzieła dokonanego wcześniej. Jeśli my zbudujemy nasze chrześcijańskie życie na niestabilnym, mało wartościowym piachu, może się okazać, że podmywanie i upadek nie będą wcale tak szybkie i spektakularne, jak w przypowieści – „i spadł deszcz gwałtowny, i przyszła powódź, i wiatry wiały, a uderzyły na on dom, i upadł, a był wielki upadek jego”. Grunt spod naszego budowania będzie się usuwał niepostrzeżenie, od spodu, i potem, w najmniej spodziewanym momencie nastąpi katastrofa.
Wracamy piaszczystą ścieżką ku wieży; przerywany sygnał świetlny coraz wyraźniej widać wśród zapadającego zmierzchu. Stoimy jeszcze chwilę pod parasolami, wsłuchując się w buczenie sygnału przeciwmgielnego. Po raz kolejny z sentymentem myślę o tych prostych, skromnych budowlach, ratujących życie niezliczonym żeglarzom. I o ryzyku budowania na piasku.
PS. Dla ciekawskich – ścieżki do zdjęć lotniczych przedstawiających pozycję latarni na piaszczystym brzegu przed i po przeprowadzce. Na tym ostatnim widać okrągłą platformę widokową w miejscu, gdzie dawniej stała latarnia.