Ludzie obok
Wspierać, ale kogo? Do jakiej wyciągniętej dłoni włożyć grosik? To pytania, które wracają w różnych rozmowach, sytuacjach. W naszym małym miasteczku proszących o pomoc jest niewielu, ale wystarczy przejść przez ulice większych miast i pytanie pojawia się po raz kolejny.
Nie lubię tych panów z twarzą siną, obrzękłą, w brudnej, cuchnącej odzieży, tych pań proszących o pieniądze dla chorych dzieci. Budzą niechęć, a potem wyrzuty sumienia. A naczytałam się tyle o oszustwach, nadużyciach, że mam prawo nie lubić. Nie lubię cyganki (nie będę ją poprawnie politycznie nazywać Romką), która krąży pod sklepem spożywczym i naciąga na datki swą potoczystą mową, jakimś mamiącym gadaniem, któremu nie tylko ja uległam.
Kiedy ostatnio ponad dwie godziny musiałam spędzić na dworcu kolejowym w Katowicach, wróciły obrazy z przeszłości. Na rozłożonych kartonach śpiący bezdomni, inni, krążący po dworcowym holu, barze, by coś znaleźć do jedzenia, może wyłudzić parę groszy od podróżnych: a masz pan, spieszę się. Potrafili być bezczelni, któryś koleżance zamoczył palec w zupie i cel został osiągnięty, dała mu talerz. A my, wtedy uczennice, też nie cierpiałyśmy na nadmiar gotówki.
Dziś dworzec jest elegancki, czyste toalety, panowie i panie cierpliwie krążą, ale ochrona skutecznie im to ogranicza. Siedziałam w kawiarence, kiedy do dziewcząt obok podszedł pan i poprosił o herbatę. Dziewczyna kupiła, ale pani sprzedająca po informowała ją, że ma napój wynieść poza oznaczony płotkiem teren. Tak się stało, a obok obdarowanego od razu pojawiło się kilka osób, bardzo do niego podobnych. Mieli nadzieję na ciasteczko? Może coś więcej?
Czytam Ewangelie. Opis cisnącego się wokół Mistrza tłumu. Kiedy byli głodni, każe uczniom ich nakarmić. Patrzył Pan na różne nieszczęścia, choroby nie brzydził się. Rozumiał i komu uznał, pomagał. Ja tylko rozumiem. „Kto może dobrze czynić, a nie czyni, grzech ma”. Tylko czy to „dworcowe” pomaganie to ten uczynek, który miał Ap. Jakub na myśli?