Chrześcijanin a środowisko
Pokutujcie więc i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone, aby nadeszły od Pana dni ochłody, aby też posłał wam zapowiedzianego Mesjasza, Jezusa, którego niebo musi zatrzymać aż do czasu odnowienia wszystkich rzeczy, co od wieków przepowiedział Bóg przez usta swoich świętych proroków. – Dz 3:19-21 (BT)
Co należy rozumieć pod pojęciem „odnowienie wszystkich rzeczy”?
Czy chodzi tu o odnowienie warunków życia na Ziemi, oczyszczenie wody, gleby, powietrza? A może raczej o zmianę sposobu myślenia, hierarchię ważności spraw, nowe ideały, nową moralność człowieka? I czy wszelkie zmiany, to wspomniane przez apostoła „odnowienie”, nastąpią w sposób cudowny – takie „pstryk” i już? Czy jako ludzie wierzący, chrześcijanie, nie powinniśmy już dziś kształtować w sobie właściwego, podobającego się Bogu myślenia, widzenia rzeczy, a co za tym idzie – nawyków właściwego postępowania?
To wydaje się oczywiste – jest takie nauczanie. Ale co z praktyką?
Czy chrześcijanin powinien na przykład dbać o środowisko naturalne? Mam na myśli szeroko pojęte środowisko – nie wyłącznie sprawy, które „teraźniejszy zły świat” na nas niejako wymusza – jak choćby segregacja śmieci, ale też dbałość o to, co jemy, ile jemy, w co się ubieramy, jak traktujemy nie tylko innych ludzi, ale i zwierzęta, jak korzystamy z powierzonych nam przez Boga zasobów.
Zawstydziłam się, kiedy słuchałam w radiu audycji opowiadającej o dwóch młodych stylistkach-krawcowych, które prowadząc firmę odzieżową, starają się dbać o to, aby materiały, z jakich szyją, były pozyskiwane w sposób ekologiczny i humanitarny – aby produkcja w miarę możliwości oszczędzała środowisko, a ludzie byli rzetelnie wynagradzani za swoją pracę. Dziewczyny poza tym są wegetariankami, czy też wegankami, nie „dla zdrowia” albo że „modne”, ale z przekonania, z troski o życie zwierząt hodowlanych, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę często okropne warunki tego życia oraz fakt, że pozyskiwane dobra bywają marnotrawione.
Zawstydziłam się, bo kupując kolejny tani podkoszulek, cieszę się, że tani, i nie myślę, jakim sposobem można było wyprodukować tak tani – ilu ludzi zostało przy tym wykorzystanych, źle opłaconych, ile ton wody zużyto, jak wielka ilość dymu zanieczyściła powietrze – żeby w mojej szafie pojawił się kolejny (czy rzeczywiście potrzebny?) ciuszek, but, torebka, kubek, bibelot. A w kieszeni nowy model telefonu, bo przecież poprzedni był passé – oczywiście był sprawny i w ogóle, ale ten ma większe, lepsze… i jest na topie…
A na biurku nowy laptop – pół biedy, jeśli dlatego, że stary nie był w stanie „pociągnąć” programów niezbędnych do pracy, gorzej, jeśli powodem zmiany była na przykład chęć posiadania łatwiejszego dostępu do rozrywek, gier, filmów – ot, taki tam malutki egoizm…
A w mieszkaniu nowe… A w garażu… I tak dalej, i tym podobne.
Z drugiej strony – kupując, w pewnym sensie daję komuś pracę. Sama zarabiam, bo ktoś kupuje moje projekty, produkty…
Jak się w tym kole życia odnaleźć?
Czego oczekuje od nas Stwórca?
Czy Twoja społeczność ma w tym względzie jakieś nauczanie?
A może nie ma się czym przejmować? Może rzeczywiście będzie „pstryk” – Objawiciel Jan pisze przecież, że Królujący powiedział: Oto czynię wszystko nowe (Ap 21:5).