Charyzmatycy i charyzmaty
W wielu kościołach chrześcijańskich prowadzone są obecnie kampanie wymierzone przeciwko ruchom charyzmatycznym szerzącym się w poprzek różnych wyznań. Nie jest to nowa wojna. Ruchy mistyczne są starsze niż chrześcijaństwo. Już pierwsi chrześcijanie, a także częściowo ówcześni Żydzi, zwalczali gnostyków, którzy wierzyli w osobiste, cudowne poznanie duchowych rzeczywistości. Kościół rzymski konsekwentnie tępił mistyków, jak choćby Eckharta, gdyż ich poczucie niezależności w korzystaniu ze źródeł objawienia stanowiło zagrożenie dla autorytetu nauczania Kościoła. Judaizm rabiniczny zwalczał ludowy ekstatyczny chasydyzm, a muzułmanie nie tolerują własnej odmiany mistycyzmu – sufizmu.
W ciągu minionego stulecia w różnych kościołach chrześcijańskich pojawiły się ruchy duchowej odnowy dążące do upowszechnienia mistycznych przeżyć ekstatycznych. Ich zwalczanie spowodowało wyłonienie się całej nowej „branży” wyznaniowej, cieszącej się szczególnym powodzeniem w krajach rozwijających się, w których systemy oświatowe stoją na dość niskim poziomie.
Ruchy mistyczne, choć zawsze towarzyszyły chrześcijaństwu, nigdy go nie zdominowały ani nawet się w nim na dobre nie zadomowiły. Hans Küng w książce „Das Christentum” (Świat chrześcijański) wyjaśnia przyczynę takiego stanu rzeczy. Mistycyzm nie jest rdzennym nurtem chrześcijańskim. Wywodzi się z hinduizmu. To tam rozwinięto cały szereg metod medytacji i kontemplacji prowadzących do ekstazy, która ma na celu rzekome doznanie stanów zbliżonych do duchowego istnienia.
Wbrew temu, co się niekiedy twierdzi, Jezus, Paweł czy Jan nie byli mistykami. Nie prowadzili medytacji, kontemplacji. W Ewangeliach mamy opisane jedynie dwie sytuacje, w których Jezus doznaje przeżyć podobnych do mistycznych – kuszenie przez Szatana oraz przemienienie na górze. Paweł mówi o zachwyceniu do trzeciego nieba, a Janowi ukazane zostały wizje Księgi Objawienia. Jednak te wyjątkowe stany nie nawiązują do postulatów mistycyzmu. Jezus i Jego uczniowie są raczej kontynuatorami izraelskiego profetyzmu, którym Bóg posługiwał się w celu komunikowania się ze swoimi wierzącymi.
Założyciel ruchu Badaczy Biblii, Charles T. Russell, działał na przełomie XIX i XX w. na bardzo ciasnym „rynku” chrześcijańskich wyznań w USA. Profilował się w wąskiej szczelinie między lewicowymi liberałami spod znaku „wyższej krytyki”, którzy racjonalizowali nawet biblijne przejawy cudowności, a prawicowymi uzdrowicielami, prorokami i wywoływaczami duchów wszelkiej maści. Siłą rzeczy, wciskając się klinem między te dwa skrajne skrzydła, przejmował argumentację każdej ze stron, by polemizować z przeciwną. Z jednej strony zaproponował bardzo racjonalną teologię, a z drugiej prezentował swego rodzaju wiarę w cudowne działanie sił duchowych, zwłaszcza tych negatywnych.
Obecnie sytuacja w Europie jest zupełnie inna. Daleko po lewej stronie widać gdzieś na horyzoncie liberalnych i nominalnych chrześcijan, którzy przekształcili swoje kościoły w kluby towarzyskie oraz ośrodki pomocy charytatywnej, zaś po prawej hasają sobie zwolennicy cudów i innych niezwykłości. Na opustoszałym środku hula jedynie wiatr. Pojedyncze obozowiska ostatnich nomadów tej pustyni prowadzone są czasami przez wodzów, do których jeszcze nie dotarło, że są tu sami i prowadzą walkę z urojonym wrogiem.
W katolickiej Polsce sytuacja może jeszcze chwilowo wyglądać inaczej, gdyż na skutek niedostatków edukacyjnych zaplecze „ciemnogrodu” w rodzaju krwawiących hostii, płaczących figur i wędrujących obrazów ma się jeszcze całkiem dobrze. Jeśli reformy systemu oświatowego będą prowadzone w kierunku proponowanym przez obecny rząd pod wpływem toruńskich „proroków”, to przez jakiś czas jeszcze się to nie zmieni. Jednak Europa została niemalże wymieciona z ostatnich przejawów cudowności. Nawet jeśli jeszcze gdzieś dzieją się niezwykłe rzeczy, to wieść o nich nie przedostaje się do świadomości społecznej, a kościoły walczą przede wszystkim o to, by zapełnić swoje ławki kimkolwiek, choćby w pierwszych rzędach mieli zasiąść sami charyzmatycy. Ale tutaj akurat w cuda już nikt nie wierzy.
Charyzmaty
Ważne byłoby jednak, by walcząc z charyzmatykami (częściowo zresztą słusznie), nie wylać dziecka z kąpielą i nie przerodzić tej wojny w rodzaj choroby autoimmunologicznej, zwalczającej zdrowe komórki ciała Chrystusowego w przekonaniu, że to obce ciało nowotworu.
Problem polega na tym, że przepędzając ze zboru charyzmatyków, usiłuje się wyperswadować innym, „zdrowym” jeszcze członkom społeczności, że chrzest z ducha nie jest dla nich aktualny, bo są niedoskonali, a dary duchowe (czyli charyzmaty od gr. charisma 5486, zachęcam do przejrzenia listy wystąpień tego słowa) dawno ustały i się już obecnym chrześcijanom nie należą.
Niektórzy uważają, że w celu obrony „maluczkich” przed szkodliwymi wypaczeniami każdy chwyt jest dozwolony – również naciąganie znaczeń słów i wymowy wersetów Biblii. Wydaje się jednak, że słuszną jest raczej Jezusowa zasada, że wyzwala prawda, a nie jej zaciemnianie lub ukrywanie.
Otóż chrzest ducha (niech każdy nazwie go sobie, jak uważa za słuszne: z ducha, w duchu, zapieczętowanie, namaszczenie, spłodzenie, nowe stworzenie) nic nie stracił na swojej aktualności. A bez charyzmatów (darów duchowych, darów ducha, darów łaski, talentów) nie może być mowy o Ciele Chrystusa. Brzmi to dość kategorycznie, ale akurat te zagadnienia są w Biblii dobrze wyłożone i jeśli tylko chce się odnośne zapisy przeczytać z ręką na sercu bez sztucznych założeń i konstrukcji myślowych, to prawda z nich wyzierająca jest jednoznaczna.
Chrzest w śmierć Jezusa prowadzi do nowości żywota – już tu i teraz, w ożywionych duchem ciałach (Rzym. 8:11). Jeśli ktoś nie chce tego nazywać chrztem, to niech nie nazywa. Jan jednak zapowiadał, że Jezus będzie chrzcił duchem (albo „w duchu” Mat. 3:11). Jezus mówi o narodzeniu z wody i ducha (Jan 3:3), Piotr o wzięciu daru ducha świętego po chrzcie (Dzieje Ap. 2:38), a Paweł pisze: Albowiem przez jednego Ducha [albo: w jednym duchu] my wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni – 1 Kor. 12:13. I nie chodzi mu o jednorazowy chrzest całego Ciała w dniu Pięćdziesiątnicy, gdyż mówi o Grekach i Żydach, niewolnikach i wolnych, a o ile nam wiadomo, nawet Korneliusz nie był Grekiem, a zdaje się, że wszyscy byli wolni.
Przy okazji próby uzasadnienia, że chrzest z ducha może być tylko jeden dla całego Ciała Jezusa, naciąga się czasami interpretację kilku miejsc Słowa Bożego. Mówi się np., że olej namaszczenia został wylany na głowę i spłynął na całe ciało. Jednak w Dniu Pięćdziesiątnicy duch nie był wylany na Jezusa, tylko na Jego uczniów, którzy nie byli i nie są głową Ciała Jezusa.
Przywołuje się też w tym kontekście miejsce z Psalmu, które mówi, że olejek namaszczenia z głowy Aarona ściekał na kraj jego szaty, sugerując, że chodzi o dolny kraj, sięgający stóp (Psalm 133:2). Czy ktoś umie sobie wyobrazić tę scenę? Polecam eksperyment z wylewaniem oleju na głowę, tak by spłynął aż po manszety spodni lub po kraniec długiej spódnicy. Zapewne nie wystarczy jedna butelka, a ubranie trudno będzie przywrócić do stanu używalności.
Otóż wyjaśnienie tych słów jest znacznie prostsze. Szata ma dwa końce, oprócz dolnego ma też kraniec górny, a poeta pisze, że olejku (czyli drogocennych perfum) wylano tak dużo, że spłynął po włosach aż na kraj (górny, czyli kołnierz) szaty. To mogło się rzeczywiście zdarzyć. Oprócz tego w opisie namaszczenia Aarona występuje też oddzielny obrządek pokropienia szat olejkiem (3 Mojż. 8:30). Po co byłby potrzebny ten element, gdyby szaty były w całości od góry do dołu zlane olejkiem?
Jest rzeczą oczywistą, że namaszczenie do służby odbywa się przez wylanie olejku na głowę. Nie musi on ściekać aż na nogi, by można było powiedzieć, że świętość i namaszczenie do służby mesjańskiej Jezusa gwarantuje świętość i namaszczenie całemu Jego Ciału. To jednak nie zmienia wymowy nauki Pawła, że „wstęp” do tego Ciała uzyskiwany jest przez chrzest ducha (1 Kor. 12:13 oraz 2 Kor. 1:21‑22 „nas z wami”, a nie jednorazowo całego Ciała). Nie jest nic napisane o tym, w jaki sposób taki duchowy chrzest się przejawia, a mówienie językami w dniu apostolskiej Pięćdziesiątnicy nie jest w tym względzie obowiązującą zasadą, podobnie jak inne cudowności. Mimo wszystko jednak wynurzenie z chrzcielnej wody obrazuje rzeczywistość nowego życia w duchu. Jeśli ktoś tego nie przeżył i takiego ożywienia nie czuje, to po prostu nie należy do Ciała Jezusa (Rzym. 8:9).
Podobnie rzecz ma się z charyzmatami. Niektóre z nich są cudowne. Apostoł Paweł wyraża się sceptycznie o ich pożyteczności (1 Kor. 14:19), ale jednocześnie nakazuje, by nie zabraniać np. mówienia językami (1 Kor. 14:39). Zachęca zaś usilnie do prorokowania, które również jest darem ducha (1 Kor. 12:9). W innym miejscu wymienia dalsze charyzmaty, bez których trudno sobie wyobrazić działanie Kościoła: A mamy różne dary [gr. charismata] według udzielonej nam łaski; jeśli dar prorokowania, (...) Jeśli posługiwanie, (...) jeśli kto naucza, (...) jeśli kto napomina, (...) jeśli kto obdarowuje, (...) kto jest przełożony, (...) kto okazuje miłosierdzie – Rzym. 12:6‑8. Czy bez tych charyzmatów można tworzyć zbór?
Ktoś może powiedzieć, że to są tylko pewne osobiste uzdolnienia, pobłogosławione duchem przez Boga. Na to apostoł odpowiada: Co masz, czego nie otrzymałbyś? A jeśli otrzymałeś, czemu się chlubisz, jakobyś nie otrzymał? – 1 Kor. 4:7. Wszystko, czym możemy usługiwać zborowi Bożemu, pochodzi od Boga jako dar łaski, dar ducha, czyli charyzmat. Nie uczmy więc, że można służyć Bogu bez darów, bo wtedy chlubimy się czymś, jakbyśmy tego nie otrzymali.
W nauce o darach ducha kryje się też ważna prawda o społeczności Ciała Chrystusa. Zwolennicy koncepcji, że charyzmaty spływają z góry na dół, że są udzielane poprzez przynależność do grupy wyznaniowej lub wręcz za pośrednictwem urzędującej hierarchii kościelnej, cementują po prostu fundament swojej władzy. Skrajnym przypadkiem jest tutaj Kościół rzymski, który uważa, że łaski ducha spływają przez uczestniczenie w sakramentach, a tych mogą udzielać wyłącznie wyświęceni kapłani. To dlatego hierarchia katolicka zwalczała i zwalcza wszelkie niesubordynowane ruchy oferujące bezpośredni dostęp do duchowego oświecenia lub darów łaski.
Teoria o darach łaski wynikających z uczestniczenia w społeczności ma nieco łagodniejszy wymiar, ale sens poddawania członków odgórnej kontroli, tym razem np. całej gminy wyznaniowej czy też jednego zboru, pozostaje ten sam – pojedynczy człowiek bez upoważnienia lub przynajmniej autoryzacji hierarchii lub kościoła nie ma prawa nauczania, usługiwania Ciału Chrystusa.
Tymczasem nauka Biblii jest w tym względzie inna. Jeszcze za czasów Mojżesza Bóg pouczył społeczność Izraela, że choć zasadniczą metodą ordynowania sług są wybory, to jednak pozostawia On sobie możliwość działania także poza tymi ramami (4 Mojż. 11:16‑17,24‑29). Podobna nauka przekazana została przez apostołów. Piotr nie odmówił chrztu z wody tym, których Bóg najpierw uznał za godnych przez udzielenie im ducha (Dzieje Ap. 11:17). W swej słynnej rozmowie z Nikodemem Jezus nauczał: Wiatr wieje, dokąd chce, i szum jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd idzie; tak jest z każdym, kto się narodził z Ducha (Jan 3:8) i zdaje się, że nie mówił o istotach duchowych w niebie, bo komu miałaby służyć taka nauka?
Apostołowie głosili, że decydującym elementem duchowego oświecenia jest bezpośrednie namaszczenie ducha: A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, abyśmy wiedzieli, czym nas Bóg łaskawie obdarzył (1 Kor. 2:12). A wy macie namaszczenie od Świętego i wiecie wszystko (1 Jana 2:20) – pojedynczy człowiek, który przez chrzest okazuje Bogu swoją chęć nawrócenia się, jest obdarowany duchowymi darami: Ojciec wasz niebieski da Ducha Świętego tym, którzy go oń proszą (Łuk. 11:13). Niektóre z tych darów, jak wiara, poznanie, żywot wieczny (Rzym. 6:23 dar łaski – charisma), służą duchowej korzyści obdarowanego, lecz inne są przeznaczone dla Ciała Chrystusa. Innymi słowy – Ciało nie udziela darów, ale otrzymuje je od poszczególnych osób obdarowanych nimi przez Boga.
Z nauki tej wynika poczucie zobowiązania. Talentów, darów łaski – również tych indywidualnych – nie otrzymujemy dla własnego tylko użytku, ale przede wszystkim dla społeczności zborów Bożych: Tak my wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, a z osobna jesteśmy członkami jedni drugich. A mamy różne dary według udzielonej nam łaski – Rzym. 12:5‑6. Każdy powinien myśleć o sobie skromnie, ale jeśli czuje, że coś otrzymał, to nie wolno mu tego zatrzymać dla siebie, ale powinien odebranymi darami obdarować Ciało – innych członków, którzy są także jego członkami, gdyż dar ten, jemu prywatnie udzielony, jest właściwie darem dla społeczności wierzących, a on jedynie jego dysponentem.
Takie rozumienie społeczności składającej się z członków obdarowanych różnymi darami odpowiada nauce apostoła Pawła z 1 Kor. 12‑14. Społeczność tworzona przez indywidualnie obdarowanych ma rzeczywistą szansę realizowania Bożych celów, a nie wyznaniowych założeń organizacyjnych ustalanych przez hierarchie poszczególnych kościołów. Prawdziwy zbór Boży tworzy się poprzez chęć wzajemnego usługiwania sobie mocą otrzymanych darów. Tylko z takiego poczucia może się zrodzić prawdziwe naśladowanie Jezusa, który oddał życie za swoich przyjaciół (Jan 15:13).
Zaniedbywanie nauki o duchowych darach prowadzi w najlepszym razie do martwicy, o ile nie zakażenia i obumierania ciała. Narzucanie nauki o darach udzielanych za pośrednictwem hierarchii czy gminy wyznaniowej prowadzi do budowania kościoła ludzkiego, a nie Bożego. Chyba że ktoś na tym świecie rzeczywiście ma prawo do sukcesji apostolskiej.
Można więc dyskutować o pożyteczności czy nawet pozorności tego czy innego daru (np. bełkotliwej modlitwy charyzmatyków), o potrzebie lub braku potrzeby uzdrawiania, o powszechnym ludzkim zainteresowaniu sensacjami, które ściąga tłumy na barwne widowiska cudaczności, usiłującej niekiedy uchodzić za demonstracje Bożej mocy. Ale niech ta debata nie przesłania nam prawdziwego obrazu duchowego życia pojedynczych ludzi przyobleczonych w nowego człowieka (Kol. 3:10) oraz duchowej aktywności w tworzonych przez takie „nowe stworzenia” społeczności. Byśmy przeciwstawiając się wypaczeniom, nie stracili umiaru i nie zaczęli zwalczać zdrowych i dobrych przejawów duchowego życia w Chrystusie.