Być jak Nehemiasz
Księga Nehemiasza, jedna z ksiąg Starego Testamentu, często wydaje się być po prostu księgą historyczną opisującą powrót Nehemiasza z Persji do Izraela oraz odbudowę pod jego kierownictwem murów Jerozolimy. Można by sądzić, że w tej historii nie ma niczego nadzwyczajnego. Bo cóż w tym dziwnego, że pewien Żyd, który przebywał na wygnaniu (spowodowanym tzw. niewolą babilońską) dowiedziawszy się o złym stanie ojczystego miasta, postanawia wracać do Izraela i odbudować zniszczone mury Jerozolimy?
Historia świata a i Polski zna wiele takich przypadków, gdy wysiedleńcy postanawiają wrócić w swoje ojczyste strony i odbudować, odnowić pozostawione miejsca. Zatem co jest takiego nadzwyczajnego w historii Nehemiasza?
Zacznijmy od wyjaśnienia kim był Nehemiasz? Z Księgi Nehemiasza, z pierwszego i drugiego rozdziału, dowiadujemy się, że był synem Chakaliama (Neh. 1:1). Nie wiemy nic o pokoleniu, z którego pochodził, ale jest informacja, że przebywał w twierdzy Susa (okolice dzisiejszego miasta Dezful w południowo-zachodnim Iranie), na dworze króla Artakserksesa (Dariusza I Wielkiego).
Nehemiasz był podczaszym, czyli podawał królowi trunki do picia. Wydawać by się mogło, że jego rola była mało znaczącą, że był takim starożytnym kelnerem, ale to nie prawda. Funkcja podczaszego była dość rozbudowanym urzędem. Po pierwsze mógł nim zostać jedynie ktoś naprawdę zaufany, osoba z najbliższego otoczenia władcy. Ponieważ człowiek ten odpowiedzialny był za przygotowywanie napojów dla króla, musiał odznaczać się całkowitą lojalnością. Należał do najwyższych urzędników w państwie a zatem brał udział w podejmowaniu najważniejszych dla kraju decyzji. Nehemiasz, pełniąc funkcję podczaszego, nie mógł tak po prostu opuścić dworu i wyjechać.
Osoby, które usługiwały królowi powinny być zawsze uśmiechnięte i zadowolone; jeśliby król zauważył smutek na twarzy usługującego, mógł nawet kazać stracić nieszczęśnika. Dlatego też Nehemiasz wielce się przeląkł, gdy król widząc smutek na jego twarzy, zapytał co jest powodem, że jego podwładny zamiast tryskać radością, jest przygnębiony. W myślach pomodlił się do Boga a następnie przedstawił królowi sytuację, w jakiej znajduje się on sam oraz jego ukochane miasto – Jerozolima (Neh. 2:1-5).
Czytając dalej księgę Nehemiasza, dowiadujemy się, że król nie tylko pozwolił mu pojechać do Jerozolimy, ale także dał mu wszelkie materiały potrzebne do odbudowy murów miasta. Ponieważ Nehemiasz był ważną osobistością, przewoził materiały na odbudowę miasta oraz listy królewskie, dostał swoją „ochronę osobistą” w postaci dowódców wojskowych i jeźdźców (Neh. 2:6-9).
Gdy Nehemiasz przyjechał do Jerozolimy, dokładnie przyjrzał się murom, które okazały się być w opłakanym stanie. Sporządził więc plan ich odbudowy. Wszyscy mieszkańcy żwawo zabrali się do pracy. Sam Nehemiasz zaś zajmował się nadzorowaniem prac na poszczególnych odcinkach murów. Możemy zauważyć, że każde swoje działanie poprzedzał on modlitwą i prośbą o pomoc Boga (Neh. 1:4, 2:4, 4:4, 4:9). Dobrze wiedział, że bez Jego pomocy nie przyjechałby do Jeruzalemu i nie rozpocząłby odbudowy murów.
Prace budowlane przy murach miasta nie podobały się sąsiadom Izraela. Sanballat (na podstawie różnych źródeł historycznych, przypuszcza się, że Sanballat był namiestnikiem perskim w Samarii)[1], Tobiasz oraz Arab Geszen, którzy mieli poparcie sąsiadujących prowincji, w tym Amonitów, chcieli za wszelką cenę przeszkodzić i przerwać prace przy odbudowie murów Jerozolimy. Jednak dzięki dobrotliwej ręce Boga, Żydzi pod wodzą Nehemiasza budowali wytrwale. Niesamowity jest fakt, że pracowali wszyscy, wszystkie warstwy społeczne, od zwykłych mieszkańców po lewitów i kapłanów (Neh. 3 rozdz.). Wszyscy pracowali z chęcią, gdyż nie robili tego dla siebie ani dla swoich przełożonych, lecz chcieli by ta praca była ku chwale Bożej. Próby ataków na robotników ze strony Sanballata, wymusiły na budowniczych wystawienie strażników. Połowa ludzi wykonywała więc prace budowlane, druga zaś stała na straży wyposażona w włócznie, tarcze, łuki i pancerze (Neh. 4:16). Taka praca była ogromnym wysiłkiem dla mieszkańców miasta, zwłaszcza że ich sytuacja materialna nie była zadowalająca. Byli tak zadłużeni, że dawali w zastaw swoje własne dzieci (Neh. 5:1-2,5). Nehemiasz widząc to, nakazał anulować wszystkie długi, sam zaś karmił ze swojego stołu stu pięćdziesięciu mężów.
Dzięki pomocy Bożej mur został ukończony już po 52 dniach! Przypuszcza się, że mur Jerozolimy w tamtych czasach miał długość ok. 5 km. Nie wiemy, na jakiej długości mur pozostał nietknięty przez wojska Nabudonozora w 587 roku, a jaka część została całkowicie zniszczona. Nie wiemy też, jak liczono dni odbudowy muru, czy od dnia rozpoczęcia do dnia zakończenia, czy od jakiegoś innego momentu. Jednak 52 dni to 7 sabatów. W sabat na pewno prace nie były prowadzone, więc realna praca przy murze mogła trwać 45 dni. Jeżeli dalej policzymy, okaże się, że aby wykonać taką pracę, w takim czasie, robotnicy musieliby dziennie stawiać ok. 110 metrów murów, co dzisiaj jest nie lada wyzwaniem. Więc jak to było możliwe? To co dla człowieka jest niemożliwe, jest jak najbardziej możliwe dla Boga (Łuk. 18:27). Pismo Święte daje nam tego przykłady. Weźmy pod uwagę choćby nakarmienie 5 tysięcy ludzi przez Pana Jezusa. Aby normalnie wykarmić taką rzeszę ludzi, potrzebne jest naprawdę duże zaplecze gastronomiczne, natomiast Pan Jezus dysponował jedynie dwoma rybami i pięcioma chlebami. Co ciekawe, na końcu, gdy już wszyscy się najedli, nakazał swoim uczniom, aby pozbierali pozostałe okruchy i, o dziwo, z pięciu chlebów pozostało jeszcze dwanaście koszów pełnych okruchów. Podobny przykład znajdziemy w Starym Testamencie: prorok Elizeusz nakarmił setkę ludzi jedynie dwunastoma chlebami i worem świeżego ziarna (2 Król. 4:42). Chociaż ludzie dziwili się, w jaki sposób Elizeusz chce tego dokonać, on rzekł, że na pewno się najedzą i jeszcze pozostanie, gdyż tak mówi Pan (2 Król. 4:43). Podobnie zdarzyło się, gdy prorok Eliasz uciekając przed Achabem i Izebel poszedł do Sarepty w czasie, gdy w Izraelu nie padał deszcz. Udał się on do pewnej wdowy. I choć miała ona dla siebie i syna tylko garść mąki i odrobinę oliwy, przygotowała z tego placek dla Eliasza, gdyż zaufała Bogu, że mąka w garncu nie wyczerpie się, oliwy w bańce nie zabraknie aż do dnia, kiedy Pan spuści deszcz na ziemię (I Król. 17:14). I tak się stało.
Dzięki temu, że Nehemiasz nie był sam (gdyż był z nim Bóg), jego działania powiodły się. Swoją siłę i moc upatrywał w Bożej opiece. Jego historia jest bardzo dobrym przykładem na to, że wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego (Jak. 5:16). Nehemiasz był niezmiernie posłuszny i ufny Bogu. W żadnym wypadku nie możemy zarzucić mu dwulicowości – nie był człowiekiem, który co innego robi a co innego mówi. Niczego nie robił dla swojej chwały, lecz ku chwale Bożej. Jego przykład pokazuje, że źródłem wszelkiej mądrości jest bojaźń Pańska. Jeżeli Bóg potrafił zaspokoić takie potrzeby i dokonać takich rzeczy, jest w stanie zaspokoić również wszelkie potrzeby naszego życia duchowego. Początkiem mądrości jest bojaźń Pana; Wszyscy, którzy ją okazują, są prawdziwie mądrzy. Chwała jego trwa na wieki! (Ps. 111:10)
[1] Zbigniew Chorąży - Ezdrasz i Nehemiasz (dostęp 06.12.2014)
- Tagi: Bóg, bojaźń Pańska, Boża chwała, Jerozolima, Jezus, Księga Nehemiasza, modlitwa, Nehemiasz, niewola babilońska, Pan Jezus, Pismo Święte, Prorok Elizeusz, Samaria, Stary Testament