W drodze z Jerozolimy do Jerycha

Autor tekstu - Jola Stanisz | Data publikacji - piątek, 01 listopada 2013 | Obszar - na Północ

W drodze z Jerozolimy do Jerycha
fot. Piotr Litkowicz

Zobowiązana wcześniejszą umową znów powracam myślą do zatoniowych badań porannych. Myśl nieco ucieka w innym kierunku, ku namiotom, bo właśnie jest Sukkot czyli Święto Szałasów, a tak bardzo lubię te jesienne święta – od Rosz ha Szana, poprzez Dzień Pojednania aż do Radości Tory, to nieco ponad trzytygodniowy okres czasu a jednocześnie jakby cykl życia człowieka, a nawet skrócona historia ludzkości... Nowy początek, narodziny, pokuta i pojednanie – zrozumienie błędnej drogi, naprawa i powrót do opiekuńczych ramion Stwórcy. Wreszcie z Nim zgodne wędrowanie i przebywanie z innymi pod łaskawym niebem aż do kulminacji radosnego tańca sławiącego Słowo, modlitwy o deszcz błogosławieństwa...

W szałasach studiuje się Słowo, przyjmuje gości więc i ja wejdę do rozstawionego w Zatoniu obszernego szałasu, popatrzę po znajomych, bliskich twarzach i wspomnę znaną od lat historię: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko, że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, i minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie gdy będę wracał” – (Łuk. 10:30-35).

Działo się to gdzieś na drodze pomiędzy Jerozolimą a Jerychem, a droga ta zdecydowanie prowadzi w dół – Jerycho to jedna z najniżej położonych miejscowości na świecie – 270 metrów poniżej poziomu morza, Jerozolima zaś wznosi się 580 metrów nad poziom morza, a więc różnica poziomu pomiędzy tymi miastami to 850 metrów przy jakże niewielkiej odległości. Jak podaje grecki przekład człowiek ów "zstępował". Co ciekawe, to samo słowo zostało użyte, opisując drogę kapłana. Lewita "znalazł się" w tym samym miejscu, a Samarytanin "był w podróży" czyli według greki szedł lub jechał. Tak więc człowiek i kapłan podążali w dół. To być może najprościej tłumaczy zachowanie nie zawracającego uwagi kapłana, bez dociekania czy bał się nieczystości, czy zakończył swą służbę. Po prostu jego stan był podobny. Może nawet nie zdziwił go tak wyglądający bliźni. Być może obaj byli "na pół umarli". A może nawet z kapłanem było gorzej, bo jak tłumaczyć egzystencję "grobów pobielanych", o których wprost mówił Jezus?

Lewita, wydaje się, że uczynił nieco więcej, bo znalazłszy się na tym miejscu, przyszedł i ujrzał, ale zaraz tak samo pominął. I on nie zobaczył potrzeby pomocy, podążając swoją drogą. Na tym tle jakimż człowieczeństwem i ożywieniem wykazał się Samarytanin. Nie wiemy, w którą stronę podróżował ale końcowa zapowiedź powrotu nasuwa na myśl Jerozolimę jako cel podróży. Miał też przy sobie bydlę: czy na nim jechał, czy miało być przeznaczone na ofiarę? Właściwie oba warianty dają mu piękne świadectwo, bo jeśli usłużył swą ofiarą potrzebującemu rannemu, to spełnił starotestamentowe słowa: Miłosierdzia chcę a nie ofiary. Natomiast jeśli podróżował na bydlęciu, to wyobrażam sobie, że był to osiołek. To taki oczywisty środek transportu w tamtych terenach. Poza tym, jak miło kojarzy się to zwierzę, jak mądrze potrafi napomnieć człowieka, a nawet widzieć anioły… Wystarczy wspomnieć Baalama, jadącego na oślicy, niczym na zdobytej w drodze mądrości, który dzięki jej stanowczej interwencji nie stał się prorokiem sprzedajnym, nie stracił mocy wypowiadania słów Pańskich... A młody Saul szukający oślic ojca… To wtedy rozegrały się brzemienne w skutki wydarzenia, które odmieniły jego życie... Nawet ośla szczęka w dłoni nazarejczyka ma moc zwyciężania wrogów... Wreszcie obraz Króla Mesjasza wjeżdżającego do Jerozolimy... Jak więc nie pomyśleć, że i Samarytanin miał przy sobie to wyjątkowo przyjemne zwierzę.

Porusza również obraz Samarytanina, który się "użalił". Właściwie to słowo pojawia się w kontekście relacji Jezusa z chorymi oraz reakcji ojca na powrót syna marnotrawnego, ma ono także w sobie rdzeń greckiego słowa "wnętrzności, serce, dusza", którego to używa apostoł Paweł w liście do Kolosan: jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w wnętrzności miłosierdzia, dobrotliwość (Kol. 3:12). Święci i umiłowani – czy na te określenia zasługuje Samarytanin – nie brakło mu współczucia by dostrzec, podejść, zapragnąć pomóc, nie brakło mu też oliwy i wina, co tak znamienne, by móc opatrzyć rany. Oliwa i wino – święty i umiłowany, prowadzony Duchem, który przenika Słowo i trafia wprost do serc: bo mamy nie tylko wiedzieć, ale i działać; mamy nie tylko wiedzieć, ale dążyć do tego by wiedzieć. Gdyż nie jest to dla was słowo puste, lecz jest ono waszym życiem; i przez to słowo przedłużacie życie swoje. (Pwt. 32:47 cyt. za Bella Szwarcman – Czarnota). Przedłużacie życie nie tylko swoje...

Krótka przypowieść a tak bogata w treści, w trud pokonywania drogi – oby w kierunku Jerozolimy, oby z miłosiernym, współczującym sercem... Pozostało we mnie to badanie, refleksje, komentarze, odkrycia, wzruszenie widoczne na twarzy prowadzącego, bo przenikające i żywe jest Słowo, rozdzielające i skuteczne.Oby w naszych życiach skuteczne.

Udostępnij...

O Autorze

Jola Stanisz