Rzeczy jawne i tajne

Autor tekstu - Samuel Królak | Data publikacji - piątek, 27 lutego 2015 | Obszar - na Północ

Czyli o poziomie satysfakcji i etycznym stanowisku wobec własnej niewiedzy

Rzeczy jawne i tajne
fot. Adam Hejduk

Jaki będzie koniec rozmyślnie grzeszących chrześcijan? Czy zmartwychwstaną, czy nie?

Na to pytanie szukam odpowiedzi od około roku. Niepokoją mnie niektóre wersety biblijne, nie dające się, o ile dobrze je rozumiem, pogodzić z tym, czego się nauczyłem w mojej społeczności. Pytałem już wiele osób i otrzymałem bardzo interesujące listy, tłumaczenia itp.

Pytanie to jest, moim zdaniem, równie dobre, jak każde inne, choć oczywiście nie dotyczy niczego przyjemnego i nikt nie chciałby się osobiście o stanie rzeczywistym przekonać. Chcę wiedzieć, ponieważ jest to temat biblijny. Spróbuję je rozwinąć w następnej części, i przedstawić to, do czego doszedłem, badając ten temat. Poprzedzę to dziś wyjaśniającym wstępem. Im więcej czytam Biblię, a poznaję ją świadomie już około ćwierć wieku, tym bardziej mnie ona pochłania i nasuwa coraz więcej kwestii, które chciałbym zgłębić. Plan Boży jest do tego stopnia ciekawy, że chciałoby się zajrzeć tak daleko za zasłonę tajemnicy, jak to możliwe. Autor Pięcioksięgu napisał: „Rzeczy tajne należą się Bogu, a jawne nam i dzieciom naszym” (5 Mojż. 29:28). Ale skąd mamy wiedzieć, co jest jawne, a co nie jest, jeśli najpierw nie zapoznamy się z tym, co zostało ujawnione? Pismo Święte to inaczej Boże objawienie, ujawnienie w sposób nadprzyrodzony pewnej wiedzy, której człowiek nie zdobyłby przez obserwację natury czy naukę. Rzeczy tajne to te, których nie poznamy z powodu ograniczeń cielesności i braku jakichkolwiek wskazówek czy podpowiedzi. Nie dowiemy się w tym życiu, co to znaczy być istotą duchową, jak Bóg czy aniołowie, jak się poszczególne istoty w niebie nazywają i co robią. Nie pojmiemy jak powstaje życie, ani czym w ogóle ono jest. Nie zobaczymy Nieba, nie zrozumiemy, co to znaczy nie mieć początku itd. To są rzeczy tajne.

Na kartach Pisma Świętego wiele jest niedopowiedzianych i niewyjaśnionych zagadnień. Zainteresowanie nimi jest rzeczą pochwały godną i jak najbardziej normalną u zdrowego dziecka Bożego. Niezdrowy i alarmujący jest brak jakiegokolwiek zainteresowania tego typu. Ciekawość dotycząca spraw przedstawionych w Biblii, ale niewyjaśnionych, to dawanie sygnału naszemu Ojcu w niebie, że interesuje nas to, co nam przedstawił i że chcemy więcej.

Kiedy ktoś nas pyta o jakąś kwestię biblijną, a my nie wiemy, najlepiej jest odpowiedzieć zgodnie z prawdą: nie wiem, nie mam pojęcia, nie zastanawiałem się nad tym. Co następuje potem? Można zacząć szukać albo nie. W wielu rozmowach z chrześcijańskimi braćmi słyszałem takie zdanie: a po co nam to potrzebne. Nie ma sensu się w to zagłębiać.

Chciałbym jednak zaproponować inne podejście do tego problemu. Przypuśćmy taką sytuację: wiem, że brak mi wiedzy na jakiś określony temat. I że ty również jej nie masz. Wobec tego zapytajmy Pismo Święte i zobaczmy – może ono ma odpowiedzi na jakieś konkretne pytanie, egzystencjalne, teologiczne? Może są gdzieś wprost albo pośrednio napisane? Jeśli nie da się ich znaleźć drogą beriańskiego badania, to może przez ducha konkretnego zapisu, jego uczuciową wymowę (jeśli rozumiesz, co chcę powiedzieć)? A gdy takie odpowiedzi tam się znajdą, to czy wolno nam je lekceważyć, twierdząc, że „nie jest to nam potrzebne do zbawienia”? I w ogóle skąd chrześcijanin bierze tę zadziwiającą (mnie) zdolność oceny, że jedne treści biblijne są mu potrzebne, a drugie nie? Przykład z życia: co sądzisz na temat pacjenta, któremu wydaje się, że wie lepiej od kompetentnego lekarza, co mu jest potrzebne do zdrowia? Na przykład wyobraźmy sobie osobę cierpiącą na schorzenie psychiczne, powiedzmy: schizofrenika, któremu wydaje się, że leki przepisane mu przez lekarza są niepotrzebne, a może nawet szkodliwe, i odmawia ich przyjmowania. Czy chrześcijanin, który oddał się w opiekę Wielkiemu Lekarzowi, może sam określać sobie, ile Biblia – duchowa recepta na jego życie – ma mieć ksiąg i co powinien znać?

Powiedzmy raczej: nie chce mi się czegoś zgłębiać. Albo: nie mam daru zapamiętywania, daty i nazwy mi się mylą. Albo po prostu: mam bardzo mało wolnego czasu, wiele obowiązków na głowie. Przecież mamy prawo nie chcieć albo nie móc. Nie mieć predyspozycji. To jest w porządku. Nie w porządku jest, kiedy dorabia się do swojego niechciejstwa czy też niezdolności ideologiczną podbudowę, twierdząc, że „nie powinno się” czegoś robić, że to jest strata czasu itp. Nierzadko za takim zdaniem mogą się również kryć złe uczucia, jak zazdrość albo poczucie niedowartościowania.

Inną kwestią z tym związaną jest poziom satysfakcji z wiedzy, opartej na Piśmie Świętym. Ile chcesz wiedzieć? Na czym poprzestajesz? Ile wiedzy biblijnej cię zadowala? Jaka miara? Kiedy przed kilku laty spotykałem się z braćmi baptystami, pytałem czasem zaprzyjaźnionego pastora i jego żonę, co sądzą na temat „odnowy wszystkich rzeczy” albo „przywrócenia Sodomy do pierwotnego stanu” i tym podobne tematy. Odpowiedź z reguły brzmiała tak: „to są sprawy należące do przyszłości, Pismo Święte jasno o tym nie mówi, nie ma potrzeby za bardzo się w to wgłębiać. Zostawmy to. Mamy wiele innych spraw, nad którymi musimy pracować”[1]. Jak zareagowałby szeregowy Badacz na takie pytanie? Mam nadzieję, że wskazałby wersety i przedstawiłby naukę o restytucji. W żadnym wypadku nie zgodziłby się z twierdzeniem, że są to zagadnienia niepotrzebne. Gdzie byśmy byli i w co byśmy wierzyli, gdyby nie zadawano sobie pytań i nie uzupełniano obszarów niewiedzy? Gdyby nie rewidowano istniejących poglądów? Jaki mielibyśmy obraz Boga, gdyby koncepcja jego charakteru nie rozwinęła się od czasów na przykład Kalwina czy Arminiusza?

Ale czy i Badacz zna wszystkie tajemnice Pisma Świętego? Czy Biblia nie ma mu już nic do zaoferowania w zakresie tajemnic, proroctw, nauk? Chyba nikt nie odważyłby się tego potwierdzić. Czy mamy 100% prawdy? Czy jesteśmy pewni, że wszystko to, co stanowi nasze oficjalne tłumaczenie, jest zgodne z prawdą? Skąd ta pewność? Czy sprawdziłeś z konkordancją w ręku, czy też uwierzyłeś na słowo? Dlaczego święty Paweł nie miał podobnej pewności w stosunku do siebie? Dlaczego mówił, że widzimy jakby w zagadce i w zwierciadle, że prorokujemy po części?

Pytaj o wszystko, co Boże, interesuj się wszystkim. Nie dawaj się zniechęcić. Święty Jakub pisze, że jeśli komuś zbywa na mądrości, niech prosi o nią Boga, a będzie mu dana. Pan jest źródłem wszelkiej mądrości i wiedzy, tak tej praktycznej, jak i teologicznej, każdej (oczywiście poza diabelską, o której apostoł mówi później – Jak 3:15). Jeśli człowiek nie ma czegoś się dowiedzieć, to po prostu nie znajdzie żadnych odpowiedzi ani żadnych punktów oparcia dla dalszego rozumowania. Wówczas jego ciekawość znajdzie sobie inną dziedzinę.


[1] Poboczną sprawą, którą trzeba dla uczciwości podkreślić, jest to, że społeczność braci baptystów posiada bogatą refleksję na wiele innych tematów, np. wiele się od nich można dobrego nauczyć w zakresie codziennego życia z Bogiem, moralności, prowadzenia rodziny, relacji międzyludzkich itd. Wyspecjalizowali się w tym. Nie chciałem przedstawić ich tu w gorszym świetle, poruszyłem jedynie kwestię restytucji.

Udostępnij...

O Autorze

Samuel Królak