Pomoc na Górze Oliwnej
Myślącym pod rozwagę
DAWID NA GÓRZE (2 Sam. 15:1-9, 10-18, 19-28, 29-37)
Był w życiu króla Dawida moment, w którym bardzo potrzebował kontaktu z Panem Bogiem. Szukał rozmowy z Panem dlatego, że znalazł się w krytycznej sytuacji. Oto jego własny syn, Absalom, odmówił mu posłuszeństwa jako dziecko i poddany, uzurpatorsko przejął władzę i nadciągał pod mury Jerozolimy, aby obalić swego ojca.
Król postanowił więc szybko opuścić miasto, aby nie dopuścić do rozlewu krwi, niepotrzebnej bratobójczej walki, Absalom bowiem szedł na czele dużej armii. Naród izraelski również w większości opuścił starego władcę, ten opuszczał więc stolicę tylko w asyście najwierniejszych, nieodstępujących go na dobre i złe sług oraz krewnych. Szli za nim też oprócz około sześciuset Izraelitów obcokrajowcy, uciekinierzy z innych krajów, których miłość król-pasterz pozyskał gościnnym traktowaniem, na przykład Filistyńczyk Itaj z Gat, który dzięki Dawidowi uwierzył w Pana. W ślad za „mężem według serca Bożego” podążali także kapłani.
Napięta sytuacja polityczna nie była jednak jedynym ani nawet głównym źródłem zmartwień Dawida. Był nim on sam; król nie wiedział, czy nadal Bóg darzy go swoją łaską i uważa za legalnego władcę nad Izraelem. Sumienie Dawida mimo upływu wielu lat wyrzucało mu wciąż grzech, jakiego się dopuścił wobec rodziny Uriasza, rozumiał dobrze, że obecny zamach stanu wraz z poprzednimi nieszczęściami w jego domu i w całym Izraelu są konsekwencjami tamtego upadku. Prorok Natan przepowiedział mu to: „Oto miecz nie odstąpi na długi czas od twego domu... oto wyprowadzę przeciwko tobie zło z twego własnego domu”. Następca Saula pamiętał na przykładzie swojego poprzednika, jak łatwo utracić Boską legitymizację władzy w przypadku nieprawidłowości w sprawowaniu królewskich obowiązków. Pytanie brzmiało: „Czy jestem już przez Ciebie odrzucony? Co mam zrobić? Jaka jest Twoja wola?”. Od tego Dawid uzależniał swoją przyszłość. Nie koncentrował wokół siebie ludzkich zwolenników, aby odeprzeć rebelię, nie zabarykadował się w murach swojej górskiej fortecy. Nigdy nie miał w sobie poczucia, że korona mu się należy. Teraz interesowało go jedynie to, czy ma po swojej stronie Tego, bez którego „na próżno trudzą się ci, którzy dom budują”. Nie był jak syn Kisza, któremu wystarczyło, by prorok uczcił go przed ludźmi (1 Sam 15:29). Potrzebował modlitwy i Bożej odpowiedzi.
Ale dokąd pójść? Za plecami orszaku królewskiego malała Jerozolima, miejsce przebywania imienia Bożego. Stał tam przecież Namiot Świadectwa, gdzie składano modlitwy i ofiary Panu, gdzie zasięgano u Niego rady. Starożytni przywiązywali w tamtych czasach dużą wagę do miejsc, w których przodkom ukazywał się Pan, albo miejscowości, gdzie oddawano Mu cześć. I chociaż nie mamy powodu, aby podawać przypuszczenie, że nie modlili się na każdym miejscu, to jednak często szli w te, które były szczególnie z Nim kojarzone. Dawid przypomniał sobie o takim miejscu. Tu, obok Jerozolimy, w odległości „drogi szabatowej”, jak napisze święty Łukasz, czyli trochę mniej niż kilometr, znajdowało się wzniesienie, gdzie „korzono się przed Panem”, znane jako Góra Oliwna.
Dawid przeprawił się więc z niewielką grupą sług przez potok Cedron, podczas gdy wierni mu obywatele Jerozolimy szli w kierunku puszczy. Mimo potrzeby znalezienia się blisko Boga, król nakazał trzem kapłanom, którzy z nim szli, aby zawrócili do miasta i odnieśli na miejsce Arkę Przymierza, którą ze sobą zabrali. Sadok, Achimaas i Jonatan wrócili więc do stolicy, nic im bowiem jako sługom Bożym osobiście nie groziło. Tymczasem pokutujący król wstępował na górę. Szedł boso, z przykrytą głową, płacząc, za nim szli inni. Idąc, modlił się. W drodze na szczyt doniesiono mu kolejną, bardzo niepomyślną wieść – do sił niedoświadczonego Absaloma dołączył zdrajca Achitofel, który do tej pory był zaufanym doradcą królewskim. Był to bardzo cenny dla przeciwników Dawida sprzymierzeniec – wiedział o swoim panu wiele. Poznał jego słabe strony, nawyki, sposób myślenia... Znał się na wojnie, wiedział o kryjówkach Dawida. Ponadto cechowała go niezwykła mądrość, a jego rady były zawsze trafne, jak rady Boże. W tym coraz poważniejszym położeniu Dawid poprosił Boga o pomoc.
Odpowiedź nastąpiła natychmiast. Na spotkanie pokutującemu królowi na wierzchu góry wyszedł... jego przyjaciel Chuszaj Arkijczyk, człowiek, który, jak wiemy, zdołał niedługo potem pokrzyżować plany Achitofela i uratować Dawida.
Tak na górze Oliwnej odpowiedział Pan na prośbę swojego sługi. Dawid poprawnie odczytuje ten znak. Powstaje z klęczek, czuje, jak jego serce ponownie wypełnia nadzieja. Przed nim jest jeszcze wielka walka, ale już wie: w boju ze swoimi nieprzyjaciółmi stoi za nim Pan. Z nową otuchą król-psalmista schodzi z góry.
Sądź mię, o Boże! a ujmij się o sprawę moją; od narodu niemiłosiernego, i od człowieka zdradliwego i niezbożnego wyrwij mię; Boś ty jest Bóg siły mojej. Przeczżeś mię odrzucił? a przecz smutno chodzę dla uciśnienia od nieprzyjaciela? Ześlij światłość twoją, i prawdę twoją; te mię poprowadzą, i wprowadzą mię na świętą górę twoją, i do przybytków twoich, Abym przystąpił do ołtarza Bożego, do Boga wesela i radości mojej; i będę cię wysławiał na harfie, o Boże, Boże mój! Przeczże się smucisz, duszo moja, a przecz trwożysz sobą we mnie? Czekaj na Boga, albowiem go jeszcze będę wysławiał, gdyż on jest wielkim zbawieniem twarzy mojej, i Bogiem moim. Ps. 43:1-5
SYN DAWIDOWY NA GÓRZE (Mat. 26:36-46, 47-56; Mar. 14:26-34, 35-43, 44-52; Łuk. 22:39-46, 47-53; Jan. 18:11)
Niespełna tysiąc lat później drogą Dawida – uciekiniera na tą samą górę podąży inna wielka Postać, nazywana przez sobie współczesnych Synem Dawidowym. Chodzi oczywiście o Pana Jezusa. Po Ostatniej Wieczerzy w towarzystwie garstki wiernych Mu uczniów wychodzi On z pełnej szukających Go wrogów Jerozolimy. Przechodzą przez potok Cedron i idą na znane im miejsce, gdzie od dwóch nocy Pan chodzi się modlić. Jezus szuka woli Ojcowskiej. Jemu też ciężko jest na duchu, ogarnia Go wielki smutek.
I wziąwszy z sobą Piotra, i Jakóba, i Jana, począł się lękać, i bardzo tęsknić; I rzekł im: Bardzo jest smutna dusza moja aż do śmierci; zostańcie tu, a czujcie. Mar. 14:33-34.
Ten nowotestamentalny Król żydowski również poszedł tam, aby szukać drogi łączności z Bogiem w chwilach największego kryzysu, boju z samym Sobą i z Przeciwnikiem, w ostatnich momentach Swojego życia. „Naród żydowski za pośrednictwem swoich przedstawicieli i przywódców, zamiast przyjąć Jezusa, odrzucił Go i w ten sposób przechylił się na pewien czas na stronę nieprzyjaciela Bożego” – Pascha, str. 10. Izraelici woleli słuchać tego, o którym Jezus powiedział: „Oto idzie władca tego świata, a nie ma nic do mnie”. Ten duchowy Absalom, dzieło rąk przedwiecznego Logosa, obrócił przeciwko Niemu prawie całego Izraela i szybko pogwałcił Boży Dekalog, który Żydzi tak eksponowali w swojej wierze (dziesięć nałożnic Dawida). Społeczeństwo izraelskie niedługo po odejściu Jezusa zmieniło się w naród gwałtowników, grabiących się i mordujących nawzajem, walczących przeciw wszystkim, dalekich od swoich świętych starotestamentalnych zasad, fanatyków, którym nie są w stanie dorównać religijni ekstremiści w żadnych czasach. Pan Bóg zakończył ten okres ich błędu w latach 66-73 i 132-135, odbierając im autonomię i kraj. 1 Tes 2:14-16.
W przeciwieństwie do Dawida Chrystus nie popełnił żadnego grzechu i nie ciążyło Mu sumienie, ale także On się wahał i szukał duchowego wsparcia ze strony Tego, który Go namaścił na Króla. Nie był spokojny co do swojej przyszłości, wiedział w dużym stopniu, co ma na Niego przyjść, ale brak Mu było pewności, czy wytrzyma tą próbę.
I rzekł: Abba Ojcze! wszystko tobie jest możno, przenieś ode mnie ten kielich; wszakże nie co ja chcę, ale co Ty. Mar. 14:36
Wyobraźmy sobie choć w niewielkiej części położenie i odpowiedzialność Naszego Pana Jezusa:
Do tej pory rozsądnie i mężnie odpierał wszystkie ataki Szatana i jego narzędzi. W niczym nie zgrzeszył, nawet w warunkach kilkudziesięciodniowego postu na pustyni, nieprzespanych nocy, trudów pielgrzymowania... Wyobraźmy sobie siebie samych, pozbawionych choćby na kilka dni elementarnej wygody czy pożywienia, nie mówiąc o przyzwyczajeniach do specjalnych luksusów, które mamy w tych czasach, jak byśmy to znosili. Pan nie dał się ani razu ponieść niewłaściwym emocjom, jeśli w ogóle się w Nim rodziły, jeśli pojawiały się choćby przelotnie w Jego umyśle, spowodowane reakcją ciała na umartwianie czy napaściami nieprzyjaciół. Jezus nie odzłorzeczył złorzeczącym, nie uchybił w niczym Prawu Bożemu. Jego próby zaostrzały się w miarę zbliżania się do końca Jego misji. W ciągu ostatnich dni Żydzi oglądali go zewsząd jak baranka paschalnego, usiłując dostrzec w nim jakąkolwiek skazę, nie znaleźli jednak nic kompromitującego. Falangi faryzeuszy, kapłanów i Herodian oraz różnej maści podłych osób atakowały w rozmowie tego samotnego Człowieka, wielu na Jednego, bezskutecznie Go kusząc. Teraz jednak przychodziła ogniowa próba cierpienia, i to takiego do granic wytrzymałości ludzkiej. Biczowanie, bicie, męka ukrzyżowania. I coś jeszcze gorszego dla każdego mającego godność człowieka – szyderstwa, niezasłużone zniewagi. Pan nie wiedział, czy wytrwa, czy zdoła to właściwie przyjąć. Dlatego Jego modlitwie w ogrodzie u stóp Góry Oliwnej towarzyszył pot „jak krople krwi, spadający na ziemię”.
Rozstrzygały się losy nas wszystkich. Z jego losem włącznie. Los modlącego się tu tysiąc lat wcześniej króla Dawida. Nasz los. Tysiące oczu w niebie spoglądało na tę drogą nam Jednostkę i zastanawiało się: „Wygra? Czy przegra?”. Dwanaście lub więcej legionów anielskich stało w gotowości, strzegąc, by ofiara odbywała się zgodnie z Bożymi wymaganiami. Od postawy Pana zależało kto zwycięży w prastarym konflikcie Boga z Szatanem, a także czy nasza śmierć, którą wszyscy umieramy, będzie śmiercią wieczną, czy tylko snem. Świadomość tego musiała być ogromnym obciążeniem psychicznym dla wyczerpanego Jezusa.
Który za dni ciała swego modlitwy i uniżone prośby do tego, który go mógł zachować od śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował, i wysłuchany jest dla uczciwości. A choć był Synem Bożym, wszakże z tego, co cierpiał, nauczył się posłuszeństwa. A tak doskonałym będąc, stał się wszystkim sobie posłusznym przyczyną zbawienia wiecznego. Żyd. 5:7-9
Pamiętamy, że Dawid odesłał swoich kapłanów do Jerozolimy. Jezus też zadbał o bezpieczeństwo swoich przyjaciół, którzy mieli stanowić Jego „królewskie kapłaństwo”. Najbliżsi rozpierzchli się, nic im się nie stało, uwaga prześladowców skupiona była tylko na ich Mistrzu. „Prasę (po grecku Getsemane) tłoczyłem Ja sam, nikt z ludu nie był ze mną” Izaj. 63:3.
Teraz Jezus, który oprócz grzechu miał przejść wszystko, co tu na Ziemi spotyka człowieka, doświadczyć musiał zdrady ze strony bliskiego przyjaciela i ucznia. I podczas gdy Dawidowi oszczędzony był fizyczny kontakt ze zdrajcą, Jezus poczuł całujące wargi i ironiczny głos swojego Achitofela osobiście. „Bądź pozdrowiony, Mistrzu!”. Nie wiemy, na ile Naszemu Panu łagodziła straszne poczucie zawodu Jego przewidująca wydarzenia wiedza (Jan. 18:4), ale z pewnością bolała Go w tej chwili świadomość, że wszystkie Jego próby naprowadzenia Judasza na dobrą drogę zawiodły. Pan zdobył się jednak na nazwanie go przyjacielem. Jego miłość, patrząca na nas jak na nieszczęśliwe ofiary grzechu, zaślepione narzędzia Złego, dała Mu siłę, aby znieść i to.
Jeszcze i coś innego dało Jezusowi siłę. Chwilę wcześniej, tak jak król-pasterz ze Starego Testamentu, nasz Dobry Pasterz również doznał wzmocnienia na Górze Oliwnej. Na spotkanie z Panem również wyszedł przyjaciel, istota anielska, która pocieszyła Go na duchu i dodała Mu sił przed decydującą bitwą czternastego Nisan (Łuk. 22:44). Biblia nie podaje nam imienia tego anielskiego Chuszaja, więc chwała niech będzie Ojcu Jezusowemu za to posilenie, które być może było decydujące w ostatecznym zwycięstwie. Teraz, upewniony o Boskiej łasce, Mistrz spokojnie szedł naprzeciw czekającym Go próbom.
A czterdzieści kilka dni później, kiedy ustał już płacz po zamęczonym Mistrzu, a na jego miejsce przyszło zdumienie i zachwyt wobec faktu zmartwychwstania, na tej samej Górze, tutaj, blisko sześćset naszych żydowskich braci i sióstr oglądało Pana, jak triumfalnie wznosi się ku niebu. Również i my, przyjęci przez Niego obcokrajowcy, patrzymy w to niebo, wiążąc nasze nadzieje z Nim i Jego Królestwem, obiecanym nam z nieba i związanym właśnie z tą Górą (Zach. 14:4).
- Tagi: Abba, Absalom, Achitofel, Arka Przymierza, Biblia, Chrystus, Chuszaj, Dawid, Dekalog, droga szabatowa, Filistyni, Getsemane, Góra Oliwna, grzech, Itaj z Gat, Izrael, Jerozolima, Judasz, Król żydowski, król-pasterz, królewskie kapłaństwo, Logos, modlitwy, modlitwy i ofiary, Namiot Świadectwa, naród izraelski, niebo, ołtarz, Pan Bóg, Pan Jezus, Pascha, potok Cedron, prorok Natan, psalm, psalmista, rada Achitofela, Saul, Stary Testament, Syn Boży, Syn Dawidowy, Szatan, Uriasz, Zbawienie, łaska