Głupstwo i słabość u Boga

Autor tekstu - Samuel Królak | Data publikacji - piątek, 20 lutego 2015 | Obszar - na Północ

Głupstwo i słabość u Boga
fot. Małgorzata Kubic

Albowiem głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie; a mdłość Boża jest mocniejsza niż ludzie (1 Kor. 1:25).

Czy wolno – aż wzdragam się to wypowiedzieć – twierdzić, że u Boga jest jakieś głupstwo lub słabość? U nieśmiertelnej, wszechmogącej istoty, która swoją mądrością stworzyła wszystko? Jak można? I czy to nie herezja, przypisywać coś takiego Bogu? No, ale przecież apostoł używa takiego określenia. Co ma na myśli?

Ta ocena nie jest autorstwa Pawła, mimo że pada w jego Liście. Pochodzi od osób z „zewnątrz”, od nienawróconych Greków[1] (czyli ogólnie pogan) czy Żydów. To dla nich zjawisko chrześcijańskie było głupstwem czy oznaką słabości, słabości charakteru czy umysłowej. Uznanie nauki o Chrystusie za „głupotę” lub „słabość” było częstym zdaniem u filozofów tamtego okresu. Nie tylko tamtego.

Głupstwo – niezaspokajające cielesnych oczekiwań proste głoszenie Jezusa, nauczanie o nim niemalże dziecinne, jakby to ujął prorok Izajasz (Izaj. 28:9-13). Słowa głoszenia takiej Ewangelii są nadzwyczajnie proste, ponieważ ich grupą docelową są ludzie prości, zepchnięci na gorszą pozycję, dyskryminowani społecznie, biedni, uważani za nic. Niewolnicy, osoby drugiej kategorii, ubodzy poddani Rzymu. Dla ludzi byli prawie niczym (owszem te rzeczy, których nie masz – 1 Kor. 1:28), dla Boga ze względu na naturalny skarb wypracowanej pokory i pragnienie lepszej rzeczywistości byli najlepszą glebą na zasianie Dobrej Nowiny. Słowa głoszenia (kerygma[2]) Pawłowego ogołocone były z wszelkich ozdobników, aby trafić do prostych ludzi pięknem samego swojego sensu, potęgą opowieści o Synu Boga, który z miłości do ludzi oddał im samego Siebie, który stał się takim, jak oni, zniżył się do nich, aby ich pociągnąć.

Ilekroć czytam Ewangelię, zawsze mnie coś w niej wzrusza. Czasem tak pozytywnie „zazdroszczę” tym, którzy czytają ją i przeżywają po raz pierwszy.

Ale załóżmy na chwilę takie nieprawdopodobieństwo, że Pan również ma swoją słabszą stronę.

Co u naszego Pana byłoby taką „słabością”?

Jego uczucia do nas. Jego miłość. Bóg dał się przez nauczanie Jezusa poznać ludziom jako istota kochająca, gotowa do wielkich poświęceń, aby przyprowadzić na nowo do społeczności ze sobą wszystkich marnotrawnych synów. Bóg wystawia na widok swoje uczucia, robi to, czego boi się wielu ludzi. Bóg obnaża swoją kochającą, czułą naturę. Objawiając prawdziwego siebie naraża się na kpiny ze strony szyderców, naśmiewców, ludzi, którzy jeśli już milkną, to tylko przed bogami terroru.

Każdy inny przymiot Boży poza miłością budzi respekt i strach. Sprawiedliwość Boża przypomina nam o naszych przewinieniach i budzi lęk przed odpowiedzialnością za nie. Mamy poczucie, że nie dorastamy do Bożych standardów. Mądrość Boża sprawia, że czujemy się mali i znikomi, zawstydza nas; tak samo jest z przejawami Bożej Mocy. Spójrzmy w ogromne przepaście Wszechświata, który On stworzył – znikniemy w swoich własnych oczach. Natomiast Miłość – ta zbliża do Boga, pokazuje Jego dobroć i ośmiela do nawiązania z Nim relacji.

Ważne: Bogu nikt nie może uczynić ani nic złego, ani dobrego. Jest samowystarczalną, wieczną i wszechpotężną istotą duchową. Ale można Go zranić, zrobić Mu przykrość – właśnie przez Jego uczucia, jeśli nawiąże się z Nim relacje, a następnie zawiedzie się Go.

O, jak mi smutno, jak mi smutno! Wiję się z bólu. O, ściany serca mego! Moje serce jest zaniepokojone, nie mogę milczeć, bo głos trąby słyszysz, moja duszo, zgiełk wojenny! (Jer. 4:19).

Wydawałoby się, że są to słowa proroka Jeremiasza, ale słowa te wypowiada Pan. Izrael zawiódł go przez swoje nieposłuszeństwo, dlatego Bóg z ciężkim sercem poddał go karze.

A nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym jesteście zapieczętowani na dzień odkupienia (Efez. 4:30).

Z tych słów również wynika, że Boga można rozczarować i zasmucić swoim niewłaściwym postępowaniem (uważam za br. Andrzejem Nowakiem, że ilekroć w Piśmie Świętym Duch święty zdaje się przybierać cechy osobowe, to w takim miejscu mowa jest o Bogu).

W takim i tylko w takim sensie można mówić o rzeczywistej „słabości” Pana Boga. Miłość jest „słabością”, ale ta słabość jest silniejsza niż cała moc ludzka, potężniejsza nawet niż moc śmierci.

Z dziećmi Bożymi jest tak samo. Kiedy niewierzący Grecy patrzyli na chrześcijan, to być może (a raczej na pewno, jeśli się zna ocalałe teksty z tamtej epoki) niektórzy spośród nich, ci bardziej bezwzględni, oceniali ich postawę w taki sposób. Nasuwa mi się jakże kontrowersyjne, a zarazem stuprocentowo trafne porównanie Michała Targosza sprzed lat: chrześcijanin pod pewnym względem podobny jest do człowieka chorego na AIDS. W czym? U jednego i drugiego nie spełnia swojej ochronnej funkcji układ immunologiczny. Człowiek zakażony wirusem HIV jest bezbronny wobec chorób i wirusów, jego organizm nie broni się przed nimi. Naśladowca Jezusa również utracił pewną obronną zdolność – nie odpowiada złorzeczeniem, nie używa przemocy, nie „rozpycha się łokciami”. Rezygnuje z walki o uprzywilejowane miejsce w tym świecie. Stąd wielu patrzy na niego jak na głupca czy słabeusza, nie wykorzystującego szans i okazji, aby lepiej się „ustawić” życiowo, aby nie dać się stłamsić itd. Chrześcijanin jest bardziej wrażliwy i bezbronny od pozostałych ludzi, a rezygnując z szatańskich metod współzawodnictwa o wartości tego świata jest zawsze w gorszym położeniu.

Pan Jezus wspomniał o tym podsumowując przypowieść o niewiernym zarządcy. Mówi On:

I pochwalił pan nieuczciwego zarządcę, że przebiegle postąpił, bo synowie tego świata są przebieglejsi w rodzaju swoim od synów światłości (Łuk. 16:8).

Jest tak jeszcze z jednego powodu oprócz wyżej wymienionych: uczeń Jezusa nie może dorównać w doczesnych umiejętnościach czy zaletach innym ludziom również dlatego, że jest na tym świecie częściowo „nieobecny”. Podczas gdy świat propaguje oddanie się w 100% wykonywanej czynności, na przykład pracy albo innemu zajęciu, myślenie o nim w pracy i po pracy, stawiając je w ten sposób na miejscu religii, w imię zdobycia przewagi nad innymi, człowiek Boży uczestniczy w tym co najwyżej w dziewięćdziesięciu kilku procentach, ponieważ nieustannie zastanawia się też nad zagadnieniami duchowymi. W sprawach Ojca mego ja być muszę – słowa dwunastoletniego Jezusa nie zostały zapisane tylko dla świadectwa o Jego pobożności, powinny one także charakteryzować chrystusopodobnych. Sprawy Ojca nie są z tego świata. Sprawy Ojca konsumują czas i umiejętności, które inni wolą spożytkować dla zabawy, pasji lub samodoskonalenia.

Logiczną konsekwencją takiego toru postępowania będzie gorsza pozycja w pracy, w karierze, w zdobywaniu dóbr materialnych, w każdej dziedzinie ludzkiej aktywności.

Wszystko to jest postrzegane przez obserwatorów nieprzekonanych do chrześcijaństwa jako słabość. I w pewnym sensie na pewno jest to swoista słabość. Ale ile dostajemy w zamian, nawet w tym życiu! Niewysłowiony pokój w sercu, pozwalający spokojnie spać, kiedy wokół szaleją żywioły ludzkich namiętności. Nadzieja przyszłości, chroniąca nas przed straszną rozpaczą ateizmu. Co z tego, że patrzy się na nas jak na jakichś lunatyków. A poza tym wspomniana „częściowa nieobecność” oznacza, że „tam”, gdzie jest nasze pozostałe „ja”, nasz skarb, tam cały czas gromadzi się i rośnie coś, co da się przenieść do przyszłego Królestwa. Coś, czego nikt nie ukradnie, co się nie rozsypie ze starości, nie zdewaluuje. Może kiedyś się okaże, że chrześcijaństwo nie było głupotą czy dobrowolną utratą szans, ale rozsądną lokatą. Zobaczymy. Ja w to wierzę.


[1] Metonimicznie nazwą „Grek” określał św. Paweł wszystkich nie-Żydów

[2] Kerygma (gr. opowiadanie, głoszenie) – pierwszy „poziom” nauczania o Chrystusie, porównywany w liście do „mleka”, jest to „proste ogłaszanie podstawowych faktów, dotyczących chrześcijaństwa”, po nim, dla dojrzałych, czyli „doskonałych” następuje drugi – didache, nauczaniedoktrynalne, „wyjaśnianie znaczenia i wartości przedstawionych wcześniej faktów”. Zob. William Barclay, Listy do Koryntian, Słowo Prawdy 1979

Udostępnij...

O Autorze

Samuel Królak